18
Stanęłam przed kominkiem razem z młodszym Malfoy'em, przygotowując się do podróży. Muszę go odprowadzić i porozmawiać z jego ojcem, tak jak sobie życzył. Wzięłam szkatułkę z proszkiem Fiuu, podając ją chłopakowi, by wziął garść. Posłuchał się i od razu wszedł do środka, oddychając głęboko. Czyżby syn tego egoisty, był strachliwy? Jestem w stanie w to uwierzyć.
- Do Malfoy Manor! - wypowiedział powoli i wyraźnie, pewnie obawiając się konsekwencji.
W jednej chwili i zielonym ogniu zniknął, zwalniając mi miejsce. Chwyciłam za proszek, odkładając szkatułkę na bok, wchodząc do środka kominka. To teraz moja kolej. Bez zastanowienia wypowiedziałam to samo co młodszy Malfoy, znikając zaraz w płomieniu, tylko czy mi się wydawało, czy miał inny kolor? Pewnie coś mi się przewidziało, choć do tej pory nie podróżowałam za pomocą proszku Fiuu tak często, ale nie raz to widziałam. Znalazłam się w dużym i przestronnym gabinecie, urządzonym w raczej ciemnych barwach. Wyszłam z kominka, zauważając, że mam na sobie trochę popiołu i sadzy. Idealnie, wybrudziłam się. Wujek się zezłości, kiedy mnie zobaczy.
- Hazel. - spojrzałam na właściciela głosu, widząc starszego Malfoy'a. Zwróciłam się w jego stronę, dalej starając się otrzepać z brudu. - Jak dobrze, że przyszłaś. - lekko podniósł kąciki ust, mówiąc powoli i wyniośle.
- Syna Panu odprowadzam. - mruknęłam, zauważając lustro niedaleko, zaczynając wycierać twarz. - Ma Pan chusteczkę? - spojrzałam na niego, zdając sobie sprawę, że Draco tu nie ma, więc musiał szybko go wygonić. Wyjął ze swojej kieszeni zieloną ściereczkę, podając mi ją z bezpiecznej odległości. - Dziękuję. - szybko wytarłam twarz, co długo mi nie zajęło, bo na szczęście bardzo brudna nie byłam.
- Możesz ją zatrzymać. - odchrząknął, prostując się i podnosząc wyżej głowę. - Chodź za mną. - szybkim krokiem wyszedł z gabinetu, który pewnie był jego.
Szłam za nim, rozglądając się czasami na boki, chcąc zapamiętać w razie czego drogę powrotną. Było tu mnóstwo tych dziwnych i magicznych obrazów, które pewnie przedstawiały jego przodków. Widać, że to rodzina. Platynowy blond jest chyba najwyraźniej rodzinny i typowy dla nich. Większość jego rezydencji była urządzona w ciemnych kolorach, jak czerń lub ciemna zieleń. Stanął przed dużymi drzwiami, które otworzył ruchem ręki i poszedł przodem. Zobaczyłam ogromny salon, zachowany w tych samych kolorach co wcześniej. Na przeciwko nas były dwie kanapy ustawione na przeciwko siebie i zwykłego kominka. Stały na dużym dywanie, tak samo jak drewniany stolik z jakimś dziwadłem na środku. Duże okna z lewej strony były zasłonięte ciemnymi zasłonami. Prowadzona dalej przez Malfoy'a, usiadłam na jednej z kanap, a on na przeciwko mnie. To teraz pora na naszą rozmowę.
- Mam nadzieję, że jest to warte zostawienie mojego brata z przewrażliwionym wujkiem i kłamliwym dziadkiem. - ułożyłam moją szatę, siedząc wyprostowana.
- Sama to ocenisz. - mruknął, odkładając swoją laskę na bok. - Jako urzędnik Ministerstwa Magii, mam wielu informatorów i dowiedziałem się czegoś bardzo interesującego o tobie. - uśmiechnął się, a ja usłyszałam kroki w naszą stronę. Odwróciłam się w stronę wejścia, widząc pewnego Profesora w czerni i długich włosach.
- Dobry wieczór, Profesorze Snape. - skinęłam mu głową w geście powitania i szacunku. Jeszcze jego tu brakowało. Nawet jeśli go lubię, to mógł mu zdradzić mój sekret. Mruknął coś w odpowiedzi i stanął za Malfoy'em, obserwując mnie.
