23

Obudziłem się, widząc jak kamienie księżycowe w ścianach zaczynają delikatnie świecić, kiedy tylko otworzyłem oczy. Przez okno na ścianie nie wpadały żadne smugi światła, więc pewnie mam rację co do pory i jest nadal noc. By się upewnić zerknąłem na zegar nad drzwiami, który wskazywał wpół do trzeciej rano. Westchnąłem nadal śpiący, obracając się na drugi bok, czując pod sobą na prawdę miękkie poduszki i ich pokaźną ilość. W tym delikatnym świetle kamieni widzę śpiącą twarz Hazel, która pod głową miała jedynie jedną, zwykłą poduszkę i przykryta była jedną warstwą kołdry. Ja czułem, że większość mojego ciała jest na poduszkach, będąc do tego pod kilkoma kocami. Nie było mi gorącą czy zimno, tylko wygodnie. Czułem się dobrze. Hazel ruszyła się odrobinę, marszcząc brwi i kładąc się na boku, będąc skierowana w moją stronę. Zaśmiałem się w myślach, przysuwając się do niej bliżej, wchodząc pod jej ramię.

- Młody... - mruknęła we śnie, obejmując mnie i przytulając do siebie.

Jej ramiona są jak zwykle zimne, ale nadal nie jestem w stanie czuć się tak komfortowo w innych objęciach. Czuję się taki spokojny, odprężony. Mając głowę blisko jej klatki piersiowej słyszałem bicie jej serca, które biło powoli i spokojnie. Było strasznie ciche i pewnie gdybym słuchał go w dzień, kiedy nie jest taka martwa cisza jak teraz, to pewnie bym go nie usłyszał. Poczułem jak zaczyna głaskać mnie po plecach, czasami delikatnie drapiąc. Wiem, że śpi i robi to automatycznie, bo to nie pierwszy raz, kiedy śpimy razem. Szczęśliwy wygodniej się ułożyłem i próbowałem zasnąć, co szybko nastąpiło.

Usiadłem w salonie, będąc już po śniadaniu, czekając już tylko na Hazel i tatę, który też już wszystko wie. Przed posiłkiem wspomniała, że ma zamiar mi dzisiaj wszystko powiedzieć, na co tata od razu dodał, że się przyłączy. Teraz jak na razie siedziałem sam, bo dziadka nie ma od rana, co znaczy tyle, że pewnie jest znowu na jakiejś wycieczce lub musi wrócić do Austrii. Jest na prawdę tajemniczy, patrząc na przykład na fakt, że nadal nie wiem jak się nazywa, lub dlaczego kolekcjonuje wszystkie magiczne stworzenia. Jest na prawdę chodzącą zagadką. Usłyszałem kroki zmierzające w moją stronę, widząc jak Hazel wraca z tatą i z jakąś kopertą w ręku. Musieli wyjść z drugiego gabinetu, który jest przeznaczony raczej dla nas, gdyby nie chciało nam się iść na górę po coś i tam wszystko załatwić. Tata usiadł obok mnie, tak samo Hazel, ale po mojej drugiej stronie. Patrzyłem na nich wyczekująco, kręcąc głową na boki i nie mogąc się doczekać.

- Znalezienie Pana Syriusza Black'a nie było proste, patrząc, że w Ameryce nie jest tak popularny jak w Wielkiej Brytanii, dlatego to ja zająłem się przeszukaniem akt czarodziejów w Ministerstwie. Długo to zajęło, ale było warto. - uśmiechnął się tata, podając mi kopertę. - Są tutaj wszystkie informacje na jego temat. Od urodzenia do teraźniejszości. - położył mi rękę na ramieniu, zwracając moją uwagę z powrotem na niego. - Jednak ostrzegam, możesz nie być zadowolony z niektórych wyników. Na przykład o jego teraźniejszym pobycie. - zdziwiłem się słysząc to, ale co mam do stracenia? To tylko kilka informacji na temat jakiegoś Pana z moich wspomnień za czasów niemowlaka.

