EPILOG
(1380)
⋆༺𓆩☠︎︎𓆪༻⋆
Konflikt zażegnany!
Dnia dzisiejszego, 13 lipca roku 1X99, nasz największy cesarz Monthel, król Sattärg, wyspy Sobieslavy, ziemi ghandedzkiej, wysp do niej należących oraz Pan ludu górskiego Haperesche, podpisał traktat pokojowy z królami Ingedahl, Olgdørfem Arenssem oraz Jongeir, Kärmmonem Mëënado. Wojna trwająca prawie dwa lata dobiegła końca!
Z tego co nam wiadomo, po przepytaniu paru osób związanych z naszym cesarzem, banda ingedahlskich, dzikich piratów porwała cesarskiego syna. Jakaś zdradziecka świnia z pałacu musiała przekazać im informacje na temat miejsca jego pobytu. Przewieźli go z bezpieczeństwa Wyspy Sobieslavy pod królestwem Cevrany przez szalejące morza i oceany, aby użyć go jako przetargowej karty! Dostaliśmy informację, że cesarzewicz opowiadał o tym, jak go głodzono, bito. Jego ubiór w momencie przekazania cesarzowi był porwany, najpewniej od tortur, którym go poddawano. Zeznawał, że wiele razy był bliski śmierci, a grożono, iż naprawdę go zamordują — „na oczach cesarza, jeśli będzie trzeba"!! — jak cesarz nie zgodzi się na pokój.
Możemy się zgodzić, że nasz najdroższy cesarz nie popełnił żadnego błędu. Na celu miał jedynie odzyskanie tego, co nasze! Ziemie Ingedahl i Jongeir należały do Monthel, zostały nam odebrane brutalnie przez ten niewdzięczny lud z gór! Podczas gdy te dwa, bezczelne państwa rozrastały się przez trzysta lat od Oddzielenia, Monthel stało niemal w miejscu, a to wszystko z ich winy!
Jeszcze odzyskamy to, co nasze. Ingedahl i Jongeir w końcu zmądrzeją i zrobią to, co Sattärg. Poddadzą się naszemu cesarzowi, bo to do niego należy ten dziki, zbuntowany lud.
Artykuł spod pióra Virshe Ézüst Majov.
⋆༺𓆩☠︎︎𓆪༻⋆
— Hej, kopytnik chyba do ciebie.
Wiśnia poprawiła związane w niski kok włosy. Rodzice chcieli jej ulżyć po tym, jak wróciła do domu (mimo że minęły już prawie trzy miesiące od powrotu jej i Jasmera) i kazali jej odpoczywać, ale — o, ironio! — teraz świetnie bawiła się, pracując w wiosce: karmiąc zwierzęta, wyrywając chwasty, przełamując strach i pomagając ojcu Jasmera przy pszczołach...
Spojrzała w górę, na twarz Lubo. Przerwał naukę na cevrańskim uniwersytecie i przypłynął na Wyspę Sobieslavy miesiąc po tym, jak zniknęła. Wbił łopatę w ziemię i przetarł czoło, które zdążył opalić przez ten czas, który spędził w rodzinnej wiosce. W następnym miesiącu wraca na Cevranę, więc musi się nim nacieszyć.
W tym momencie jednak chciała się nacieszyć swoim chłopakiem.
— Hej, Lubo — blondyn przywitał się z bratem Wiśni. Chciał pomachać, ale rękę miał zajętą.
— Tak, hej, Jasmer. — Przewróciła oczami dziewczyna, odkładając obok nogi wcześniej pełny worek na owies.
— No poczekaj! — Uśmiechnął się szeroko i podbiegł bliżej. Grudniowe słońce przebijało się przez szarawe chmury, sprawiając, że jego złote włosy lśniły mocniej niż zwykle. Pocałował ją delikatnie, kiedy w końcu znalazł się obok. — No!
— Co to jest? — zapytała, śmiejąc się. Widziała kątem oka, jak Lubo podnosi brew, ale potem wzrusza ramionami i uśmiechając się, odchodzi w stronę domu. — Myślałam, że dłużej cię nie będzie.
— Nie byłoby mnie, gdyby mnie poczta nie zatrzymała w połowie — powiedział i skinął głową Lubo na pożegnanie. Wrócił wzrokiem na Wiśnię. — Jechałem, jechałem i nagle w moją stronę jedzie wóz z pocztą. Zatrzymujemy się oboje, on się pyta, czy ja Jasmer, mówię, że tak, daje mi paczkę i zawraca z powrotem w stronę Komstov.
— Dostałeś... paczkę? — zdziwiła się. Zwykle to ona coś dostawała z poczty, ale były to jedynie listy od Lubo, a nie całe... paczki.
— Też się zdziwiłem! Ale jeszcze lepiej, patrz od kogo!
