7
- Ale tak szczerze, na prawdę mieszkacie w dziewięć osób w jednym domu? Jak się tam mieścicie? - zapytałam po kilku godzinach podróży, gdy już dawno wszystko zjedliśmy, oni się przebrali i nikt nie miał jakieś gry ze sobą. Dlatego gadaliśmy, poznając się lepiej.
- Po raz trzeci - tak. Są problemy, jak kto idzie pierwszy do łazienki czy kto pomaga mamie w porządkach. Ale przyzwyczailiśmy się do tego. - powiedział Percy, chodząca encyklopedia.
- Albo przy odgnamianiu ogrodu!
- Wtedy też są sprzeczki!
Spojrzałam na bliźniaków na przeciwko, siedzących razem z Cedric'iem. Rozwalili się na siedzeniach, śmiejąc się prawie całą podróż z byle czego. Ciekawi ludzie, choć wydaje mi się, że zbyt rozbawieni. Wszyscy jednocześnie poczuliśmy jak pociąg staje, dość gwałtowanie, przez co wbiło mnie w siedzenie. Automatycznie złapałam się pierwszej lepszej rzeczy, czyli ramion Charlie'ego i Percy'ego.
- Jesteśmy na miejscu! - wykrzyknęli Fred i George, wstając ze swoich miejsc i ciągnąc Cedric'a i mnie za sobą, wybiegliśmy razem.
Biegnąc przez tych dwóch śmieszków przez cały korytarz, czułam na sobie wszystkie spojrzenia innych uczniów. Denerwujący są ci dwaj. Prawie upadłam na ziemię, gdy wyszliśmy z pociągu. Gdzie oni nas tak ciągną? Wiedzą w ogóle, gdzie mamy iść? Pewnie wiedzą od starszych braci, ale i tak nie powinni mnie ciągnąć za sobą! Nikt nie odezwał się słowem, a ja nawet nie słyszałam co mówią inni wokół, co mogło mi się przydać. Ale po co, skoro mam załatwiony szalony bieg z rudymi bliźniakami i ich wesołym kolegą! Przecież to spełnienie marzeń! Szkoda, że nie moich. Nie widziałam nawet dokąd mnie ciągną. Jeśli mnie zaciągnął do jakiegoś lasu i tam zabiją, to... będę miała to gdzieś, tylko szkoda pieniędzy babci na tą całą wyprawkę szkolną.
- Będziemy siedzieć razem!
- Będzie zabawnie!
Wtedy poczułam jak gdzieś mnie pchają, a raczej wpychają. Znalazłam się w czymś drewnianym i na szczęście to nie jest trumna, tylko łódka. Chwila, łódka? Pierwsza jazda pociągiem i pierwsza przejażdżka łódką. To dopiero ciekawy dzień. Podniosłam się na nogi, ale łódka zakołysała się, więc znowu się wywróciłam. Jednak nienawidzę tego pływającego kawałka drewna. Słyszałam tylko ich śmiechy, a później widziałam jak wchodzą do tej pływającej trumny. Usiadłam obok Cedric'a, na przeciwko bliźniaków, dziękując mu w duszy, że mnie trzyma za ramię. Pomogło mi to wstać i usiąść, a teraz trzyma bym nie wleciała do wody. Boże, dziękuję ci jednak za niego, jest dobrym człowiekiem. Chciałabym by ta podróż była cicha i spokojna, ale co dwaj idioci musieli się śmiać lub bujać łódką.
- Chłopaki, przestańcie ją straszyć. - to była ta jedna sekunda gdy mnie puścił, co okazało się najgorszą rzeczą na świecie.
