16 - Jak w jakimś babskim filmie... Nie narzekam ♥.

~ Jack ~

...ok. 
Ok, Jack.

Znacie ten oklepany i absolutnie nazbyt użyty zarówno w literaturze, jak i w filmach i komiksach w dosłownie każdym kraju motyw, a mianowicie; bohater powieści budzi się obok kogoś bez pamięci, co robił dzień albo noc wcześniej? Tak?
No właśnie ja też znam, w sumie to w przeszłości zaznałem tego wielokrotnie...
...i właśnie ów motyw doświadczam też obecnie.

Leżę. Nie otwieram oczu, tak na wszelki wypadek.
Za cholerę nic nie mogę sobie przypomnieć.
Leżę na boku. Czyjaś dłoń oplata moje biodro, i ochhh... bardzo nisko położona dłoń.
Cały wczorajszy dzień (tak i noc) są zamglone jak szyby zimą w autobusach.
Moje palce są zaciśnięte wokół jakiegoś materiału; muszę uważać, żeby się nie wybudzić... a raczej, żeby nie dać tej osobie znać, że się wybudziłem, i nagle nie doprowadzić do sytuacji rodem z anime. Nie chcę tego, bo to ciepło jest zbyt przyjemne.
Wspominam tego pierniczonego mima, a jednak to nie w tym jego zapachu (tym perfum, tym drogiego mydła, tym sztuczności) obecnie jestem opatulony niczym kocykiem bezpieczeństwa, stąd mogę się jakoś... choć trochę zrelaksować, niezależnie jak dziwne by się to nie wydawało.

Momentalnie zastygam, gdy ów duża i ciepła i umięśniona i omójnieistniejącybożezczekolady jakże cudowna dłoń zaczęła... ugniatać lekko dolną część moich pleców, paznokciami zahaczając lekko o rogi bluzki (koszulki?), którą najwyraźniej obecnie mam na sobie.

O-on... on nadal myśli, że śpię, prawda?

Dopiero kiedy ta dłoń dotknęła mojej nagiej skóry... zwróciłem uwagę na te wszystkie inne czynniki, skupiając się na nich.

Zapach. Zapach... kojarzę go, kojarzę, czy to... deszcz, deszcz, ale oprócz tego...

Powstrzymuję się przed wydaniem z siebie wszelakiego odgłosu, kiedy to zaczyna gładzić moje nagie plecy pod materiałem koszulki, nie raz zjeżdżając... prowokująco nisko, wsuwając palec tylko marny centymetr pod materiał moich... a raczej po prostu bokserek (prawdopodobnie czyichś), które obecnie mam na sobie.

Prowokuje.

Drżę. Drżę na całym ciele. On... on raczej wie, że już nie śpię, prawda?

Poza tym, ten zapach, zapach, zapach...! Nie wierzę, a jednak... a jednak, to wszystko inne... dlaczego, dlaczego moje wspomnienia są tak bardzo zamglone?
To nie może być sen, nie może, to jest zbyt realne, te dłonie są zbyt ciepłe, a ja za bardzo drżę, żeby to mógł być tylko sen.

Czuję tylko lekkie pulsowanie w głowie; zdaje się nasilać, kiedy próbuję przypomnieć sobie wczoraj, albo dzisiaj; cokolwiek, co wydarzyło się w ostatnich godzinach.

Nic, nic, nic, ale ten zapach...

!

Zagryzam wargi; inaczej wydobyłby się z nich głośny jęk, kiedy...

...a-ach, na pewno... mnie usłyszał, choć trochę; nic z tego nie rozumiem; mam wrażenie, że to nadal sen, a jednak te sensacje, zbyt realne, ten zapach, to ciepło; on... nie znam powodu, ale... och, on będzie pewnie... chciał, mnie, prawda?
...p-prawda?

