Za tunelem
Za tunelem Huncwoci zobaczyli wielkie, skaliste góry, którego ciągnęły się tak daleko, że nie było widać końca. Przed górami było niewielkie jeziorko, błyszczące od zachodu słońca. Było ledwo widoczne przez zielska, które poobrastały wokół.
— To się robi coraz bardziej dziwne — powiedział Lasse — jak niby mamy trafić? Nie wiemy przecież, gdzie szukać. Jeśli mamy tak łazić oczekując, że miecz nagle się pojawi, to spędzimy tu wieczność.
— Intuicja, Lasse, intuicja — mruknął Hans — skoro jesteśmy "wybrańcami", to oznacza, że jakoś musimy dać radę.
— To co ta twoja intuicja podpowiada, co? — zapytał kpiąco Lasse.
— Że musimy tam wejść — odpowiedział krótko Hans i poszedł w kierunku góry, z trudem przedzierając się przez zielska. Lasse próbował się sprzeciwić, ale w końcu sam zrozumiał, że to najlepszy pomysł. Kalle zerwał z pobliskiego drzewa po cztery kije, aby ułatwić przejście. Wszystko było tam tak obrośnięte kłójącymi roślinami, że przedostanie się przez nie zajęłoby wieki.
Szli w milczeniu, każdy pogrążony w swoich myślach. Nie wiedzieli, co ich czeka dalej. Właściwie, to nie wiedzieli nic. Jeśli jednak ufać patronusowi, te przejście powinno ich zbliżyć do celu. Po kilku minutach wędrówki stanęli przed górą.
— I ty zamierzasz tam wejść? — spytał Lasse — coś czuje, że nie da rady — spojrzał w górę, próbując znaleźć szczyt.
— To źle czujesz — powiedział Gunnar — kto nie próbuje, ten nie wygrywa, prawda? Trzeba chociaż spróbować.
— A co ty nagle taki optymistyczny? — zapytał Lasse z ironią — dobra, macie racje. Włazimy.
Wszyscy zajęli się szukaniem odpowiedniego fragmentu skały, czyli takiego, na który da się wejść, nie tracąc po drodze życia.
Na szczęście góra nie była aż tak stroma, jak im się wydawało. Mimo to musieli bardzo uważać i ciągle się czegoś trzymać. Wspinali się dość wolno. Najostrożniejszy był Gunnar, który zastanawiał się nad każdym krokiem, zaś Lasse zwinnie wchodził coraz to wyżej.
— Już blisko! — zawołał Lasse.
— Cicho bądź, dekoncentrujesz mnie! — odkrzyknął Hans.
Po następnych kilku minutach Lasse był już na szczycie. Usiadł, oglądając widoki i czekając na przyjaciół.
Następny po Lassem był Kalle. Chłopiec złapał się odstającego kawałka skały, aby wejść wyżej. Kawałek natychmiast spadł. Stało się to tak szybko, że nawet nie zdążył chwycić czegokolwiek innego. Skała, na której stał, również się osunęła w dół, a Gunnar ledwo uniknął zderzenia z kamieniami. Kalle zaczął spadać. Wiedział, co się zdarzy. Przez te kilka sekund myślał tylko o jednym: co tak naprawdę jest po śmierci? Przecież każdy koniec to początek czegoś nowego... Nie zdążył nic zrobić, gdy nagle pojawiła się ciemność...
***
Ferenc wrócił do Hogwartu. Miał coraz bardziej wszystkiego dość. Idąc korytarzem zdążył tak po prostu pobić się z jakimś Krukonem. Zupełnie bez powodu. To w tym wylewał wszystkie swoje smutki. Chciał stać się kimś groźnym. Kimś, kim nie był. Ale skoro życie samo go zmieniło, to chyba było bez znaczenia...
Lekcje już minęły. Ferenc znów pobiegł do biblioteki. Tym razem chciał wejść tam, gdzie zdecydowanie nie powinien, ale musiał.
