Rozdział 9.


To dziwne, jak jedna osoba może zmienić nasze życie. Nagły lecz powolny obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Mogłam dokładnie obserwować, jak się wszystko zmienia- jak niebo staje się ziemią, a ziemia niebem. Jak wszystko w co wierzyłam nagle staje się kłamstwem, a jak kłamstwa zamienia się w prawdę. Czytałam wiele książek na temat tego, jak czyjeś życie się rozsypuje, a on, nie wiedząc, co zrobić, tylko się przygląda. Miałam ochotę wtedy mu powiedzieć, że jest tchórzem, że nie chce nic z tym zrobić. Dopiero, gdy moje się rozpadało zrozumiałam, dlaczego oni tylko stali. Bo człowiek wtedy czuje się bezradnym. Małym w tym wielkim świecie. Mimo że Zero stał tuż przy mnie, tulił do siebie, a Ariel bawiła się u naszych stóp, czułam się samotna. Pragnęłam czyjejś bliskości, a zarazem, żeby wszyscy mnie zostawili. Zero jednak podjął decyzję godną prawdziwego przyjaciela- milczał, dał się wypłakać i gładził po głowię, chyba w jedynym miejscu, gdzie nie mam blizn. 

Rachel igrała ze śmiercią. Pragnęła jej, ale się nie zabiła. Dlaczego? Nie wiem. Musiała bardzo cierpieć, skoro tego chciała i się cięła. Byłam ciekawa jej historii, ale zarazem się bałam ją poznać. Mogłaby mnie zmienić. W końcu, jak to napisała Cassandra Clare, słowa mają moc zmieniania człowieka. A przeżycia Rachel, jej słowa, są także moimi słowami i przeżyciami. Chciałam poznać przeszłość, chciałam ją poznać, ale to był jeden z moich najgorszych lęków i pragnień. 

Egoistka ze mnie. 

Pamiętnik to cudza własność. Nie powinno się tego czytać, ale nie mogłam się powstrzymać. Z biologicznego punktu widzenia, to był także mój pamiętnik, ale pod względem filozoficznym- nie. Przeczytałam jeden wpis, a mną targały sprzeczne uczucia, co do tego, czy miałam prawo czytać dalej. Byłam Rachel, a ona była mną. Siedziałyśmy w jednym ciele, ona na tyle daleko ode mnie, że nie mogłam jej dosięgnąć, dotknąć, przywołać. Może nie chciała się pojawić? Może schowana gdzieś głęboko pod taflą moich myśli, znalazła to, czego pragnęła- śmierci. To nie było to, czego tak chciała, ona po prostu zniknęła, a ja zostałam wysłana na jej miejsce. To nie jest śmierć ani życie. To coś między. Jak oglądanie filmu, niby wiesz, że to fikcja, ale czy na pewno ktoś czegoś takiego nie przeżył? 

Nie wiem, ile tuliłam się do Zero nie mogąc się uspokoić. Nawet nie wiem, co mnie tak wzruszyło. Szlochałam na tyle cicho, że mała nawet nie zauważyła, że płakałam. Bawiła się dalej swoimi zabawkami. Wytarłam szybko oczy uśmiechając się lekko do Zero. Poklepał mnie po głowię z czułością. Uklękłam tuż przy małej z przyklejonym uśmiechem. 

- Hej, malutka. Co tam masz? - zapytałam. 

Ariel zwróciła na mnie niebieskie oczka. Usteczka ułożyła w literkę "o", gdy zobaczyła zaczerwienione oczy i policzki. 

- Mama bu bu? - szepnęła, jakby nie chciała, żeby Zero ją usłyszał. 

- Nie, kotuś. Nie uderzyłam się. Dorośli czasem po prostu płaczą. Bez powodu. Prawda, Zero? 

On tylko przytaknął ruchem głowy wyglądając przez okno. Niechętnie kłamał małej. 

Wzięłam ją na ręce w tej samej chwili, co do domu wrócił Robert. Zero zareagował błyskawicznie- do swojej torby wrzucił pamiętnik Rachel. Ja się spięłam. Szybko zamknęliśmy drzwi, wiedząc, że przyjaciela nie powinno tutaj być. Cień pod drzwiami sugerował, że Robert poszedł do Richarda. 