Kontynuuje ugniatanie moich... p-pośladków, momentami figlarnie zadrapując skórę paznokciem, i, a-ach, on... on wie, co to ze mną robi, prawda?
Jęczę, do cholery jasnej, jęczę od czegoś takiego, jest tak bardzo ciepły, tak bardzo mnie prowokuje.
Jeszcze... jeszcze chwila, a z pewnością... będę musiał, zimny prysznic, i... tak ciepło, jego dłonie, drugą (tą, na której obecnie po części leżałem; z mym frontem zwróconym do niego); zaczął masować mi kark.

Oddech. Czuję ciepły oddech na swojej szyi; przez moment przemyka mi myśl, cicha nadzieja (a jednak jakże pełna sprzeczności), że nie zechce mnie teraz pocałować, w końcu nie umyłem zębów; poza tym... on, mnie teraz raczej nie... prawda...? Najpierw musiałbym wziąć prysznic, i się odpowiednio przygotować, chyba że tamten mim, ale i tak, a poza tym...

- KYA!

C-co?

- Kara za to, że ponownie nie powiedziałeś mi, że się obudziłeś.

Ciepło mnie opuściło, nagle zastąpione chłodem powietrza i momentalnie osamotnionej pościeli, gdy postać się nagle ode mnie odsunęła.

...h-huh?

Sięgam dłonią do swojej szyi, na której wyczuwam ból, i... to krew?
Syknąłem cicho, gdy przejechałem palcem po ów rance...
...odcisk zębów?

Chase... mnie właśnie ugryzł? I to aż do krwi?

- Przebierzesz się po śniadaniu, bo pewnie niedługo będzie gotowe. Toaleta to pierwsze wejście w korytarzu po prawej.

Wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Oniemiały przez... dobrą chwilę nie mogłem się ruszyć. A gdy już... spróbowałem się podeprzeć...
...od razu wspomniałem całą ubiegłą noc. I dzień. I te naście godzin, sądząc po wpadających do pokoju słonecznych promieniach.

Chase'a już tu nie ma, a ja wciąż jak głupi masuje miejsce, w którym mnie ugryzł, niemalże nieświadomie zatapiając palce w te drobne wgłębienia; jak gdyby chcąc, by stały się permanentne.
Boli, to boli, a jednak... ten mokry ślad, który pozostawił też w tym miejscu na mojej skórze, jego ślina zmieszana z moją krwią...

...w-więc, gdzie mógłbym wziąć ten zimny prysznic?

Zawsze wiedziałem, że... że mam w sobie coś z masochisty, a-ale... a-ale że aż tak...

...a~ach, nieładnie tak, Chase... Jesteś zdecydowanie zbyt okrutny, zostawiając mnie w tym posłaniu przesiąkniętym twoim zapachem; i to jeszcze w tak podekscytowanym stanie...

~ * ~

Na szczęście nikt nie miał nic przeciwko temu, żebym wziął sobie, ach, szybki prysznic*; z całą pewnością bez tego... nie było by tak ciekawie.
Albo byłoby tak ciekawie, że znowu w ciągu dwudziestu czterech godzin straciłbym przytomność...
...nie myśl, nie myśl, nie myśl...

Przebrałem się również; gdy usłyszał, że jednak już teraz biorę prysznic, Chase zostawił mi ubrania na krześle przed wejściem do głównej łazienki... i prawie nie padłem na zawał, kiedy w środku mego mycia się zapukał do drzwi.
Zdaję sobie sprawę z tego, że jego pojęcie prywatności osobistej jest zupełnie... inne, z braku lepszego słowa, od dużej części ludzi... Ok, ok, może przesadzam, nie znam oficjalnych statystyk, a jednak... Dobrze, że przynajmniej tylko zapukał, a nie że jeszcze by chciał wejść i... dołączyć, czy coś.
Inaczej by było, gdybym był hetero, i/albo gdybym miał przynajmniej pewność, że on jest hetero; wtedy faktycznie bym... nie miał nic przeciwko.
A jednak kiedy twój zdradziecki umysł podsuwa ci tyle scenariuszy, a przed oczami stawia się nagle taki przerobiony z dwa de na trzy de obraz...
...shiet, shiet, pomyśl o ślimakach albo innych paskudach, bo inaczej będziesz znowu lecieć pod prysznic... albo pomyśl o Ashley... o, od razu lepiej...