- Pozwól, że się ciebie zapytam o to osobiście. Opowiedz nam, jak dałaś radę w jednej chwili dowiedzieć wszystkiego z życia Madame Malkin. - uśmiechnął się, patrząc na mnie badawczo, a podobny wzrok miał Profesor.
Czyli chcą wiedzieć jak to zrobiłam? Ciekawe dlaczego? Jeśli myślą, że pomogę im w czymś i nadszarpnę moją nieskazitelną opinię, to nie mają na co liczyć. Do tego myślałam, że mogę ufać Profesorowi, a on wygaduje o tym co się stało na prawo i lewo. Super, nawet nauczycielom nie można ufać. Przybrałam zimny wyraz twarzy, patrząc na nich bez uczuć. Nędzni ludzie, choć głównie to Malfoy taki jest. U Profesora ciężko mi cokolwiek wyczuć, jakby cały czas coś ukrywał. Mogłabym się dowiedzieć co, ale wtedy bym musiała zajrzeć mu w wspomnienia, a tego wolę uniknąć. Przeczuwam co mogę tam znaleźć i nie chcę podjąć tego wyzwania. Spojrzałam mężczyźnie o blond włosach w oczy.
- Miałam szczęście. - odpowiedziałam chłodno.
- Szczęście? Jedenastoletnia szlama miała szczęście?! Masz mnie za głupca?! - podniósł nie tylko głos, ale i siebie z kanapy, szybko jednak wracając do poprzedniego stanu. - Nie wciskaj mi takiego kłamstwa. Doskonale wiem, że to ani nie przypadek, ani szczęście. Po prostu otworzyłaś oczy i sekundę później recytowałaś najważniejsze szczegóły jej życia! - wstał ze swojego miejsca, zaczynając chodzić dookoła. - Chcę po prostu wiedzieć, jak to zrobiłaś. - warknął, mocno zaciskając szczękę.
- Po prostu, nie miałam wtedy kontroli nad tym i tak się stało. - warknęła, nie ruszając się z miejsca i śledząc go moim wzrokiem.
- Ale teraz masz. - oparł się o stół, nachylając się nade mną. - Wyobraź sobie ile możesz osiągnąć dzięki tej zdolności. - pokazywał na mnie swoim palcem, uśmiechając się zwycięsko.
- Lucjuszu, nie widzisz, że ona nie ma ochoty na ten temat? Jeżeli dalej będziesz tak ją męczyć, to już nigdy się do ciebie nie odezwie. Co pewnie dobrze nam zrobi. - mruczał w swój typowy sposób, podchodząc do nas bliżej.
- Severusie! - spojrzał na niego groźnie.
- Nie dziw się sobie. Jeszcze chwila, a ona zajrzy ci do głowy i wszystko o tobie pozna. - prychnął, lekko się uśmiechając. W odpowiedzi dostał najpierw jego śmiech i po tym spojrzał na niego.
- Nie jesteś za bardzo przewrażliwiony? To tylko głupie dziecko! - spoważniał i odwrócił wzrok z Profesora na mnie, co było jego błędem.
- Trzeba było się posłuchać. - warknęłam zła, czując się nie doceniona przez niego.
Ostatnie co zobaczyłam to mój złoty błysk w jego oczach i jak miną mu zrzedła. Teraz zobaczysz na co stać to "głupie dziecko". Cały świat zawirował, a ja znalazłam się w dużym pomieszczeniu, udekorowanym na raczej dziecięcy. Kołyska stała na środku pokoju, a w niej małe dziecko, kręcąc się we wszystkie strony. Zajrzałam przez jedną ze ścianek na dziecko, widząc jego jasne włoski i zielone ubranka. Jego twarz wskazywała, że płacze, choć nic nie słyszałam.
- Gdzie ja jestem? - obróciłam się za siebie w stronę zdziwionego głosu, widząc jak rozgląda się dookoła siebie.
- Nie podoba się Panu? Myślałam, że zobaczenie siebie sprzed kilkudziesięciu lat będzie wręcz wspaniałe. - obeszłam kołyskę, by stanąć za nią i patrzeć na mężczyznę. - Był Pan na prawdę uroczy jako dziecko. - wysunęłam dłoń w stronę dziecka, na co szybko mnie za nią złapał i brutalnie szarpną.