Akurat w tym momencie zabujali mocniej, a ja nie mając się czego złapać z szoku, przechyliłam się w bok. Wpadłam do jeziora, patrząc jedynie na całą trójkę ze zdziwieniem, widząc jak sami na mnie patrzą przerażeni. Jak ja nawet pływać nie umiem! Poczułam tą zimną ciecz, opatulającą moje całe ciało. Nie mogłam otworzyć oczu, czując tylko jak wpadam coraz głębiej w ciemność. Nie mogę złapać oddechu, nie jestem w stanie nawet się ruszyć i chociaż spróbować wypłynąć na powierzchnię. Czyli tak skończę? Lepsze od spalenia żywcem. Z tą myślą byłam w stanie poczuć jak coś wielkiego mnie otula w pasie. Dotknęłam tego, czując coś oślizgłego i miękkiego. Nadal nie mam zamiaru otwierać oczu, choć specjalnie musiałam się upewnić czy nadal mam swoje okulary - na szczęście tak. Szybko zaczęła mnie ciągnąć w górę, gdy moje płuca już zaczynały piec z braku powietrza. Była to dosłownie chwilą i znów mogłam zaczerpnąć powietrza i otworzyć oczy, będąc nad wodą. Łapczywie nabierając powietrza, rozglądałam się, widząc jak każdy na mnie patrzy. Nie codziennie widzi się uczennice wiszącą w powietrzu, obwiązana macką... To wygląda mi bardziej na kałamarnice, choć jest ciemno i ledwo co widać jeszcze z tymi okularami przyciemnianymi. Ostrożnie odstawiła mnie na łódkę z której wypadłam, zabierając swoją mackę. Skinęłam jej głową dziękując, choć nie wiem czy zrozumie, nie ważne, muszę się później jej jakoś odwdzięczyć. Zniknęła pod wodą, zostawiając już tylko zszokowanych i przerażonych uczniów.
- Jesteś cała?! Wszystko w porządku?! - spojrzałam na trójkę idiotów, patrzących na mnie jakby ktoś mnie przebił nożem. Nie podniosę się z tej podłogi, aż nie dobijemy do lądu, nie ma innej opcji.
- Nienawidzę... was... - udało mi się jakoś wyspać, nadal szybko oddychając. Nigdy więcej. - Róbcie... takie rzeczy... tylko... z rana... najlepiej... gdy w pobliżu... jest jakiś Profesor... Albo... spytajcie się najpierw... czy umiem... pływać... - położyłam się na deskach, czując jak całe ubranie się do mnie klei przez wodę. Będę musiała się nauczyć pływać.
- Nie umiesz pływać? - pokręciłam głową, nie mając sił powiedzieć już czegokolwiek.
Do końca nie słuchałam ich i nic nie mówiłam, czując nadal mackę wokół mnie i jak się duszę, spadając coraz bardziej w dół. Nigdy tego nie zapomnę, to będzie mnie prześladować do końca życia. Miło by było, gdyby bliźniaki przeprosili, ale po co? Przecież nic mi się nie stało! Mam ich dość, choć zdążyłam ich polubić. Są zabawni, ale nie znają granic. Na lądzie Cedric pomógł mi wyjść, trzymając na prawdę mocno, aż nie odejdziemy na kilka metrów od wody. Ten to się zmartwił. Teraz inna sprawa: tu cały czas było tak zimno? Mam dreszcze na całym ciele, dobrze, że zaraz wejdziemy do szkoły. Oby tam było cieplej. Prowadzona przez bruneta z resztą pierwszaków, trzymał mnie z dala od bliźniaków. Nie dziwię mu się, choć nadal potrzebuję przestrzeni osobistej. Dobrze, że nie szczękam jeszcze zębami. Szliśmy dróżką aż na jakiś dziedziniec, by wejść w końcu do środka. Będę szczera - nie było cieplej. Temperatura prawie taka sama jak na zewnątrz. Jeszcze te schody, one chyba nie mają końca.
- Możesz mnie już puścić. - powiedziałam spokojnie, mając nadzieję, że się posłucha i zwróci mi wolność.