Czując na sobie spojrzenia dwóch osób, powoli zacząłem otwierać kopertę, zauważając jej wielkość. Nie była mała, jak typowa mugolska na listy, ta była raczej wielkości dwóch takich. Wyjąłem ze środka kartki, których wydawało się więcej niż myślałem. One nawet nie powinny pasować do środka koperty! Magia na prawdę zaskakuje. Trzymając w rękach plik kartek grubości połowy mojego palca, zacząłem przeglądać wszystko. Nie czytałem tego dokładnie, przez większość informacji jedynie przelatując wzrokiem i idąc do następnej. Było tam kilka rzeczy, jak szkoła do której chodził, jego dom, oceny, nauczyciele, rodzina i mnóstwo zbędnych informacji o niej, aż dotarłem do ostatniej kartki. Zmieszany przeczytałem ją kilka razy, widząc zawarte na niej dwie na prawdę ważne dla mnie rzeczy. Czytając poprzednie papiery, mogłem stwierdzić, że jest przyjacielem moich rodziców, będąc w tym samym domu co oni i mieszkając później razem z moim prawdziwym ojcem, uciekając z własnego domu. Do tego większość jego rodziny nie żyje, będąc czystokrwista i pewnie mając manię na tym punkcie, patrząc, że ktoś poślubił nawet swojego kuzyna. Jednak to, co zostało mi na koniec, było najbardziej szokujące. Zdziwiony spojrzałem na Hazel i tatę na zmianę.

- On... jest moim ojcem chrzestnym... - zdziwiony, ledwo co to powiedziałem, czując jak moje ręce się trzęsą.

Ja mam jeszcze inną rodzinę. Mam krewnego, który żyje. Nie jestem sam. Chociaż... Nie jestem sam z innego powodu. Ja mam rodzinę. Mam Hazel, tatę i tajemniczego dziadka. Ale Syriusz jest ze mną spokrewniony. Jest moim ojcem chrzestnym. Wziąłem głęboki wdech, czując jak móje serce przyspiesza. Cały ten czas miałem kogoś powiązanego ze mną i przy życiu. To brzmi jak sen zmieniający się w koszmar. Poczułem dłoń po mojej lewej, patrząc od razu na tatę, który uśmiechał się lekko.

- Harry, pamiętaj o jednej rzeczy. - wziął moją twarz w swoje dłonie, bym skoncentrował się tylko na nim. - Nie złość się na niego, on nie mógł po ciebie przyjść. Pewnie gdyby miałby taką okazję, odwiedziłby cię, albo nawet i zabrał od tych wstrętnych mugoli. Jednak zrobił kilka błędów, które teraz musi spłacić. - mówił spokojnie, uspokajając mnie. Poczułem zimną dłoń Hazel, którą zaczęła mnie głaskać po plecach.

- Co to Azkaban i gdzie to jest? - spytałem, czując jak łzy lecą mi po policzkach. Tata od razu mnie do siebie przytulił, delikatnie głaszcząc.

Nie umiałem wytrzymać, musząc w końcu zacząć płakać i beczeć jak jakaś owca, by nie dusić tego wszystkiego w sobie. Ja mam kogoś jeszcze na tym świecie, poza moją nową rodziną. Ja mam ojca chrzestnego. Mocniej złapałem za garnitur taty, mocząc go łzami. Jestem na niego wściekły, bo mnie zostawił, zdradził moich rodziców i zabił innego przyjaciela taty. Jednak z drugiej strony jestem szczęśliwy i bardzo chcę go poznać. Chcę wiedzieć dlaczego to zrobił.

- Azkaban to więzienie dla czarodziejów i znajduje się na niewielkiej wyspie na morzu Północnym. Nie można tam tak po prostu wejść. - szepnął tata, nie przestając mnie obejmować.

- Ale możemy dowiedzieć się prawdy. - zszokowany spojrzałem na Hazel razem z tatą. Siedziała wpatrzona w kartki, wyglądając na naprawdę zamyśloną.

- Haz, co masz na myśli?

- Nie zauważyłeś, wujku? W czasie przesłuchania nie użyli Veritaserum, będąc przekonani, że to na pewno on. Nie wydaje ci się to dziwne? - lekko obróciła głowę w naszą stronę, patrząc uważnie na tatę, który też zaczął rozmyślać.