Przekroczyłem próg pomieszczenia, które najwyraźniej jest kuchnią...
...i niemalże (ponownie) nie straciłem przytomności na widok tego, co zastałem.

Macie czasami takie chwile, w których leżycie sobie wygodnie we własnym łóżeczku, i zaczynacie rozmyślać o swojej przyszłości? I macie w głowie takie różne pierdoły, typu: ,,Fajnie, jakby mój przyszły facet był jak Chase!", albo: ,,Omg, bym mogła/mógł nawet kogoś zajebać, żeby tylko mój przyszły mąż umiał gotować!"?

Właśnie stoi przede mną współistnienie obu marzeń. Oprócz tej części o mężu.

Chase. W czarnym fartuchu. Gotującym. Smażącym naleśniki, tak dla dokładności.

...muszę to zanotować w CCJZ, choćby mnie to miało zabić.

~ Chase - chwilę wcześniej ~

- Chodź tu szybko...!

- ...Nakai-san, mogłabyś mi, proszę, wytłumaczyć, co tu się...

- Nie ma czasu na gadanie! Ubierz to!

Zaciągnęła mnie do kuchni za nadgarstek, rzucając w moją stronę czarny... fartuch?

Posłusznie założyłem go na siebie (znając życie gdybym tylko odmówił, to by albo zaczęła biadolić po koreańsku - co skutkowałoby pękniętymi bębenkami - albo by zaczęła rzucać we mnie shurikenami), gdy to czarnowłosa kobieta wlała resztki ciasta naleśnikowego na gorącą patelnie, podsmażając go.

- Chodź, chodź...!

- ...naprawdę byłbym wdzięczny, gdyb...

- Ćśśś, to nic złego, nikomu nie stanie się żadna krzywda~. Złap za patelnię i stań tutaj.

Podążając za tą prostą instrukcją już po chwili, ubrany w czarny fartuch, trzymałem w dłoni patelnię z podsmażającym się naleśnikiem... którego najprawdopodobniej wyrzucę zbyt wysoko i ponownie przylepi się do sufitu, jak to było ostatnim razem; powód, dla którego to Nakai-san zajmowała się gotowaniem w tym domu.

- Ohoho, kekeke, hihihi, to ja już spadam na podniebne manowce, a ty tak chwilę postój, Chassie~.

- ...czy mógłbym chociaż poznać powód, Nakai-san?

- Och, to nic, nic.... Po prostu trzymaj tego naleśnika i przełóż go na talerz, gdy tylko albinos-chan przekroczy próg pomieszczenia, a ja się stąd ulatniam; jakby co mnie tu nie było.

- ...dlaczego?

- Oj, nie marudź, tylko tak zrób, jeszcze mi podziękujesz! Jeżeli wystraszysz mojego przyszłego zięcia, to go uduszę...

- ...i czemu miałbym się tym przejąć?

Oprócz oczywistych faktów typu zakopywanie zwłok zapewne jest strasznie kłopotliwe, i że byłoby szkoda kogoś tak unikalnego jak on?

- Ćśśś, grr, po prostu to zrób! Och, i tak przy okazji, to weź się może jednak najpierw rozbierz do naga, albo chociaż zdejmij koszulkę...

- Dopiero co się ubrałem, nie ma to najmniejszego sens...

- Ale następnym razem jak on będzie pichcić dla ciebie, to KONIECZNIE pamiętaj kazać mu gotować nago, w samym fartuszku; w sumie to możesz mu też kazać najpierw przygotować siebie, a dokładniej jego tyln...

- Nakai-san!

...ponownie zaczynam powątpiewać, czy na pewno ma te sześćdziesiąt lat i czy nie jest przez przypadek nastoletnią panną zaklętą w starszym ciele; szanuję ją, i to bardzo, a jednak czasem...

- Okeej, okeej~... Rumienisz się, radzę ci to jakoś naprawić~!