- Oni nadal mogą coś planować. Lepiej być pewnym, że jesteś bezpieczna. - ścisnął moje ramię jeszcze bardziej. Czym on się tak martwi? Myśli, że Fred mnie podpali, a George zacznie na mnie tańczyć? Nawet ja wiem, po tych kilku godzinach jazdy razem, że aż tak daleko się nie posuną.
- Jesteśmy w szkole, nauczyciele na pewno zareagują, gdyby coś mieli znowu robić. - pacnęłam go w tył głowy, patrząc dalej przed siebie. Szczyt był właśnie przed nami, gdzie stała stara kobieta w szpiczastym kapeluszu i ciemnej sukience, czy tam szacie. - Widzisz, ktoś tu jest, więc mnie puść, proszę cię.
- Dobrze, ale i tak będę czuwać! - puścił mnie, oddając mi moją wolność.
Stanęłam w miejscu, nadal na schodach, gdy uczniowie przed nami też się zatrzymali. Spojrzałam na straszą kobietę, która patrzyła na nas z delikatnym uśmiechem.
- Witajcie w Hogwarcie! - zaczęła głośniej, by każdy ją usłyszał. - Za chwilę przekroczycie ten próg, by dołączyć do reszty uczniów. Ale zanim usiądziecie, przydzielimy was do waszych domów. Zwą się Gryffindor, Hufflepuff, Rawenclaw i Slytherin. - jej głos lekko zmarkotniał przy nazwie ostatniego z domów. - Na czas pobytu tutaj, każdy dom zastępuje wam rodzinę. - spojrzała po dzieciach stojących przed nią badający wzrokiem. - Za osiągnięcia dostajecie punkty, za złamanie zasad odejmujemy je. Punkty dodaje się, a dom który ma ich najwięcej zdobywa Puchar Domów. - skończyła zdania, a sekundę później zostało jej przerwane jej własnym krzykiem, który wydała z siebie patrząc na mnie. - Na Merlina, dziecko, co Ci się stało?! Jesteś cała mokra! - szybko do mnie pobiegła, łapiąc swoją szatę, by nie wpadła jej pod nogi. - Twoje usta są już fioletowe! Ty się cała trzęsiesz! - zaczęła mnie dotykać po całej twarzy, patrząc na mnie od góry do dołu.
- Postanowiłam wziąć lodowatą kąpiel w jeziorze dla ochłody. No wie Pani, by ostudzić móje emocje. - mruknęłam spokojnie, choć nie wiem czy ją przekonałam czy nie, ale trudno. Powiem, że wypadłam z łódki, bo przestraszyłam się czegoś pod wodą.
- Mój Merlinie! Możesz być chora! Po ceremonii będzie ciebie natychmiast zabrać do skrzydła szpitalnego. - ponownie sprawdzała mnie rękoma. Dziwnie się czuję, tak nieswojo.
- Mogłaby Pani mnie puścić, nie czuję się komfortowo gdy obca mi osoba mnie dotyka. - zrobiłam sama krok w tył, czując na plecach czyjąś ciepłą dłoń. Wszędzie ją teraz rozpoznam, w końcu trzymał mnie wystarczająco długo, bym miała czas ją zapamiętać.
- Oczywiście. - opuściła ręce, po chwili wyciągając różdżkę z kieszeni szaty. Podniosła ją i machnęła w moją stronę. Od razu poczułam jak moje ubrania i włosy wyschły natychmiastowo, a na moich okularach nie było już denerwujących kropelek wody.
- Dziękuję, Pani Profesor. - skinęłam głową, poprawiając mój suchy mundurek. Od razu ciepłej się zrobiło.
- I tak pójdziemy do skrzydła. Teraz chodźcie za mną na Ceremonię Przydziału. - odwróciła sie i zaczęła iść na przodzie, a my wszyscy ruszyliśmy za nią.