Dział ksiąg zakazanych. Z żalem spojrzał na ten napis i rzucił na siebie kameleona. Po cichu przeszedł nad ogrodzeniem i wziął pierwszą lepszą książkę. Sam tytuł był przerażający. Wziął się za czytanie. Nie chciał, ale gdzieś w podświadomości czuł, że jednak jest inaczej.
***
Lasse usiłował złapać Kallego. Sam ledwo wisiał na szczycie góry, rozciągając się jak tylko mógł, aby go dosięgnąć. Udało mu się to zrobić w ostatniej chwili. Nie należał do silnych i wiedział, że nie potrafi wciągnąć nieprzytomnego Kallego na górę. Mimo to starał się jak tylko mógł, przekraczając swoje normalne możliwości. Nie mógł uwierzyć, że to się stało.
Udało się.
W momencie, w którym wciągnął Kallego, sam był już tak wysunięty i wyczerpany, że stracił uwagę i spadł w dół. Ani Hans, ani Gunnar nie zdołali go złapać — w tej sytuacji było to raczej nie możliwe, zwłaszcza, że spadał z wielką prędkością. Nie mogli ani nie chcieli pogodzić się z wiadomością, że Lasse nie żył. Hans i Gunnar nie potrafili nic powiedzieć, ale rozumieli się bez tego. Lasse zawsze był gotów się poświęcić. Nigdy nie znali nikogo bardziej lojalnego niż on. A teraz był tam, na dole, podczas gdy oni wspinali się na szczyt. Nie chcieli iść dalej. Nie teraz. Nie dzisiaj. Nie, gdy się to stało... Siedzieli tak w rozpaczy przez te okropne kilka minut. Nie mieli pojęcia, co zrobić. Nawet nie chcieli o tym myśleć.
Nagle zauważyli, że Lasse się poruszył. Uznali, że to tylko zwidy. Jednak gdy stanął i zaczął równie zgrabnie i szybko jak wtedy wspinać się po górze, nie mogli już tak stwierdzić.
— Jak?! — krzyknął Hans.
— Dobra, ludzie, co wy tacy emocjonalni się zrobiliście? — zapytał Lasse z charakterystyczną dla siebie ironią — dajcie wytłumaczyć!
— No to mów — poprosił Gunnar.
— No więc, rzeczywiście, umarłem.
— Jak to? Jesteś duchem? Czy czym? — zapytał głupio Gunnar.
— Nie kuźwa, naleśnikiem — odparł Lasse — dajże opowiedzieć! Właściwie, gdy teraz o tym myślę, to nic nie pamiętam. Jakoś nie mogę sobie tego przypomnieć, a działo się przed chwilą... Jedyne, co wiem, to to, że ktoś postanowił, że jeszcze będę żyć, bo umarłem, chcąc kogoś uratować... że niby będę w czymś potrzebny i takie tam... Nie wiem, o co gościowi chodziło, no ale nie powiem, szanuje jego decyzje.
Właśnie wtedy Kalle odzyskał przytomność i zaczął Lassemu bardzo dziękować.
— Dobra, dobra, ale myślę, że powinniśmy dalej iść — oznajmił Lasse — co prawda robi się już ciemno, ale teraz łatwo będzie zejść. Nieźle, nie? Po drugiej stronie nie ma żadnych skał, możemy na spokojnie zejść.
Uznali to za dobry pomysł, więc zaczęli schodzić. Nagle zerwał się okropny wiatr, który był tak silny, że zupełnie przekręcał drzewa. Huncwoci postanowili to przeczekać, klęcząc z głową ukrytą w dłoniach. Bardzo trudno było utrzymać równowagę.
Złapali różne rzeczy, które porwał wiatr. Jedną z nich była jakaś różdżka. Co prawda była w opłakanym stanie, ale i tak wyglądała na działającą. Postanowili sprawdzić ją prostym zaklęciem Lumos.
— No tak. To różdżka wybiera czarodzieja — przypomniał sobie Hans — lepiej dajmy sobie z nią spokój. Zobaczcie, tu jest jakiś notes.