Odwrócił podłużny pakunek w odpowiedni sposób, żeby etykietka przyklejona do papieru była widoczna.
— Trzecia albo czwarta linijka.
Przytrzymała paczkę dla bezpieczeństwa, bo wyglądała, jakby miała mu zaraz wypaść z ręki. Skupiła się i kiedy z wolna przeczytała imię i nazwisko zapisane na papierze, zmarszczyła brwi.
— Kto to jest... Ikeij Hamāns?
— Cesarski czarodziej.
Dopiero teraz otworzyła szerzej oczy.
— Cesarski?! Co mógł ci przysłać cesarski... czarodziej?
— Jeszcze nie wiem, chciałem otworzyć to razem z tobą.
— No to na co czekamy! — Uśmiechnęła się podekscytowana i wzięła od niego paczkę.
Kucnęła, kładąc ją na ziemi, Jasmer się przyłączył. Rozwiązała „wstążkę" zrobioną z liny, co zajęło jej trochę czasu, bo była zawiązana porządnie. Potem zaczęła zrywać brązowy papier. Musieli się jednak jeszcze trochę pomęczyć, bo pod papierem ukrywała się drewniana skrzynia.
— Jak ty to zapakowałeś na konia? — Westchnęła Wiśnia, w odpowiedzi Jasmer wzruszył ramionami. Rozejrzała się i widząc wciąż wbitą w ziemię łopatę, którą zostawił Lubo, wzięła ją w ręce i zaczęła próby podważenia wieka.
Nareszcie się udało.
Jasmer od razu zajrzał do środka i przekręcił głowę w bok. W pudełku znajdowało się coś drewnianego i trzy kartki papieru. Wyjął największą z nich i zaczął czytać na głos:
Słyszałem od Wiśni, że w czerwcu miałeś urodziny, a zapomniałem ci złożyć życzenia jeszcze na statku, wybacz.
Jestem pewny, że ten drobny prezent ci się przyda. Nie martw się założeniem ani nic, macie swojego czarodzieja, pojedziesz do niego i on ci pomoże. Jak już ją założysz, to będzie tak, jakbyś jej nigdy nie stracił :)
Lucjo Ondrewicz Agyapov
(Ojciec by mnie zamordował, gdyby się dowiedział, że wam coś wysyłam, więc wysłałem z nazwiska Hamānsa.)
P.S. Macie jeszcze małe coś z Wiśnią, żebyście mnie nie zapomnieli ;)
— Ożesz w...
Jasmer podniósł wzrok z liściku, wciąż jeszcze nie dowierzając, gdy usłyszał głos Wiśni. Jemu samemu zaparło dech w piersiach.
Wiśnia trzymała drewnianą rękę. Jej „ramię" było puste i doczepiono do niego skórzane pasy. Łokieć, przedramię i prawa dłoń wyglądały jak prawdziwe. Oczywiście oprócz tego, że wyraźnie zostały wyrzeźbione w drewnie. Na całej jej długości rozciągały się złote runy, kilka z nich zaświeciło się na parę sekund, gdy Wiśnia ich dotknęła.
Otrząsnął się z szoku. Spojrzał jeszcze raz do skrzyni i wyciągnął pozostałe dwie, małe kartki. Od razu domyślił się, że to właśnie są te małe „cosie", dzięki którym mają o Lucjo nie zapomnieć.
— Lucjo wysłał ci... magiczną rękę? — Podniosła wzrok zafascynowana, ale zmarszczyła brwi z uśmiechem, widząc, jak ten mocno się wyszczerzył.
— Nie tylko... rękę — wydusił, odwracając jedną z kartek, które trzymał tak, by Wiśnia mogła ją obejrzeć.
Wzięła do ręki obrazek — bo był to obrazek — i przyjrzała mu się z bliska. Sama czuła, jak kąciki ust podnoszą jej się niemal do uszu.
Trzymała mały portret Lucjo. Bawiło ją to, jak poważnie na nim wyszedł. Wyglądał tak, jak go widziała po raz pierwszy.
— Jak widać, chyba bardziej mu pomogłeś nie pomagając — zauważyła wesoło Wiśnia.
— Może i tak. — Wzruszył ramionami, biorąc nową drewnianą rękę w dłoń. Obejrzał uważnie złote runy, choć żadnego z nich nie rozumiał. Wiedział jedynie, że jeden z nich wygląda trochę jak ważka. — Ale to nie znaczy, że próbowanie zdało się na nic.
— Znaczy... — Zmarszczyła brwi. Zerknęła na portret Lucjo. — Straciłeś rękę.
— Dla spędzenia dwóch miesięcy z synem cesarza? Warto było.
— Jasmer! — Uderzyła go łokciem w ramię.
