Przyjaciel czy wróg
***
Następnego dnia przy stole zrobiło się duże zamieszanie. Wszystko zaczęło się od Agdy, która zaczęła roznosić gdzie się ta wiadomość o powrocie śmierciożerców, o czym przeczytała w jakimś piśmie.
— Pokaż — poprosił Lasse, a Agda podała mu gazetę — oby to były brednie. Słyszałem, że śmierciożercy nie są zbyt dobrzy.
— A co myślałeś? — prychnął Hans — że będą tak po prostu wbijać do szkoły i częstować nas cukierkami? Stary, oni są od Voldka! Co prawda tamten typiarz nie żyje, ale cała ideologia powróciła. Na szczęście jest ich tylko kilkunastu. Jeśli uda się ich powstrzymać, zanim staną się potężniejsi, może będzie spokój.
— Tak — wtrącił Kalle, a Gunnar, który nie miał pojęcia o tym wszystkim, słuchał rozmowy z ciekawością — a ja słyszałem, że oni szukają jakiegoś chłopca, Ferenca Kleffera. Podobno urodził się z wielkimi zdolnościami, dziwna sprawa. Nie wiadomo, jak to się stało. On niby ma kontakt z jakimś innym światem... Śmierciożercy zadbali, by się o niczym nie dowiedział. Gdy był mały, porwali go na jakąś mugolską farmę. Debile, co nie? Przecież wiadomo, że ten Ferenc w końcu się zorientuje, że jest jakiś tego... no wiecie.
— Farciarz — stwierdził Gunnar.
— Nie powiedziałbym — zaprzeczył Hans — niby tak, ale wszystkie takie zdolności mają też jakieś minusy. Nie może być za łatwo... śmierciożercy wciąż go szukają. Chcą, aby Ferenc się do nich przyłączył.
Nawet nie zauważyli, kiedy Snape wyrwał Agdzie gazetę i powiedział:
— Nie macie co robić, że się zebrało na ploteczki? Lekcje już dawno się zaczęły.
Piątka Gryfonów czym prędzej pobiegła na transmutacje, a Snape, korzystając z chwilowej samotności wyszedł ze szkoły i deportował się.
Był w Skalicach, czyli okolicy Kleffer Manor. Było tam mnóstwo skalistych gór, a ten teren był zamieszkany jedynie przez wspomnianą już rodzinę. Ich pałac, rzecz jasna, był również dobrze ukryty za pomocą wielu zaklęć. To miało powstrzymywać innych czarodziejów od kradzieży, a tak się składa, że było tam co kraść. Pałac istniał już od dwóch tysięcy lat i znajdowało się w nim wiele bogatych historycznie przedmiotów.
Severus czekał w wyznaczonym miejscu na swojego przyjaciela, Hagbara Kleffera.
— Co jest takie ważne, że mnie wezwałeś? — spytał bez przywitania.
— Chodzi o Ferenca — wyjaśnił Hagbar głosem zatroskanego ojca — znalazłem go.
— Był na mugolskiej farmie?
— Skąd wiesz?
— Słyszałem, jak mówiły o tym te paskudne gryfońskie bachory — odpowiedział Snape — to o jakiś niezwykłych zdolnościach to też prawda? Kontakty z innymi światami?
— Niby tak — Kleffer tylko wzruszył ramionami — ale powiem ci, że tak to zrobili z niego kompletną sierotę. Nie ma pojęcia o magii. Nic nie wie. Może i ma różne moce, ale co z tego, gdy nie ma pojęcia o ich istnieniu? Nie potrafi nad nimi panować. Ale musi trafić do Hogwartu, dobrze o tym wiesz, Severusie. Tylko tam będzie bezpieczny.
— Wiem. Ale będzie miał bardzo ciężko. Sam mówiłeś, nic nie wie... A tu nagle chcesz wysłać go do szkoły, w której uczą magii?
— No właśnie. I bardzo chciałbym cie prosić, abyś jakoś go w to wprowadził...
— Ja? — spytał zdziwiony Severus.
— Tak. Chyba możesz to zrobić? Ja nie jestem w stanie pójść z nim na Pokątną... masz, tu są pieniądze...
— Tylko dlatego, że jestem ci dłużny — prychnął Snape — dobra. Jeszcze dzisiaj zaprowadzę go do Hogwartu. Gdzie jest Ferenc?
— Już go zawołam — zapewnił Hagbar — Feeereeenc!!!