- Jak tylko stąd wyjdziesz, Nakai-san, i przestaniesz insynuować głupoty, to z pewnością mi się polepszy.

- Hai, hai~!

Niemalże idealnie w momencie, w którym zniknęła za drzwiami prowadzącymi na werandę, przez próg od pomieszczenia przeszedł czerwonowłosy.

Zaspany, ma na sobie wciąż za duże dresy; podwinął je sobie nieco; oraz zaskakująco nie najgorszych rozmiarów T-shirt - fakt faktem na mnie jest nawet nieco przyciasny, a jednak na jego sylwetce przynajmniej nie wygląda jak worek od ryżu.

Stanął w progu... i wciąż się we mnie wpatruje, jakby zobaczył mityczną Meduzę. Mam coś na twarzy?

Powróciłem uwagą do naleśnika, który... może i najlepszy ze wszystkich tych przygotowanych przez Nakai-san nie będzie z tymi nieco przypalonymi brzegami, ale na pewno dam radę go skonsumować.

Odłożyłem go na pozostały stos, chwilowo powracając wzrokiem do tej kulki nieszczęść, która zdaje się przyciągać wszystkie pechowe sytuacje, a jednak wciąż daje radę unieść się na powierzchnie...

...z serii, nie pozwól mu się do mnie przywiązać. Pozwalam mu korzystać z mojego domu, jak mu się tylko podoba; śpi w moim łóżku, i to jeszcze obok mnie; zwiedza sobie moją posiadłość; i jeszcze będzie jadł ze mną śniadanie...
Dobrze, że Nakai-san ma zwyczaj omijania porannych posiłków. Nie wyobrażam sobie siedzieć jeszcze z nią przy stole, zwłaszcza zwracając uwagę na to, jak bardzo bywa czasami... specyficzna.

Dołączam do rozłożonej na stole zastawy i dwóch talerzy jeszcze jeden, pełen naleśników; kładę obok również różany dżem i syrop sosnowy, następnie siadam na podłodze przy stole.

- ...długo planujesz tak stać, czy w końcu do mnie dołączysz?

Dopiero na te słowa zdawał się oprzytomnieć... i dlaczego jest tak bardzo rumiany? Nawet nie patrzy mi w oczy... nie, żeby to miało najmniejsze znaczenie.

Zatapiam zęby w miękkim cieście, z lekkim uśmiechem zauważając, że przynajmniej tym razem cukier nie został pomylony z solą.

...nawet jeżeli już usiadł, to dlaczego on wciąż nie je?

Mijają minuty spokojnej ciszy, chociaż sądząc po tym jak bardzo się wierzga zgaduję, że dla niego jest to raczej ,,niekomfortowa'' chwila.
Najlepszym rozwiązaniem byłaby rozmowa w takiej sytuacji, czyż nie? W tym tempie jedzenie się ochłodzi.

- Nawet gdyby to była prywatna akcja mima, a nie całego gangu, i tak byśmy w jakiś sposób chcieli się na nim odpłacić, w końcu nie udało się nam odzyskać tamtego terytorium, a żadna z grup nie ma aktualnie przewagi w rankingu. Nie masz więc co czuć żadnych wyrzutów sumienia za tamtą porażkę, a już tym bardziej za sam fakt, że dałeś się złapać.

Moment, w którym przerwał nerwowe krojenie (a raczej rozdrabnianie na jeszcze mniejsze cząsteczki) naleśnika, zamiast tego skupiając swoje spojrzenie na mnie.

- ...to Ashley wydała nasz plan, prawda?

Uśmiecham się lekko w odpowiedzi; nie było to w żaden sposób takie trudne do odgadnięcia, zwłaszcza kiedy jako jedyna miałaby z tego jakiekolwiek korzyści... i kiedy jako jedyna bywa taką desperatką.

- Jakieś ciekawe pomysły na przyszłość?

- Tak; mam plan, który możemy wcielić w życie nawet od razu.

Od razu, huh... Z jednej strony zyskalibyśmy na elemencie zaskoczenia, a z drugiej...