— No co? — Uśmiechnął się szerzej, jego kły stały się jakby bardziej widoczne. A może po prostu urosły przez ten cały czas? — Poza tym... patrzą na mnie inaczej. Lepiej.
— Nie dawaj się tylko dla kilku miłych spojrzeń. — Wiśnia prychnęła, choć mówiła zupełnie poważnie. Wstała z ziemi.
— No jasne. — Uczynił to samo, chociaż z większą trudnością. Westchnął. Uśmiech wrócił na jego twarz po chwili ciszy. — Jeśli kiedyś znajdziemy się w Grimvern...
— Pójdziemy — złapała go za rękę obojgiem dłoni i spojrzała w oczy.
Szabla w drodze powrotnej mówił coś o decyzji króla Ingedahl na temat postawienia pomnika z nazwiskami poległych w trakcie podróży w grimvernskim porcie lub gdzieś w centrum. Tydzień leżał w szpitalu, a nawet, kiedy czas już było wracać na Drugą Mewę, decyzja dopiero zapadała, więc nie mieli okazji się o niej nawet dowiedzieć na lądzie. Jasmer był pewny, że odwiedzi ten pomnik. Nie wiedział kiedy, ale go odwiedzi.
— Może kiedyś będę jak Maakt — powiedział po chwili namysłu z promiennym uśmiechem.
— Dobra, idioto, chodź już. Nie przesadzaj. — Zaśmiała się i zostawiając za sobą skrzynkę zaczęła spokojny spacer w kierunku stajni z Jasmerem, którego ciągnęła za rękę.
— Gdzie idziemy?
— No jedziemy do Kruviowa, żeby ci rękę przymocował. — Mrugnęła do niego i na ten prosty gest, poczuł, jak serce zamienia mu się w tysiące motyli wzlatujących ku słońcu. — Ale ja prowadzę.
Więc pojechali, zdradzając sobie po drodze, choć to żadna tajemnica, jak bardzo się kochają.
Nie pomyślano jednak o tym, że cesarz Monthel wścieknie się tylko silniej po tym, gdy jego własny, rodzony syn został potraktowany jako karta przetargowa. Pokój trwał, ale tylko Ondrew Stiborewicz Agyapow wiedział, kim był jednooki zamachowiec, którego nóż wbił się rok później w serce króla Olgdørfa Arenssa, a następnie próbował zrobić to samo z Kärmmonem Mëënado, który cudem uciekł śmierci, zyskując jeszcze parę lat życia.
⋆༺𓆩☠︎︎𓆪༻⋆
AAAAAAAAAAAAAAAAAAHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHH
okej tutaj się dopiero rozpiszę.
dziękuję wszystkim, którzy czytali, czytają lub będą czytać tę książkę albo jakąkolwiek inną mojego autorstwa! kocham was wszystkich za poświęcenie choć chwili dziennie na czytanie moich wypocin:D
ale teraz, żeby nie zanudzać, czas na kilka bonusów!!
po pierwsze, moje ulubione teksty, które miały się pojawić, ale ostatecznie nie pasowały nigdzie/zostały zastąpione innymi dialogami:
teraz czas na karty postaci, tyle że rysowane:DD
jeszcze dzisiaj lub jutro wstawię je także na mojego instagrama podlinkowanego w prologu:D
o matko popełniłm błąd i nie przygotowałm sobie niczego więcej do powiedzenia aaaaahhhhhhh
mogę jeszcze dodatkowo powiedzieć, że w pierwszych wersjach, zanim jeszcze zaczęłam pisać, miałm plan zabić jasmera albo lucjo na sam koniec lol
no i oryginalnie nie było tylko wiśni i jasmera, był też bora! w sensie tu też się pojawia, ale tylko wspomniano o niej (oryginalnie bora to chłop był, ale został dziewczyną ostatecznie lol), a w oryginale mieli być trio:D
ale no, nie wyszło, bo nie miałm na niego wystarczająco pomysłów i stwierdziłm, że lepiej go dać do śmietnika albo przerobić na właśnie taką postać, o której tylko się wspomina, zamiast go wrzucać do książki, a później nie będę mieć pomysłu co z nim zrobić.
ale dobra, bo tutaj się zrobiło prawie 2k słów razem z tym wszystkim lol
chcę jeszcze tylko powiedzieć, że książka na konkurs, "biały jeleń", pojawi się w przyszłym tygodniu!!
następna dłuższa książka (bo pewnie w międzyczasie ugotuję jakieś oneshoty czy coś takiego) będzie o smokach:D
więcej nie mogę powiedzieć, bo w sumie sama niewiele jeszcze wiem. mam jeszcze pełno rzeczy do ustalania lol
ALE W KAŻDYM RAZIE:DD
DZIĘKUJĘ BARDZO, ŻE BYLIŚCIE!!!
DO NASTĘPNEGO:DDDD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top