ღKɪᴇᴅʏś ᴋᴏᴄʜᴀłᴇᴍ﹐ ᴀʟᴇ ᴛᴇʀᴀᴢ ᴢᴅᴀᴊᴇ sᴏʙɪᴇ sᴘʀᴀᴡę﹐ żᴇ ᴍɪłᴏść ɴɪᴇ ɪsᴛɴɪᴇᴊᴇ. ღ
Po sześciu godzinach spędzonych na sesji i jednym z wywiadów nareszcie, choć przez chwilę mogę na chwilę odpocząć. Udaję się więc do małej kawiarni, w środku tego wielkiego budynku. Witam się radośnie ze sprzedawczynią, stojąc przy ladzie. Zastanawiam się co wziąć. Waham się pomiędzy cytrynowcem, a czekoladowcem. Głośne burczenie brzuszka, pomaga podjąć mi decyzję.
- Poproszę la te macchiato i kawałek tego ciasta. - gestem wskazuję na czekoladowy placek.
- Zmęczony, Aniołku? - Kobieta pyta z lekką troską, dzięki czemu w moim serduszku robi się cieplej. Nikt dawno mnie tak nie nazwał. Nikt oprócz... - Thomas?
-Przepraszam pani Smith, zamyśliłem się. - odpowiadam szczerze, wyciągając portfel.
- Tak dużo pracujesz, a mimo tego wciąż masz ten wymalowany na twarzy uśmiech. - Staruszka chwali mnie, na co lekko się peszę. Nie umiem przyjmować tego typu komplementów. Komplementów dotyczących kłamstwa.
Siwowłosa podchodzi do lodówki i wyciąga wybraną przeze mnie porcję. Kładzie ją na czerwonej taczce i włącza ekspres. Bierzę specjalną szklankę na napój i umieszcza ją pod rureczkami, skąd bierze się kawa. Naciska parę przycisków, a po chwili patrzy jak do kubeczka wlatuję gorący napój. Nie mijają kolejne sekundy, a kobieta stoi i wyciąga zamówienie w moją stronę.
- Ile płacę? - pytam, a gdy otrzymuję odpowiedź poddaje jej banknot. Pani Smith wybija coś na kasie, poczym wydaję mi resztę. - Dziękuję. - oznajmiam, biorąc jedzenie w dłonie.
- Smacznego chłopcze. - mówi, na co ponownie dziękuję.
Idę w stronę wolnego stolika, znajdującego się przy oknie. Odkładam, to co trzymałem i usadawiam się na miejscu. Patrzę na jedzenie. Nie jadłem od dwóch dni, przez co jak teraz na nie patrzę, to chcę wymiotować. Mimo to zmuszam organizm do wzięcia, choć jednego kawałka. Niechętnie wbijam mały widelczyk w smakołyk i wkładam kawałek do ust. Staram się nie przejmować lekkim odruchem wymiotnym, towarzyszącym mi w tej podróży. Mimo wszystko przezwyciężam siebie i zaczynam jeść kawałek po kawałku. Czasem łyknę odrobiny macciato, żeby mieć siłę na kolejne parę godzin. Inaczej mógłbym nie przeżyć, a śmierci w torturach również się boję.
Spoglądam przez szybę na rozbieganych przechodniów. Każdy żyję swoim życiem. Nikogo nie interesują problemy innych ludzi. Wszyscy mają gdzieś Ciebie i to co robisz. Chyba że jesteś sławny, zupełnie jak ja. To nagle wszyscy chcą wiedzieć, jak się czuję i co robię. A ja muszę, na to pozytywnie odpowiadać. Nie mogę odpowiedzieć, że mi źle lub że nocuję w starej piwniczce. Nie mogę. Muszę kłamać, a wszystko bo mój ojciec miał perfekcyjną reputację. Dobry obywatel, cudowny mąż, kochany ojciec, wspaniały sąsiad i świetny menadżer. Nikt by mi nie uwierzył, że wcale taki nie jest. Nikt nie uwierzyła, że biję mnie i zamyka w ciemnościach. Dlatego nie mogłem nic powiedzieć.
Moje rozmyślania przerwał chłopak, o podobnej posturze do mojego starego przyjaciela, no może kogoś więcej. Kogoś, kto obiecał coś czego nie potrafił dotrzymać.