- Użycie Veritaserum było zawsze używane w czasie przesłuchań mordercy. Można powiedzieć, że to jest obowiązek. To dziwne, że tym razem nie zostało użyte. - powiedział zamyślony, nadal głaszcząc mnie po plecach.

Nie wiedziałem jak zareagować, nie rozumiejąc co się dzieje. Mają jakiś plan? Chcą mi pomóc i uwolnić mojego ojca chrzestnego? Wiedzą jak udowodnić czy jest niewinny?

- Mają niby zeznania świadków, tylko ci świadkowie długo nie pożyli i zdechli zaledwie po wyroku. Myślisz, że byli pod wpływem Imperiusa albo mieli zmodyfikowaną pamięć?

- Możliwe. Nawet bardzo. - tata nagle wstał z kanapy, idąc od razu w stronę schodów. Zatrzymał się jednak przy wejściu do salonu i odwrócił się do nas. - Może i nie jestem Ministrem Magii, ani nie pracuję dla brytyjskiego Ministerstwa, to nadal mam swoje kontakty. Postaram się zrobić co w mojej mocy, by powtórzyć proces i by tym razem użyli Veritaserum. - po tym wszedł po schodach na górę, pewnie do swojego gabinetu. Zdziwiony spojrzałem na siostrę, która dalej wpatrywała się w kartki.

- Jeżeli nie zgodzą się na serum prawdy, sama jakoś im to pokarzę. - zmarszczyła brwi, otaczając się zimną aurą.

Oni na prawdę są w stanie zrobić dla mnie wiele i nawet jeszcze więcej. Na prawdę jestem członkiem tej rodziny i jestem kochany. Usiadłem bliżej Hazel, która spojrzała na mnie chłodno i odwróciła wzrok.

- Hazel, a jeśli uda wam się udowodnić niewinność Syriusza, to będę musiał z nim zamieszkać? - zapytałem, obawiając się tego najbardziej.

- Głupi? Odebrano mu prawa do ciebie w dniu wyroku. - oparła się do tyłu, odkładając wcześniej papiery na stolik przed nami. - Ministerstwo nie chciało, byś był nadal w jakimś stopniu spokrewniony z mordercą. Do tego zdrajcy twoich rodziców.

- W sumie racja. - spuściłem wzrok ze wstydu, widząc na podłodze zawiniętą Lily. Lekko palcem przejechałem po jej główce, na co podniosła ją i na mnie spojrzała. Szybko zaczęła oplatać się wokół mojej ręki, wchodząc wyżej i kładąc się na moich ramionach. - Wiesz co Lily? Możliwe, że nasza rodzina będzie jeszcze większa. - uśmiechnąłem się, czując jak swoim małym i cienkim językiem zlizuje łzę z mojego policzka, która nie zdążyła wyschnąć. Zachichotałem, drapiąc ją palcem pod brodą.

- Twój gad szybko rośnie. - zauważyła, patrząc na węża. - Jeszcze trochę i cię przerośnie. - prychnęła, odwracając wzrok na okno, pokazujące las i ogród.

- Żmija. - fuknąłem.

- Prędzej Bazyliszek.

Zauważyłem jak jej kącik ust lekko się podniósł, co tylko niewielka część osób mogła zobaczyć. Od razu zrozumiałem przekaz, samemu lekko się uśmiechając. Nie było to jedynie określenie części mojej Lily, ale i Hazel, co naturalnie zrozumiała. Lily jest czarną żmiją w jakiejś części, jednak czym jest jeszcze, to już zagadka. Sprzedawca znalazł jej jajo w okolicach Zakazanego Lasu, widząc, że jest opuszczone. Pamiętam jak z tatą patrzyliśmy jak się wykluwa w sklepie, od razu się w niej zakochując. Sprzedawca podał nam tylko tą jedną informację o niej, której był najbardziej pewien - w jakiejś części to żmija. Idealnie wpasowała się w rodzinę.

- Draco powinien zaraz przyjść. - spojrzałem na Hazel ze szczęściem na twarzy, słysząc jej słowa.