— Czy ten chłopiec ma problemy z słuchem? — sarknął Snape. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy przybiegł Ferenc. Miał on kruczoczarne, zakończone lokami włosy sięgające lekko poniżej uszu i błyszczące, żółte jakby kocie oczy. Ogólnie możnaby stwierdzić, że był całkiem przystojny.
— Ale co to ten Hogwart? Ja już chodzę do szkoły. Do piątej klasy.
— To teraz będziesz się uczyć magii. To będzie bardziej pożyteczne — oznajmił tak po prostu Snape — no chodźże...
Ferenc nieufnie poszedł za Snape'm. Odwrócił się do ojca, który powiedział, żeby właśnie tak zrobił.
— Jakiej magii? To jakieś brednie — upierał się chłopiec.
— A nie zauważyłeś czegoś... niezwykłego? No wiesz, że na przykład dotykiem ożywiałeś uschnięte kwiaty?
— No jasne, że tak. Było wiele takich zdarzeń... Ale przecież to zupełnie normalne. Nie jestem w żadnym stopniu niezwykły.
— Już nie bądź taki skromny — powiedział z ironią Snape, który miał coraz mniej cierpliwości do tego dzieciaka — jeszcze się wszystkiego nauczysz. Mam nadzieję.
— No niech będzie. To mogę zobaczyć jakiś czar? Chce dowodu — zażądał czarnowłosy.
Snape niechętnie wyjął różdżkę i pokazał Ferencowi kilka najciekawszych zaklęć, z trudem powstrzymując się od pokusy rzucenia na niego czegoś "ciekawszego", na przykład Cruciatusa.
— Gdzie jest ta szkoła? Też tak chce! — oznajmił młody.
Severus stwierdził, że ten bachor coraz bardziej go wkurza. Znał jednak swoje zadanie i powstrzymał się od pokazania jakiejkolwiek złości. Powiedział tylko, że jeśli też tak chce, to potrzebuje różdżki. Poszli na Pokątną.
Nienawiść do Ferenca rosła w nim z każdą minutą. Dzieciak pytał o wszystko, co się dało. Snape jeszcze raz spojrzał na listę rzeczy do kupienia. Dobra, jeszcze tylko różdżka i zwierze...
W tym celu udali się do Ollivandera. Już pierwsza z wypróbowanych okazała się być odpowiednia, a była ona cisowa, z piórem feniksa. W zoologicznym zdobył sowę o mrocznym wyglądzie.
— Czy to już wszystko? — spytał chłopiec.
— Na szczęście tak — przyznał Severus — teraz możemy się deportować do Hogwartu. W końcu się ciebie pozbędę... No, chyba że będziesz w Slytherinie...
— A co to Slytherin?
Snape postarał się jak najcierpliwiej wyjaśnić Ferencowi, czym są domy w Hogwarcie. Ledwo skończył o tym opowiadać, a już otrzymał kolejne pytanie, tym razem dotyczące teleportacji.
— Po prostu się mnie trzymaj, zaraz tam będziemy.
Oczywiście do Hogwartu nie da się teleportować, więc dotarli jedynie do jego okolicy. Następnie Ferenc poszedł do gabinetu dyrektora, aby sprawdzić, do którego domu zostanie przydzielony.
— Przyprowadziłem Kleffera — powiedział Severus w progu — dobra, zakładaj czapkę...
Ferenc powoli zaczął zakładać Tiarę. Nawet nie zdążył całkowicie jej założyć, a już zaskrzeczała:
— SLYTHERIN!!!
Chłopiec z obojętnością poszedł za Snape'm do lochów, czyli tam, gdzie jest dormitorium Ślizgonów. Większość z nich była już w pokoju wspólnym.
— Jesteś nowy? — zapytał jakiś pierwszoroczny chłopak.
— Nie, stary — odpowiedział ironicznie Ferenc — no tak. Jestem Ferenc Kleffer, a ty?
— Ja Rodrik, a to Kolen — przedstawił się.
— No to chodźmy do dormitorium — mruknął Kolen.
Ferenc rozpakował swoje rzeczy i przy okazji rozmawiał z nowymi kolegami.
— Wiecie, dzisiaj na śniadaniu ten debil, Lasse Weasley z Gryffindoru próbował dzisiaj zrzucić na mnie naleśniki Leviosą? — zagadnął Rodrik.
— I jak? Wyszło mu? — zapytał Ferenc udając, że dobrze się na tym zna. Tak naprawdę nie miał nawet pojęcia, co robi te zaklęcie. Postanowił, że się poduczy przez noc. Przecież nie może być tu takim głupkiem...