Pamiętam, jak łzy sunęły nam jak huragan. Staliśmy wtuleni w siebie, nie potrafiąc przestać płakać. Jego dłoń wtulona w moje blond kosmyki. A moja przemierzająca jego plecy i kręcąca na nich kółeczka. Ból który czułem, rozrywał moje serce na drobne kawałeczki. Już za paręnaście minut, miało go tu nie być. Już za chwilę miał wyjechać, zostawiając mnie samego w tym ciężkim świecie. Tulimy się tak do momentu informacji, że za piętnaście minut samolot odjedzie. Brunet o ciemnych oczach, kładzie na moich ramionach dłonie, spoglądając na mnie smutno. Jego twarz jest pełna łez i wymalowanego cierpienia. Dobrze, wiem co czuję. Mam to samo.
- Nie płacz, Aniołku. - Mówi ciemnooki, dotykając opuszkami palców mojego podbródka. - Niedługo wrócę. - zapewnia mnie, starając się uśmiechać. - Dobrze, wiesz że muszę.
- Nie wytrzymam roku bez Ciebie. - szeptam, spuszczając wzrok w dół, tak aby nie mógł zobaczyć mojego żalu. - Wszyscy zawsze obiecują że wrócą, a później nie wracają. Zostawiają pieprzoną pustkę, fotografie na biurku i wspomnienia w naszych sercach. - dodaje, dobrze znając ten pieprzony schemat.
- Ja wrócę, Tommy. - mówi spokojnie, a jego głos sprawia, że w końcu na niego spoglądam. Jest dużo ode mnie wyższy, ale mi to nie przeszkadza, przynajmniej w tamtym momencie nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Jedyne na czym mi wtedy zależało, to on i ostanie nasze wspólne chwilę. - Obiecuję, że czas naszej rozłąki tylko polepszy naszą przyjaźń. - szkoda, że dla mnie to nie była tylko przyjacielska relacja. - Obiecuję, że wrócę i nadrobimy ten zmarnowany czas. - Kiwam głową, na znak że rozumiem. - Obiecuję, że Cię nie zostawię. - mówi, ostatni raz tuląc mnie do torsu. Ostatni raz płaczę w jego ramionach, zostawiając ślad na jego czarnym jak węgiel podkoszulku. Pomimo ciemnego koloru ślad jest widoczny. Nie mogę się opanować. To boli. Czuję jakby mój świat miał zamiar się zawalić. Moje serce krzyczy z bólu, wyobrażając sobie następny dzień bez mojego ukochanego przy boku. I tak przez najbliższy rok, do momentu jak w końcu wróci. Łzy na tą myśl nie przestają płakać, a w odwecie jest ich coraz więcej. Szlocham, słuchając jego głośnego bicia serca. To była ta jedna rzecz, którą kochałem w byciu niższym. Mogę słuchać go tak przez cały dzień i tak by mi się to nie nudziło. Kolejne sekundy lecą a, ja czuję jak chłopak się oddala.
- Dylan, poczekaj! - krzyczę, na co on się zatrzymuję. Moje decyzje stają się impulsywne. Nie myślę nad tym, co robię. Dbam o to, co jest teraz i tu. Podbiegam do niego i chwytam go za koszulkę. Przez chwilę spoglądam na jego ciemne tęczówki, szybko jednak mój wzrok przenosi się na jego usta. Bezmyślnie wbijam się w jego wargi, czego chłopak kompletnie się nie spodziewa. Jednak w końcu odwzajemnia pocałunek, co sprawia ciepełko w moim serduszku. Łączymy nasze języki w francuski pocałunek. Towarzyszą nam w tym różne emocję. Smutek jak i szczęście. Radość jak i złość. Tęsknota jak i ulga. Wszystko w jednym i pierwszym naszym pocałunku. Wplątuję rękę w jego czarne kosmyki, a on swoje kładzie na mojej szyi. Ta chwila to było moje marzenie odkąd wiedziałem, że jestem gejem. Cudowna i pełna różnych barw. Przypominała deszcz ze słońcem lub burzę z tęczą. Gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy, to od razu puściłem łzę. - Kocham Cię, Dylan. - pierwszy raz powiedziałem mu te dwa dla mnie wyjątkowe słowa. - Nie chcę żebyś wyjeżdżał. - spoglądam na niego żałośnie, na co on odpowiada.
- Ja Ciebie też, Tommy. - szepta prawie bezgłośnie, a jego głos cały drży zupełnie jak wibrację telefonu. - Ja Ciebie też. - Macha do mnie, gdy jest już ostatecznie daleko ode mnie. - Wrócę już niedługo. - dodaje, zostawiając mnie tam samego z nadzieją. Nadzieją, którą już dawno straciłem.