- Rich, musimy pogadać - powiedział Robert. Mówili na tyle głośno, że po ściszeniu muzyki wszystko słyszeliśmy. Pokój Richarda był tuż obok mojego. Ściany nie były na tyle grube, by przepuścić ich donośne głosy. 

- No? O  co chodzi? - warknął młodszy z braci. 

- Jesteś sukinsynem dla Eddie, wiesz? Ciągle wyzwiska, poniżenia... To jej nie pomaga, wiesz? Tylko ją stresujesz. Jest jak z Rachel. Borderline. Wiesz o czym mówię? 

- Taa...

- Lepiej uważaj na słowa. Chcesz, żeby Eddie skończyła jak Rachel? 

Skrzypnięcie materaca. Wiedziałam, że będą się kłócić. 

- A teraz o co ci chodzi?

- Rachel. 

- No wyobraź sobie, kurwa, że wiem, kto to jest Rachel. 

- Ostatnio się zachowujesz, jakbyś nie wiedział, kim jest. 

- Och, przykro mi, że nie rozpaczam, a nowy model Rach mi nie pasuje. 

Zero ścisnął moje ramię. Siedzieliśmy cicho ciekawi, jak rozmowa się potoczy. Coś w środku mnie, wiedziało, że ta rozmowa odmieni moje życie. Odmieni się i nigdy nie będzie takie samo. Chciałam to powstrzymać, ale przez czystą ciekawość nie byłam w stanie i raczej Zero, by mi na to nie pozwolił. 

- To nie nowy model, Rich... To inna osoba - jęknął Robert. 

- To co mi pierdolisz o Rachel? 

- Bo ze względu na nią powinieneś szanować Eddie. 

Richard prychnął. 

- Szczerze? Teraz mam obie w dupie. Razem z tą zasraną córeczką. 

Zasraną... Córeczką? 

Spojrzałam na Zero. Zaciskał mocno szczękę. Wydawał się wiedzieć więcej ode mnie. Szybko podszedł do biurka i coś zapisał. Zostawił karteczkę. 

- Nie mów tak o Ariel. Wiem, że to pomyłka, ale... 

Ariel? 

Siły zaczęły mnie opuszczać. Nic nie rozumiałam. "Zasrana córeczka"? Ja i Rachel? Co? 

- Zero, weź ją ode mnie - powiedziałam chłodno. 

- He? 

- Weź Ariel, proszę. 

Nie pytał o nic więcej. Wziął kilka zabawek z podłogi i wziął małą ode mnie. Kiedy się schylił szepnęłam do niego prośbę i wyszłam. Złość i smutek mną owładnęły. Nie myślałam logicznie. 

- Zasrana córeczka? - szepnęłam. Oboje się do mnie odwrócili. Łzy piekły mnie w oczy. Jak mogli tak powiedzieć? Jak mogli tak myśleć o Ariel? - Wy zasrańcy! - krzyknęłam. - O co tu chodzi? 

- Eddie... - szepnął Robert. - Ja... 

- Nic nie mów - przerwałam mu. - Pomyłka? Pomyłką jest to, że ją zaadoptowałeś! Ariel nie jest pomyłką! Ariel jest najcudowniejszą osobą jaką znam! Nie zasługujecie na nią, oboje. A co do cholery, oznacza "zasrana córeczka"? Jak tak możecie mówić o własnej siostrze? 

- Eddie, proszę, wysłuchaj mnie... - Robert zrobił krok w moją stronę, ale szybko się cofnęłam. 

- Nie zbliżaj się do mnie - warknęłam. - Wy, oboje, nie chcę z wami gadać. Nie chcę was znać. O własnej siostrze, która nie może się bronić... Nie zostawię jej ani na minutę w waszym towarzystwie. 

- Pojebana mamuśka - Richard wydawał się tym rozbawiony. 

Mamuśka? 

Te słowa z jego ust nagle otworzyły mi oczy. To było tak oczywiste... Tak jasne... A ja przez dwa lata się nie domyśliłam... Mamuśka... Ja... Ja... Nie. 