- Nie dotykaj mnie!
- Panie Lucjuszu, jak mogłabym Pana dotknąć w Pana wspomnieniach? - wyrwałam rękę z jego uścisku.
Patrzyliśmy na siebie, kiedy on postanowił sam się przekonać o moich przekonaniach na temat wspomnień. Zerknął na młodszą wersje siebie i z powrotem na mnie, patrząc nieufnie. W jego przypadku mnie to nie dziwi, patrząc na fakt, że on najwyraźniej nikomu nie ufa. Powoli zaczął kierować swoją dłoń w stronę dziecka, które już nie miało wyrazu płaczu, tylko spokoju, patrząc na sufit. Nie przepadam za dziećmi, szczególnie jeżeli wyrastają później na takich jak ten facet obok mnie. Mając rękę na wysokości jednego centymetra nad głową siebie sprzed lat, zatrzymał się, ponownie na mnie patrząc. Widząc to westchnęłam i sama chwyciłam go za ramie i skierowałam na głowę dziecka. Zdziwiony odskoczył od kołyski, kiedy zauważył, że cała jego dłoń zniknęła w twarzy bahora.
- Może skusi się Pan na następne wspomnienie? Chętnie poznam Pana bardziej. - odeszłam od niego, stając przodem do wielkiego okna za sobą, będąc teraz odwrócona do niego plecami.
- Jak to jest możliwe? Nawet najsłynniejsi Mistrzowie Umysłów, nie są w stanie przenieść się do twojego własnego wspomnienia! - słyszałam jak chodzi w kółko, a w odbiciu okna widziałam jak złapał się za głowę. - To nie możliwe, że coś takiego istnieje! Przecież to zmieniłoby cały świat magii! Nie dość, że procesy będą łatwiejsze, to do tego dokładne i sam Minister Magii będzie tego świadkiem, widząc całe zajście we wspomnieniach skazanego! - słychać w jego głosie niemały zachwyt, co mnie zaczyna powoli przerażać, tak samo jak jego słowa.
Czy on chce, bym zaczęła pracować dla Ministerstwa z moimi zdolnościami? Mam inne zajęcia i do tego chciałam wybrać inny dział. Tylko gdybym jednak się na coś takiego zgodziła, to czy miałabym wtedy swoje własne biuro? Nie wiem czy są też inne takie przypadki jak ja i czy kiedyś będą, więc byłabym chyba jedyna. Ciekawa propozycja... ale mam już wydział, który mnie urzekł i do którego mam zamiar się zgłosić. No i jest w Stanach Zjednoczonych, a nie w Wielkiej Brytanii.
- Hazel! - szybko do mnie podbiegł i łapiąc za ramiona, obrócił w swoją stronę. - Co możesz jeszcze zrobić? Możesz... nie wiem... na przykład zamknąć kogoś w jednym wspomnieniu?! - ciężko oddychał i wydawał się jakby był na skraju szaleństwa i blisko odkrycia czegoś bardzo ważnego.
- Jeszcze nigdy nie próbowałam. - odpowiedziałam szczerze, obawiając się co może zrobić w takim stanie. Jego oczy są pełne szaleństwa, czego po nim bym się nie spodziewała.
- Ale spróbujesz! - uśmiechnął się i mocniej ścisnął swoje ręce. - Minister Magii będzie taki zadowolony, kiedy mu cię przyprowadzę! - zaczął się śmiać, nadal się na mnie patrząc. Cholera, koleś na prawdę zwariował.
- Panie Lucjuszu, proszę mnie puścić.
- Zamknij się! Teraz wyprowadzisz nas z moich wspomnień i razem pójdziemy do samego Ministra Magii. - zaczął mówić groźnym tonem, zaciskając swoje chude palce mocniej na mnie i zbliżając swoją twarz.