- To wciąż za szybko. Ledwo jesteś w stanie ustać, najwyraźniej cokolwiek ten francuz ci dał wciąż jeszcze ma nad tobą nieco władzy.

- ...to nie jest tak, że jestem dziewczyną, czy coś...

...a jednak wydajesz się być jakże szczęśliwy z tym, że zwracam na ciebie tyle uwagi.

- Ale rumienisz się jak jedna.

Aha, i tu nadchodzi ten jego słynny buraczany odcień, który rozciąga się od jego ramion aż po uszy.
Jak homar.
...dziś na obiad zrobię coś z owocami morza.

- Kawy? - zapytałem, delektując się już drugim naleśnikiem (ponownie z syropem sosnowym), kiedy to mój towarzysz przy posiłku niemalże nie robił sobie zimowych zapasów kolejnym.

- Fofrosze! [Poproszę!]

Wstałem od stołu, kierując się do umieszczonej na pobliskiej szafce maszyny. Zignorowałem podążające za mną jakże natarczywe spojrzenie; zdążyłem się już przyzwyczaić do tego, że zawsze mi się przygląda, kiedy wydaje mu się, że tego nie widzę.
Nie, żebym planował mu o tym powiedzieć w najbliższej przyszłości.

Gdy po jakimś czasie postawiłem przed nim parujący kubek z najwyraźniej jego ulubioną cieczą (zakładając, że faktycznie każdego dnia wypija po przynajmniej sześć kubków; albo przynajmniej tyle plastikowych opakowań znalazłem obok niego na biurku, kiedy to ostatnim razem zasnął przy planach), zaczął wpatrywać się w naczynie z błogim spojrzeniem, tylko wdychając sam zapach.

- Nie pijasz kawy, Chase?

Jego głos, niemalże szept, przerwał przytulną ciszę, a jednak w żaden sposób nie naruszając spokoju tej porannej chwili.

- Wolę herbatę.

Którą z jakiegoś powodu ominąłem dzisiejszego poranka, zbyt skupiony na swoim gościu.
Nie chcę wyjść na złego gospodarza, a jednak nie jestem zbyt przyzwyczajony do innych ludzi w moim domu - a już tym bardziej w mojej kuchni.

Nim zaczerpuje pierwszy łyk, zwraca w moją stronę pytające spojrzenie.

- ...nie powinieneś być już w kwaterze? N-nie, żebym chciał, żebyś mnie już zostawił, to znaczy, ż-żebyś już szedł, a-albo że...

- Wuya już się wszystkim zajęła. Dziś oboje mamy wolne.

Powraca do kawy, trzymając jaśminowe naczynie w obu dłoniach.

Cisza. Pogodny spokój. Żadne z nas nie czuje potrzeby, aby się odezwać.

...czuję się tak spokojnie we własnym domu. Nie pamiętam... kiedy ostatni raz byłem w stanie się odnaleźć w tym miejscu.
Zawsze wydawało mi się zbyt duże, zbyt puste, zbyt nieodpowiednie. Zawsze zostawałem po szkolnych zajęciach w HQ, tam również spędzałem noc - tam zawsze ktoś, coś, było, niezależnie, czy to ci wyznaczeni na patrole, czy ci, którzy zaliczyli ,,zgony'', czy ci, którzy zostali, by popracować nieco po godzinach, lub ci, którzy sami nie chcą wracać do domów, czując się w tych ścianach z odpadającym tynkiem lepiej, niż gdziekolwiek indziej na świecie.

Pustka tego miejsca; Nakai-san częściej zamieszkuje oddzielny budynek, niezależnie jak blisko by się nie znajdywała, jej wszelaki ruch nigdy nie jest dla mnie słyszalny.
Cisza. Chłodna. Nienawidziłem tego uczucia; nienawidzę go. Zwłaszcza, kiedy wciąż mam tak wyraźne porównanie z tym, co było tu jeszcze lata temu.