Otworzyła ogromne drzwi przed nami, prowadząc nas dalej. Czyli to jest zapewne Wielka Sala, gdzie są podawane posiłki i właśnie ta Ceremonia Przydziału. Warto było przeczytać tę książkę. Szliśmy za nią, mijając starszych i siedzących na swoich miejscach swoich domów uczniów. Jeszcze chwila i ja sobie usiądę i zjem jakąś pyszną kolację. Oj, już nie mogę się doczekać! Zauważyłam Charlie'go i Percy'ego kilka metrów ode mnie, więc pomachałam im, co tylko jeden odwzajemnił. Stanęliśmy przed taboretem ze starą czapką, czy tam Tiarą Przydziału, i czekaliśmy aż wyczytają nasze nazwiska. Pani Profesor stała obok z długą kartką, choć tutaj używa się pergaminu i powinnam tak teraz nazywać takie rzeczy, czytając po kolei wszystkie nazwiska.
- Carrington, Hazel! - wypowiedziała w końcu moje imię.
Poczułam jak Cedric poklepał mnie po ramieniu, kiedy zaczęłam iść. Przeszłam te kilka schodów spokojnie i usiadłam na taborecie, gdy Profesor założyła mi Tiarę.
"Proszę, proszę, czysta zagadka. Enigma." usłyszałam jako pierwsze. Czyli jednak on coś gada, ale tylko ja to słyszę. Ciekawe. Choć gdybym coś powiedziała, to na pewno mnie usłyszą. "Starasz się być miła i bronić ludzi, których uznajesz za ciekawych. Trochę samolubne, nie uważasz?"
- Raczej nie. Mam swoje powody. - odpowiedziałam jej, przykuwając tym wzrok chyba wszystkich jeszcze bardziej. Do tej pory chyba tylko ja cokolwiek powiedziałam.
"Wiem, widzę je. Potrafisz być przebiegła, zdolna do poświęceń, cechuje cię twój wszystko chłonący umysł i twoje wyczucie. Powinnaś nabrać więcej kontaktu między ludzkiego."
- Wolę nie, ludzie są dziwni. Nie rozumiem ich. - Pani Profesor obok mnie, spojrzała na mnie z rozchylonymi ustami.
"Jesteś pusta..."
- Wiem, nie jadłam śniadania. - dotknęłam swojego brzucha, przerywając czapce.
"Nie o to mi chodzi!"
- Już, spokojnie, nie denerwuj się tak. Mówię jak jest.
"Sprawdzam twój umysł, nie żołądek!"
- Tam skąd pochodzę, mówi się po prostu głupia.
"Ty mała smarkulo! Słuchasz w ogóle co do ciebie mówię?!"
- Babcia Charlotte mi się przypomniała, ona też mnie tak nazywała.
"Skończmy z tym tematem. Jesteś pusta emocjonalnie. Brak ogromnego kontaktu z ludźmi i śmierć matki zostawiły ogromny uszczerbek na twojej psychice. Powinnaś się integrować i udać najlepiej do szkolnej magomedyczki, ona powinna ci pomóc."
- Mogłabym, ale nie chcę. Lubię swoje życie takie jakie jest.
"Teraz tak, ale z czasem będziesz żałować. Wracajmy do prawdziwego powodu twojego siedzenia tutaj."
- Nareszcie.
"Bądź w końcu cicho."
- Niczego nie obiecuję.
"To widać. Choć twoje przysięgi do tej pory zawsze były dotrzymane. Jesteś lojalna i godna zaufania. Dzięki twojej babci jesteś bardzo pracowita i uprzejma. Twoja ambicja i wiele innych ciekawych cech jest tępiona przez wiele czynników, jak twoje dzieciństwo, czy twój ojciec. Nie pamiętasz go, a twoje wspomnienia z nim są zamazane, prawda?"
- Niestety. - przełknęłam ciężko, na wspominki o ojcu. Pamiętam tyle, że był mi bardzo ważny.