Bicie serca. 

Mocne. 

Nierówne. 

Zaprzeczenie. 

Decyzja. 

Nagła decyzja, która spowodowała rozpad mojego życia. 

- Ariel... Nie urodziła ją mama? Tylko... ja? - zapytałam szeptem. 

Nikt się nie odezwał. Patrzyli po sobie, jakby tam szukając odpowiedzi. 

- A czego było można się spodziewać po kurwie? - warknął Richard. 

- ZAMKNIJ SIĘ, RICH! - wrzasnął Robert. - Eddie, proszę.... 

- Kłamaliście!! - Krzyknęłam i wbiegłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam go na klucz. Zero się nie odezwał. Osunęłam się na ziemię i płakałam, a mała przyglądała się mi w milczeniu, gdy Zero nas pakował. 


***


Kilka dni później.... 

Nie mogłam dłużej mieszkać z kłamcami pod jednym dachem. Znów zasłaniam się borderline, ale nie mam innego wytłumaczenia na to, że ich kłamstwa tak bardzo mnie zabolały. Jedyne osoby, które miałam za rodzinę, okazali się kłamcami. Miałam tylko jedną osobę, która była moją rodziną z krwi i kości- Ariel. Dopiero po słowach Richarda zrozumiałam jedną rzecz- Ariel to moja córka. Nie wiem, jak, ale z całego rodzeństwa była najbardziej podobna do mnie. Nie wiedziałam nawet, kto był ojcem. Nie chciałam wiedzieć. Pragnęłam tylko zamknąć oczy i się obudzić z koszmaru, który okazał się być moim życiem. 

Nie pamiętam, jak znalazłyśmy się u Zero, ale jego dom zamienił się w zagraconą przestrzeń pełną zabawek, ciuchów, wózków i sprzętów dopasowanych dla Ariel. Byłam tak wykończona czymś, czego wyjaśnić nie umiałam, że pałam prawie przez dwadzieścia trzy godziny. Zero wtedy przywoził różne rzeczy z domu, pozwolił u siebie spać tyle, ile musiałam. Przywiózł wszystko, co mogło się przydać. Wydawał się opróżnić cały mój pokój i go przywieść do siebie. 

Mam córkę... 

Moja siostra okazała się moją córką... 

Jestem matką... 

Rodzeństwo mnie okłamywało... 

Nie wiem, kto jest ojcem. 

Mam to gdzieś. Nie interesował się przez całe życie Ariel, to niech się nie pojawia w jej  życiu.... 

Ona... Córka. Ja matka. 

Nic z tego nie rozumiałam. 

Zero pozwolił nam zostać u siebie, ile tylko pragnęłyśmy. Robił wszystko przy Ariel, opiekował się nami. Rozumiał naszą sytuacje. Odnajdował się w tej sytuacji lepiej niż ja. Ja nie mogłam się zmusić, by wyjść z łóżka. Spałam, oglądałam telewizję, wymiotowałam, zmuszałam się do jedzenia, wymiotowałam znowu, udawałam przed Ariel, że wszystko w porządku, a my tylko wyjechałyśmy na wakacje, i znowu spałam. Tak przez kilka dni, dopóki nie zapragnęłam poznać prawdy. 

Nie wiedziałam, czy bracia chcieli się z nami kontaktować. Wyłączyliśmy wszystkie telefony oprócz komórki Zero. Nie wiedzieli gdzie dokładnie mieszkał, jedynie osiedle, które było wręcz ogromne. Szukanie igły w stogu siana. 

Kilka dni później wstałam z łóżka, ubrałam się, umyłam się i pomogłam mu w domu. Zrobiliśmy wszystko, by dopasować mieszkanie do Ariel. Rozmawialiśmy na temat tego, że zostałam matką. Oglądaliśmy najgrubszą bliznę na moim brzuchu- prawie pewnym śladzie po porodzenie Ariel. 

Udawaliśmy szczęśliwą rodzinę. Chciałabym, żeby Zero był na zawsze jej częścią. Wieczorem, gdy Ariel już spała, wzięliśmy pamiętnik Rachel i zaczęliśmy poznawać jej historię- od początku do końca. 

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top