Od tamtego dnia mijają dwa lata, a on nie wrócił. Zapomniał o mnie i złamał pieprzoną obietnicę. Po tym pocałunku, czekałem na choć jedną wiadomość od niego, ale nie przyszła. Dzwoniłem do niego, ale nie odbierał ode mnie telefonów. I tak przez kilka dni. Gdy minął tydzień, dodał na instagrama zdjęcie z pewnym chłopakiem. Podpisał Mój kochany, a ja wtedy zrozumiałem, że kłamał. Tak naprawdę nie miał zamiaru wrócić. NIGDY. Zresztą o tym też się przekonałem, gdy pewnego dnia przechodziłem koło jego mieszkania. Sprzedał je. Moje serce na samo wspomnienie uroiło kilka łez. Zostawił mnie tutaj bo miał mnie dość. Wyjechał do innego stanu i zaczął tam nowe życie. Znalazł dobrze płatną pracę, przyjaciół i chłopaka. Nienawidziłem go całym sercem, za to jak pozwolił mi się w nim zakochać, a później zostawił mnie jak śmiecia. Chociaż dzięki temu ma lepsze życie. Takie jakiego ja nigdy nie miałem.
Czuję jak wewnątrz mnie wraca ból i cierpienie. Nie potrafię wciąż go zapomnieć, mimo tego co zrobił. Kiedyś go kochałem, ale teraz zdaje sobie sprawę, że miłość nie istnieje.
Zresztą nigdy nie istniała. Miłość tak jak wielu kojarzy się z cudownym uczuciem, które jest jak morska bryza. Jak wschód i zachód słońca. Jak noc pełna gwiazd. Jak słońce, deszcz i powstająca przy tym tęcza. Uczucie które sprawią, że chcemy radośnie krzyczeć z całych sił. Podobne do bukietu czerwonych róż. Są śliczne. Ich kolor przyciąga wzrok i sprawia, że chcemy ją mieć na zawsze. Jej blask kusi każdego, kto tylko zahaczy o nią wzrokiem. Ale taki jest tylko początek. Później zdajemy sobie sprawę, że róża ma kolce. Przecinamy się na nich, sprawiając sobie okropny ból. I tak właśnie dochodzimy do uświadomienia sobie, że miłość to tylko pieprzona iluzja. Nie żadna miłość. Tylko iluzja.
Dopijam łyka i biorę ostatni kęs placka. Wstaję i wkładam tacę do rąk. Przemierzam przez małą odległość, czując na sobie wzrok innych gwiazd. Odkładam tacę, uśmiechając się do starszej pani, która swoją drogą była dla mnie jak babcia. Dziękuję jej i już mam zamiar iść, gdy czuję czyjś dotyk oplatający moje ciało. Spoglądam na osobę, która to robi i sztucznie się uśmiecham w jej stronę.
- Cześć skarbie. - mówię, całując jej czoło. - Jak tam po nagraniach nowej płyty? - pytam, a moje aktorstwo wzrasta o poziom. Nie ma to jak udawać czyjegoś chłopaka, będąc tak naprawdę gejem. Szkoda, że tak naprawdę tylko ja o tym wiem. Ja i no ten oszust. - Pewnie zmęczona? - spoglądam na nią troskliwie, na co kiwa głową.
Kaia doskonale zna cenę show biznesu. Nie musimy być razem, by chodzić ze sobą. Scodelario zaakceptowała fakt, że sławę uzyskuje się dzięki plotkom. Kompletnie się z tym pogodziła, przez co się w tym wszystkim zgubiła. Gdyby nie jej fałszywość, może bym ją bardziej polubił, ale póki co nie pałałem do niej ogromną empatią. Najbardziej w tym wszystkim było mi szkoda jej przyjaciela Willa, który widocznie chciał czegoś więcej, ale był nikim. Jak jesteś nikim, to nie możesz mieć nic. I tak to działało.
- O tak, słońce. - szybko rzuca i czule na mnie spogląda. - Cały dzień nagrywek, to stanowczo za dużo na mój głos. - śmieje się, a ja z nią. - Jestem bardzo zmęczona, więc wracam do domu, a ty? - podpytuję, unosząc wysoko brew.
- Mam jeszcze jeden wywiad. - oznajmiam i teatralnie udaję, że żal mi z tego powodu. - W każdym razie. - Miłego wieczoru kochana. - całuje ją w usta na pożegnanie i odprowadzam do drzwi kafejki studia. - Do jutra. - rzuca na odchodne, a ja odpowiadam jej tym samym.
Ze zmęczeniem wypisanym na twarzy udaję się w stronę Sali, gdzie ma odbyć się mój wywiad. Ostatni, w którym czuję się sztucznie szczęśliwy ale i ostatni przed powrotem do domu. Do piekła. Do bólu.
❤️ Cʜʏʙᴀ ᴍᴏ́ɢł ʙʏć ʟᴇᴘsᴢʏ 😢♥️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top