Śmiech. Dwójka ganiających się po podwórku braci. Uśmiechnięta para siedząca na werandzie; splatająca w dłoniach wianek z ciemnych róż długowłosa kobieta. Róż; kwiatów, które tak bardzo nie pasowały do tego japońskiego ogrodu, a jednak znalazły tu swój dom. Mężczyzna, który układa jej kosmyki, próbując ułożyć je w warkocz; nie udaję mu się to, na co jego druga połówka obdarowuje go wesołym pocałunkiem.
Śmiech, śmiech, odgłosy zabawy, kroki, bieg, kroki służby, te ciche, chaotyczne uderzenia o drewnianą posadzkę, gdy ten wyższy chłopiec goni tego młodszego od siebie; są też imiona, nic więcej, a radosne okrzyki; słowa, które nie skrywają nic więcej, a radość.
Nawet kiedy zapadała noc, cisza wypełniona była ciepłymi oddechami ludzi, żywych ludzi.

Otwieram oczy; nawet nie zauważyłem, kiedy je zamknąłem.

Spoglądam na niego, na te lekko upojne spojrzenie, na te rumieńce na policzkach, na widoczne na szyi ugryzienie, wciąż jakże czerwone, a jednak niczym nie zasłonięte.

Uśmiech nie schodził mu z twarzy już od momentu, w którym to zasiedliśmy razem do stołu.

Przymykam na chwilę powieki, by zapamiętać ten moment; zbyt doskonale wiem, jak bardzo jest ulotny, jak szybko minie.

Pozwoliłem sobie na zbyt dużą chwilę słabości. Przyjdzie mi za to zapłacić gdy tylko zapadnie kolejny zmierzch, on stąd odejdzie, a jedyną żywą istotą w tym miejscu będę ja.















~ Narratorga/Narratoreg (Tęskniliście za mną, co~?) ~

"Jak to bywa w sobotnie... nie, czekaj, to jaki był... jest dzień tygodnia?"

[...]

"...okej, okej, już nie będę...

Jak to bywa w dni, które teoretycznie powinny być dniami wolnymi, no bo dzień święty święcić, czy jakoś tak... chociaż w sumie większość postaci tutaj to ateiści albo buddyści albo ciasteczkowy-potwór-iści, więc..."

[....]

"...e-ekhm, wracając do naszego wątku głównego!

Słonko świeci, a jakże, zwłaszcza po wczorajszej burzy się im należy słoneczna pogoda...!
...chociaż czekaj, nie, jednak pada deszcz... to znaczy, nie pada, jeszcze nie, ale że lubię deszcz..."

[. . .]

"...ogółem jest pochmurnie. I nie słychać ptaków, walić ptaki, nie lubię ich, srają cholery wszędzie gdzie popadnie; aktualnie kupiłam/em (skreśl jedno niepotrzebne i udawaj, że jesteś narratorem/ką) se wiatrówkę, żeby poszczelać w te pierniczone..."

[Ostatnia szansa.]

"HEHE, HYHY, OGÓŁEM W BIURZE, SŁOŃCE, DESZCZ, NIEWAŻNE, I SE SIEDZĄ TE BANDY MNIEJ I BARDZIEJ INTELIGENTNYCH, I SŁOŃCE JEST ZAWSZE, TYLKO TERAZ ZA CHMURAMI, I...

[Wyłącz Caps-Lock'a.]

"I jest biuro Heylin, a w nim..."

[Przypomnij mi, za co ja ci płacę?]

"...sama przed chwilą mówiłaś, że mam już nie przerywać swej zacnej opowieści, a sama..."

[Okej, nie zdałeś mojego testu, jesteś zwolniony/a, dobranoc, wypad z baru, tak, jestem okrutna.]

~ Narrator v2 ~

Zachmurzone niebo w pełni odpowiadało...

"...I co, że niby jest w czymś lepszy ode mnie?"

...humorem usadowionej przy barze postaci, która rozchmurzyła się dopiero na widok rudowłosej kobiety.

- Wuya-san~! Jakieś wieści?

- Kiedy wróci Chase?