— Pusty — powiedział Kalle przeglądając kartki — to raczej nam nic nie pomoże w poszukiwaniach.
— Nie, to jest zbyt podejrzane — daj mi to. Na pewno coś tam pisze, tylko jest ukryte.
Lasse zaczął macać kartki palcem, myśląc, że niby to coś da. I wtedy stopniowo zaczęły się pojawiać litery. Było to dziwne pismo — żadna linia nie była złączona, a literki były ukośne i bardzo ściśnięte.
— To dziwne, bo mam wrażenie, że skądś znam to pismo — powiedział Hans — ale nie mogę sobie przypomnieć, skąd. Może dobrze będzie, jeśli przeczytam? Możliwe, że będzie to coś na temat miecza.
Reszta uważała tak samo, więc Hans zaczął czytać.
Dzisiaj było kolejne zebranie śmierciożerców. Dotyczyło miecza Godryka Gryffindora. Podobno zaginął trzydzieści lat temu. Oni bardzo chcą go odnaleźć, bo niby przekaże im jakieś specjalne moce. Dzięki starożytnym zaklęciom czwórka prawdziwych Gryfonów została przeniesiona w jakieś odległe tereny, aby go odnaleźć. Dopóki go nie odnajdą, nie mają żadnego kontaktu z światem. Nie mogą wrócić, bo wtedy umrą. Śmierciożercy próbują wszystkiego, aby ich powstrzymać, ale na szczęście póki co im się to nie udaje, bo nie są w stanie pokonać tamtych dziwnych czarów. Oby się to nie zmieniło, bo ostatnio robią się coraz bardziej brutalni. Najbardziej lubią "bawić się" mugolami. Mam nadzieję, że w końcu się to skończy. Nie da się być zupełnie dobrym lub złym, bo to tylko definicja, ale to, co oni robią, przechodzi wszelkie granice. Nie chce tu o tym pisać, bo dość się już napatrzyłem i nie chce do tego wracać. Czytać może to tylko ten, kto chce działać przeciw śmierciożercą, a jest to po to, aby ktokolwiek dowiedział się o tej sytuacji. Ja nie mogę nic zrobić ani nic powiedzieć, bo od razu bym się zdradził. Wszystko, co napisałem, będę musiał zostawić w Pustynnych Grotach. Nikogo przedtem nie było tam od trzydziestu lat, ale oni mają tam teraz kolejną siedzibę. Jeśli ktokolwiek z naszych tam będzie, dowie się o wszystkim. Tylko on będzie mógł przekazać te wiadomości dalej, aby łatwiej ich pokonać. Ostatnio planują zrobić większy atak, ale to czy się uda, jest dość wątpliwe. Jest ich tylko kilkunastu, a to duża przewaga. W dodatku to same stare zgredy. Jeśli chodzi o miecz, wiem tylko, że nad ziemią nie uda się go znaleźć, a dostać się można tam tylko sekretnym przejściem — a przynajmniej śmierciożercy tak mówili.
— Teraz już przynajmniej wiemy, że nie znajdziemy miecza w przestworzach — zażartował Lasse.
— Weź przestań, to poważna sprawa — skarcił go Hans — jeśli to co tu pisało jest prawdą, to oznacza, że śmierciożercy naprawdę powrócili. W dodatku z dużymi ambicjami...
CDN
_________________
Jeśli chodzi o ten rozdział, to na razie tyle. Jeżeli robię jakieś błędy czy coś, to możecie mi o tym napisać, to postaram się poprawić. Z takich pozostałych informacji, to Huncwoci nie będą w tym opowiadaniu ciągle na pierwszym roku, ale też w starszych klasach, no ale to dopiero znacznie później (no halo, nie wszystko od razu). Dzisiaj wzięło mnie trochę na takie bardziej dreszczykowe tematy, huehue... Ok, może skończe pisać ten dopisek który ma niewiadomy cel, bo zaczynam pisać tu coraz bardziej bez sensu i od czapy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top