Draco dzisiaj przyjdzie! Prawie skoczyłem z kanapy, jednak szybko się powstrzymałem, przypominając sobie o pewnym wężu na moim ciele. Ostrożnie tym razem wstałem i obróciłem się do kominka, chcąc by już jak najszybciej przyszedł. Nie mogę się doczekać! Nawet jeśli dopiero co wczoraj go widziałem.

- Młody, powiedziałam zaraz, a nie już. - obróciłem się do niej, patrząc z wyrzutem, napotykając jedynie jej zimny wzrok.

Z powrotem usiadłem na kanapie, czekając na przyjaciela, bawiąc się w tym samym czasie z Lily. Mała potrzebuje dużo ruchu, chociaż jest czasami na prawdę leniwa.

Leżałem na kanapie z głową na kolanach Hazel i wężem na rękach i brzuchu, który plątał się wokół mojego nadgarstka. Lubię takie sytuacje, pełne spokoju i jakby nic niebezpiecznego nie istniało. Usłyszałem skwierczenie kominka i odgłos ognia. Podniosłem głowę, patrząc w jego stronę, widząc mojego najlepszego przyjaciela z jego ojcem. Ostrożnie tym razem wstałem i podałem Lily Hazel, bym mógł spokojnie podejść do Draco. Od razu na powitanie się przytuliliśmy, co z jakiegoś powodu robimy zawsze. Spojrzałem na jego ojca, który patrzył na mnie kamiennym wyrazem twarzy, wystawiając jedynie rękę, którą spokojnie przyjąłem. Niech nie myśli, że tak łatwo mnie przestraszy.

- Harry, Draco. - oboje spojrzeliśmy na idącą w naszym kierunku Hazel z Lily w rękach. - Weźcie tego gada i idziecie na górę. Mam pewną sprawę do obgadania z Panem Lucjuszem. - patrzyła chwilę na blond mężczyznę, podając mi zaraz węża i posyłając przy tym poważne spojrzenie.

Nie jestem pewien, ale zgaduję, że chodzi o pewnego mężczyznę z Azkabanu, którego chcą uwolnić. Szybko skinąłem głową, ciągnąc przyjaciela za ramię, kiedy Lily weszła mi na ramiona. Szybko weszliśmy po schodach, mogąc jeszcze usłyszeć część ich rozmowy.

- Chodzi o Pana propozycję.

- Zmądrzałaś do tej pory, Panno Graves. - jego iście ślizgoński uśmiech mogłem nawet stąd zobaczyć, przeczuwając coś złego.

Z Draco weszliśmy w korytarz na piętrze, idąc w stronę naszych pokoi. Jednak on stanął przed drugimi drzwiami, patrząc na nie zainteresowany.

- Co za nimi jest? - obrócił się w moją stronę, patrząc zainteresowany.

- Pokój Hazel.

- Super! - nacisnął na klamkę, pchając je, ale się nie otworzyły. Szybko pociągnąłem go do tyłu, nie chcąc by klątwa coś mu zrobiła. - Co jest...?

- Zwariowałeś?! Chcesz umrzeć?! To pokój mojej siostry, to chyba oczywiste, że tak łatwo tam nie wejdziesz! Myśl ty czasami. - pociągnąłem go za sobą do mojego pokoju.

- Uspokój się, jestem tylko ciekawy jak wygląda. Czy jest taki jak go sobie wyobrażałem czy inny. - usiadł na moim łóżku, zakładając ręce na piersi i obrażając się na cały świat.

- To zależy jak go sobie wyobrażałeś. - usiadłem obok niego, mając nadzieję, że Hazel się nie obrazi jeśli coś mu powiem.

- No wiesz, czaszki na ścianach, skóry zwierząt, jakieś tajemnicze przedmioty, narzędzia do tortur... takie tam.

- Czaszek tam nie ma, tak samo jakichś narzędzi do tortur, chociaż nie zaglądałem do jej szafek. - zastanowiłem się. - Co do skór to ma jedną jako dywan, ale nic poza tym. W większości jest tam mnóstwo książek i innych rzeczy do nauki. - wzruszyłem ramionami, mając nadzieję, że tyle mu wystarczy.

- A gdyby tam wejść? - uśmiechnął się chytrze, patrząc na mnie jednoznacznie.

- Już na wejściu byś zdechł. - uśmiechnąłem się miło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top