Zawtórował Tubbimurze blond włosy chłopak, poprawiając na nosie okulary-zerówki; wciąż upierał się, że wygląda w nich bardziej ,,inteligentnie''... chociaż jak to wielokrotnie udowodnił mu to Spicer, Vee Lerfache wcale nie stoi na szczycie szkolnej elity intelektualnej.

"Wooow, ale oryyyginaaalne... Serio ludzie będą czytać ten hłam?"

Chłam*.

- Nie wróci.

Ten wiedzący uśmiech na jej twarzy...

- Juhu nyan~! Ta dwójka nareszcie się bzzzzyknęła, kya~!

- ...Ashley, mogłabyś, z łaski swojej, być cicho?

- No co, nya? I tak jestem prrrzyklejona do sufitu w ramach kary... mogę mieć chociaż tyle radochy, prawda~? Poza tym sam się rumienisz, Lian...!

- Każdy by się zarumienił w sytuacji, w której ktoś tak otwarcie mówi o tak intymnych sprawach...

"Oprócz bezdusznego pseudo-narratora v2."

- Da, Kici Kici yest yedyna, co ma więcej jaj by skazat co tag izvrashchennyy...
[Ta, Kici Kici jest jedyna, co ma więcej jaj by powiedzieć coś tak zboczonego...]

- ZBOCZONEGO?! OMINĘŁAM COŚ?! CZY TO CHACK CZY TYLKO JACK?!

- Ach, Molly...

"Serio tylko na to cię stać, pseudo-narratorze? Same dialogi? PFF! Ja jestem w stanie przekazać o wiele więcej treści w mych jakże zacnych opisach, a ty..."

- Jack, nie ma, na noc, u Chase?

Spojrzała się z wyczekiwaniem na rudowłosą, ledwie wyrzucając te słowa z siebie, jakże zmachana biegiem; ekscytacja wyraźna w jej oczach.
Gdy tylko królowa kiwnęła głową...
...to fujoshi wyskoczyła z miejsca, zaczęła piszczeć i tarzać się po podłodze, by po chwili zadławić się własną śliną omalże nie zmuszając pobliskiego randomowego członka Heylin do zrobienia jej RKO.

- YATTA~! Datę dzisiejszą zapiszę do swej kroniki; Chack się pewnie teraz pieprzą jak króliki~!

"...f%$#*&! srsly?"

Seriously.*

~ Słowa: 3 152 ~

Tak. Ja na poważnie to zrobiłam.

Ogółem, co do tej sceny, jak Jack wspomina o prysznicu, jest tam ta ,,*''. Napisałam (mam w planach napisać) swego rodzaju dodatek, a mianowicie dokładny opis tego prysznica... niekoniecznie zimnego. Poniekąd 18+. Nie, czekaj, to po prostu jest 18+.
Co do tego, gdzie to znajdziecie; z absolutnego lenistwa nie chce mi się robić nowej okładki... tak jak i nie chcę robić z tego opowiadania 18+... Dlatego najzwyczajniej w świecie dodam takie małe puste coś, co nie będzie nawet miało okładki, ani opisu; tytuł to ,,Brakująca Scena (Epizod 15) w Drugiej Połówce (Chack)''. Wow, wiem, ale się postarałam.
I można czytać to w sumie oddzielnie, więc może kiedyś zamienię to na One-Shot'a... może.

Niestety, nie pojawi się to dziś. Odpadam. Musicie mi to wybaczyć... mam na razie dość.

Kto wie, może do przyszłego terminu wyrobię się i zrobię z tego pełnometrażowy One-Shot?

Następny epizod: 17 [Ostatni] - ... (pojawi się...
gdy przestanę płakać za każdym razem jak oglądam nowe dzieło @Pirania-san ;-;)

Tak. Na prawdę następny epizod będzie ostatni. Zaskoczeni? Nie bardziej, niż ja.


I absolutnie kocham Cię Pirania-san za ten FanArt z dziś, cudo cudowne ;-; 
(Wszystkie cudne Chacko/Nishiono prace w jej książce na Wattpad!)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top