— No jasne, że mu odskoczyłem — roześmiał się Rodrik — on jest jakiś pomylony. Na wszystkich robi te swoje "żarty". Nawet śmieszny nie jest.
— Tsaa, pewnie się nudzi — zarechotał Kolen — mówię wam, ci Huncwoci są żałośni. Nie rozumiem, co ci ludzie którzy twierdzą, że są fajni, w nich widzą.
— Ja też nie — dodał Rodrik — a ostatnio zrobili się niebezpiecznie "sławni".
— A kto to ci Huncwoci? — wtrącił Ferenc, który przecież nie mógł udawać, że orientuje się w temacie.
— Grupka czterech gryfońskich debili — oznajmił Rodrik.
— My też powinniśmy się jakoś nazwać — zaproponował Ferenc — byłoby super!
— Dobrze myślisz, kolego — uśmiechnął się Kolen — jakieś propozycje?
Przez krótki czas nikt się nie odzywał.
— Dodgersi...? — spytał cicho Rodrik — nieee, to głupio brzmi...
— Lepiej głupio niż wcale — podsumował Ferenc — skoro nie mamy innych pomysłów... niech będzie Dodgers. A jakie będziemy mieli logo?
— To powinno być zwierze na jakimś tle — powiedział Kolen — zrobimy głosowanie. Ja stawiam na ognistego węża.
— Na czarnym tle! — wykrzyknął Ferenc — a może smok zamiast węża?
— Tak! — poderwał się Rodrik — mam pomysł! Musimy się dowiedzieć, jaki jest nasz patronus! Chyba wiecie, co to? Trzeba skoncentrować się na najlepszym wspomnieniu i powiedzieć "Expento Patronum" a wtedy, jeśli dobrze się to zrobi, pojawi się srebrzyste zwierze, czyli twój patronus.
Ferenc odetchnął z ulgą, że nie musiał o to pytać.
— Ale to strasznie trudne — powiedział Kolen— to zaawansowana magia. Nie słyszałeś o tym?
— My, Dodgersi, damy radę — stwierdził Rodrik — cholera, rzeczywiście głupia nazwa... Nie ważne.
— Teraz musimy wymyślić naszą ambicje — powiedział Ferenc, któremu to wszystko coraz bardziej zaczęło się podobać — wiem! Musimy być niepokonani!
Kolen prychnął. To zabrzmiało strasznie dziecinnie, ale po krótkim zastanowieniu stwierdził, że to dobry pomysł.
— Tak! Zaklęcia i te sprawy.
— Dobra. Musimy wymyślić jakiś punkt zebrań — zaproponował Rodrik — Huncwoci sami z nami zadarli. Jeszcze zrozumieją, co to oznacza...
Ferenc powiedział, żeby się gdzieś przeszli, to może coś znajdą. Wszystkim ten pomysł się spodobał, więc wyszli.
Szli schodami na coraz wyższe piętra. Uznali, że im wyżej, tym lepiej.
— To już siódme — poinformował Kolen — znajdźmy coś tutaj.
Szli pustymi korytarzami. Ferenc zastanowił się nad tym, jaką kryjówkę powinni mieć. No, na pewno powinna być dostępna tylko dla nich... Wyobraził sobie, jak powinna wyglądać.
Nagle otworzył się przed nimi jakiś pokój. Chłopcy bez zastanowienia weszli do niego. Okazało się, że było to dość duże pomieszczenie z ładnymi, jasnobrązowymi panelami na ścianach, pufami do siedzenia, stolikami, regałami na książki i innymi tego typu rzeczami.
— Ale super! To się pojawiło wtedy, gdy pomyślałem, jaka powinna być nasza kryjówka! — ucieszył się Ferenc.
— Wspaniale — powiedział Rodrik — dobra. To teraz zróbmy listę zaklęć, które musimy umieć. I żeby nie było to nic łatwego! Takie to będą na lekcjach. My potrzebujemy czegoś... lepszego.
I właśnie w ten sposób resztę dnia spędzili na testowaniu różnych zaklęć. Ferenc nie miał pojęcia, jak to się stało, że był w nich taki dobry. Tak samo nie miał pojęcia, że jest poszukiwany przez śmierciożerców, który chcieliby mieć go w swoim gronie... Ale czy ten chłopiec naprawdę zainteresuje się czarną magią?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top