3.
Shawn:
Obudziłem się bardzo wcześnie. Chciałem zaprowadzić chłopców do przedszkola. Emily jeszcze spała i nie chciałem jej budzić, bo przez pół nocy nie mogła zasnąć. Pocałowałem ją w czoło i poszłem odprowadzić dzieci.
-Tatusiu, a pójdziemy potem do miasta na jedzonko? - spytał mnie Raul.
-Oczywiście, że tak. Dzisiaj będzie fajny dzi- zaciąłem się, kiedy zobaczyłem znaną mi osobę.
Amy?
Stała tam z Jacksonem. Przecież jest jej wrogiem, a raczej był. Zignorowałem ich i poszedłem dalej.
Niestety Jackson zdążył mnie zaczepić.
-Hej Shawn, jak tam? Długo się nie widzieliśmy - uśmiechnął się, obejmując MOJĄ Amy.
-A nic, odprowadzam tylko dzieci do przedszkola - popatrzyłem na chłopców, gdy machali do mnie, kiedy wchodzili do przedszkola
-Masz dzieci? - zdziwiła się Amy.
-Tak, dwóch synów, Petera i Raula - Jackson dotknął brzucha Amy.
-A my będziemy niedługo mieli bliźniaki - oboje byli uśmiechnięci.
Czemu ja nie jestem na jego miejscu?
-Gratulacje - na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Fałszywy uśmiech.
Odszedłem od nich. Cały czas po mojej głowie chodziły myśli dotyczące Amy.
***
Wróciłem do domu. Emily już na mnie czekała. Przytuliła się do mnie. Czuła się przy mnie bezpiecznie. Jest taka urocza i niewinna. Kocham ją.
W końcu ''Kocham ją'' jest prawdziwe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top