Czyli jestem zmuszona użyć siły, by go odepchnąć i wrócić do domu w jednym kawałku. Ledwo klasnęłam w dłonie, rozwiewając całe wspomnienia i przenosząc nas z powrotem do realnego świata. Teraz miałam czas na ucieczkę, widząc Malfoy'a po drugiej stronie stolika. Nadal jest zdekoncentrowany całym zajściem, więc mam ułatwioną sprawę. Zerknęłam na Profesora za nim, który delikatnym ruchem głowy wskazał mi wyjście. Z nim to bym chętnie pogadała, ale bez jego blond kolegi u boku. Szybko wstałam ze swojego miejsca i pobiegłam do drzwi na końcu pokoju, trzymając różdżkę w gotowości w swojej kieszeni. Nie wiem do czego jest zdolny i nie spieszy mi się tego dowiedzieć. Usłyszałam nagły trzask i warknięcie pewnego blondyna. Odwróciłam głowę w jego stronę, widząc jak celuje we mnie swoją różdżką.
- Drętwota!
- Protego. - szybko wypowiedziałam zaklęcie obronne w odpowiedniej chwili.
- Od kiedy czarodzieje z Ilvermorny mogą posiadać różdżki poza szkołą? - zapytał zdziwiony, ale z ironią Profesor, patrząc na przedmiot w mojej ręce.
- Od kiedy posiadają więcej niż jedną. - nogą kopnęłam drzwi za sobą, wychodząc przez nie, by zaklęciem je zamknąć z powrotem. - Grzechotko. - mruknęłam, idąc normalnym krokiem dalej, w stronę jego gabinetu. Zaledwie sekundę później małe stworzenie pojawiło się obok mnie, rozglądając się na boki.
- Pani wzywała? Jak Grzechotka może pomóc? - zapytała swoim piskliwym głosem z troską i strachem.
- Zabierz nas do domu.
- Oczywiście, Pani! - pstryknęła palcami, kiedy w ostatniej chwili Lucjusz otworzył drzwi i spojrzał na nas. Cały świat zawirował, a nas już nie było, stojąc teraz w salonie.
Odetchnęłam głęboko, siadając na kanapie, zauważając dziadka na fotelu obok. Nie zaszczycając go zbyt długo moim spojrzeniem, chwyciłam za Proroka Codziennego, którego czytał godzinę temu. Patrzyłam na jakieś bzdety o nie interesujących mnie tematach, jak wyniki w Quidditchu czy jakaś pielęgnacja roślin. Usłyszałam zbieganie po schodach i rozpoznając go po krokach, to na pewno Harry. Wujek na pewno nie chodzi tak głośno jak on. Młody usiadł obok mnie, trzymając coś w rękach. Musiało to być coś małego, skoro mieści się w jego zamkniętych dłoniach.
- Pan Francis... znaczy wujek, kupił mi to dzisiaj, bym nie był sam gdyby was nie było! - uśmiechał się, mając iskierki szczęścia w oczach. Zmieszana spojrzałam na jego dłonie, bojąc się co to może być. Harry widząc mój wzrok, odsłonił swojego tajemniczego przyjaciela, ukazując mi małego, czarnego węża o zielonych oczach. - Nazywa się Lily, choć według wuja jej nie pasuje. - jego wzrok zaszedł mgłą, przypominając sobie pewnie swoją matkę, która nosiła takie same imię.
- Zapytaj się jej, czy jej się podoba. - palcem delikatnie przejechałam po główce gada, na co wysunęła swój różowy język.
Nagle usłyszałam syczenie, więc spojrzałam na Harry'ego, który był odpowiedzialny za to. Ten mały ma wiele ciekawych umiejętności, które mogą być przydatne kiedyś. Mój kącik ust lekko się podniósł, co szybko opanowałam.
- Mówi, że się jej podoba. - z szerokim uśmiechem na mnie spojrzał, dopiero po fakcie realizując co się stało. - Rozmawiałem z nią... a ona odpowiedziała. - najwyraźniej nie wiedział, że to robi i nie rozumie co się stało.
- Masz bardzo rzadką zdolność, Harry. Jesteś wężousy. - poczochrałam go po jego włosach, na co zachichotał.
- Dzięki temu mogę zrozumieć co mówi Lily?
- Zgadza się, ale pamiętaj, nie pokazuj tej zdolności innym osobom, którym nie ufasz. - mały wąż zaczął pełzać po jego dłoni, bawiąc się pewnie.
- Tak zrobię. - patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami, które były tego samego koloru co węża i właścicielki imienia Lily.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top