"Twoja szczerość może cię kiedyś wpakować w kłopoty, dlatego ją sama tępisz, by tego uniknąć, choć wiesz gdy może wyjść na jaw. Nie sądzisz, że trudno jest wybrać jakikolwiek dom dla ciebie? Jesteś prawdziwą zagadką dla mnie, która pasuje wszędzie i nigdzie."
- Gdzieś musisz mnie przydzielić, takie są reguły. Muszę gdzieś należeć.
"Wiem, dlatego interesuję mnie twoje zdanie. Masz w sobie wiele sprzeczności, jeśli chodzi o wybór, dlatego co sądzisz o Ravenclaw?"
- Według książek uważają się za najmądrzejszych w całym Hogwarcie, choć na pewno znajdzie się tam wielu idiotów. Nie ma ideałów. - patrzyłam na dom z niebieskim godłem, czując ich wściekłe spojrzenia. - Choć lubię ich godło. Kruki są według ornitologów najmądrzejszymi ptakami na świecie.
"Tu się ujawnia twoja szczerość. Co z Gryffindor'em?"
- Odwaga nie jest moją mocną stroną, tak samo męstwo. Staram się nie rzucać na wszystko, by kogoś uratować i popisać się głupotą. Wolę wszystko przemyśleć i działać ostrożnie. - kolejne złe spojrzenia, choć Charlie i Percy patrzyli na mnie oniemiali. Jeżeli tak dalej pójdzie, to zostanę najbardziej znienawidzoną osobą w Hogwarcie. Może być ciekawie. - Choć czasem przyda się taki Gryffon co działa spontanicznie i wymyśli coś na szybko.
"Lubisz wyzwania i szukasz przygody, by nie czuć przytłaczającej nudy. Co powiesz o Slytherin'ie?"
- Uważają się za lepszych, przez fakt, że mogą tam dostać się tylko osoby czystej krwi lub półkrwi. Jest to dziecinne, bo historia nie raz pokazała, że czarodziej z mugolskiej rodziny może osiągnąć więcej niż oczystokrwiści. Przyznaję, jest wielu znanych i potężnych czarodziej z tego domu, choć wielu jest obdarzonych złą sławą. Są ciekawi dla mnie, bo nie lękają się ciemności. - oni za to chwilę się śmiali, by irytować się między sobą. - Jeśli tylko myślisz by mnie tam przydzielić, to od razu zaznaczam, że jestem z mugolskiej rodziny. Chyba...
"Nie wiesz nic o ojcu prawda? Jest możliwość, że był czarodziejem, bardzo mała ale jest. Ostatni z domów..."
- Hufflepuff. - spojrzałam na ostatni stół, gdzie uczniowie patrzyli na mnie z wyczekiwaniem i uśmiechami. - Nie wiem czy jestem sprawiedliwa, ale inne aspekty mogą się zgadzać. Puchoni są uznawania za miłych i leniwych, choć każdy potrzebuje takiej ciepłej kluchy. Mówiłeś, że potrzebuję wiele kontaktu między innymi, by zrozumieć ludzi i... się naprawić, jeśli można tak ująć. - to chyba jedyny dom, który teraz tylko się uśmiechał. Może ich polubię? - No i lubię czarny i żółty.
"Słysząc twoje wypowiedzi, wielu będzie cię nienawidzić. Jesteś przygotowana na to?"
- Nie mam wyjścia. Niech wiedzą, że moje słowa są zbudowane na podstawie zaledwie kilku książek, które przeczytałam w wakacje. Jeśli są inni, chętnie się o tym przekonam. Lubię wyzwania. - spojrzałam na Panią Profesor, której aż ramiona opadły.
"Ty już wybrałaś, teraz moja kolej."
- Wybieraj mądrze, od ciebie zależy moja przyszłość.
"Wiem, dlatego wybrałem..."
- Hufflepuff!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top