Rozdział 4.
Najgorsze po przebudzeniu było uczucie, że wszyscy znają cię lepiej niż ty sama. Bracia przyglądali mi się z ciekawością, która zasłaniała smutek. A ja... A ja czułam się, że ich zawiodłam. Tak zaczęło się moje borderline, tak sądzę. To poczucie, że nie jestem kimś, kogo chcieli widzieć, zżerało mnie od środka. Płakałam po nocach. Płakałam, gdy oni wychodzili. Serce mi się łamało, gdy widziałam zawód w ich oczach. Wiedziałam, że jakbym okazała się Rachel, cieszyliby się, a ja, Eddie, poszłabym w niepamięć. Byłam kimś kogo nie chcieli w swoim życiu. Poczucie poniżenia, poczucie, że jestem nikim- to byli moi towarzysze. A ja nie mogłam się ich pozbyć. Wciąż tkwili obok mnie... Ze mną... Starałam się udawać kogoś kim nie jestem, bo Rachel to nie ja. W każdy dzień byłam kimś innym, ale nigdy nie trafiłam na Rachel. Wiele godzin przesiedziałam myśląc, jaka ona była. Chciałam ją udawać, chciałam, żeby bracia tak na mnie nie patrzyli... Pragnęłam tego, jak nic innego na świecie. Niestety, nie mogłam im tego dać. Byłam kimś innym, a oni to bardzo dobrze wiedzieli.
Przez kilka tygodni, może nawet miesięcy pragnęłam coś sobie przypomnieć i trzymać się tego kurczowo. Nigdy tego nie puścić. Ale nie mogłam. Przypomniałam sobie tylko jedną rzecz- czyjeś usta układające się w uśmiech. Nawet nie znałam tych ust. To mogły być usta nawet dziecka, z którym chodziłam do przedszkola. Jakiejś kobiety, która uśmiechnęła się do Rachel, gdy robiła zakupy. Wargi jakiegoś przechodnia. Nawet nie jestem pewna, czy to wspomnienie, czy sen, dlatego nikomu o tym nie mówiłam. Richard i tak już mnie wyjątkowo nienawidzi. Nie chciałabym wiedzieć, jaki by był dla mnie, jakbym zrobiła mu nadzieję na powrót Rachel.
Powrót Rachel... Pięknie brzmi. Jak tytuł wiersza albo obrazu... Czegoś artystycznego, wręcz ulotnego. I takie było. Ulotne, kruche. Może bali się powiedzieć, że chcą, by Rachel wróciła, bo to marzenie rozsypałoby się im w dłoniach? A ja bałam się o tym im powiedzieć, bo mogliby mnie znienawidzić jeszcze bardziej, a moja psychika więcej już nie zniesie... Była krucha jak ich marzenia- mogła się rozpaść w każdej chwili, nawet przy delikatnym dotknięciu.
Rachel musiała być cudowna skoro tak za nią tęsknią. Krucha psychicznie, skoro się cięła. Ale nic więcej nie wiem. Jest dla mnie osobą, której nie będzie mi raczej dane poznać. Wiedziałam, że gdzieś się ukrywa w zakamarkach mojego umysłu. W tak odległych kątach, że nie mogłam do nich dosięgnąć. Była za daleko... Wyciągałam rękę pragnąc jej pomóc i ona ją odtrącała albo była za daleko, bo ją dosięgnąć. Chciałam pomóc. Chciałam, by bracia nie cierpieli. By Ariel miała prawdziwą siostrę, a nie osobę, która tylko wygląda jak ona.
Wiele miesięcy uczyłam się, że to nie moja wina, że Rachel zniknęła. Lekarze mówili, że nią jestem, ale po prostu bez wspomnień. Wtedy zrozumiałam jedno- to wspomnienia kształtują ludzi, to one pozwalają nam być tymi "jedynymi". Kiedy nas ktoś skrzywdzi, stajemy się gotowi na kolejny atak, na kolejny ból. Osobowość ulega małej zmianie. Człowiek ostrożniej dobiera osoby, z którymi będzie utrzymywał kontakt, ostrożniej dobiera słowa. Ostrożniej... Obserwacje, poznanie drugiego człowieka pozwala nam zdecydować którą maskę własnego "ja" mamy założyć. A ja to wszystko straciłam przez, może, chwilę nieuwagi... Straciłam lata obserwacji, lata znania innego człowieka. A oni zostają, bo przywiązali się do tego ciała, w którym tkwię.
Żeby choć trochę pozbyć się poczucia winy, psychiatra polecił mi stworzenie nowej osobowości. Jak to miało działać? Doktor podał mi kartkę i kazał narysować dziewczynę, którą chciałabym poznać, ale nie mogła być Rachel. Więc narysowałam jej kompletne przeciwieństwo. Dziewczynę o krótkich włosach, bez makijażu, uśmiechnięta, ubrana w koszulkę z jakimś nadrukiem i w jeansach. Pokazałam mu ją, a on kazał mi nadać jej imię. Nazwałam ją Eddie. Męskie imię dla dziewczyny. Inne niż moje rodzeństwo. Odcięłam się od litery "R", która była w każdym imieniu rodziny. Eddie. Idealne imię. Kiedy nadałam imię, zapytał, czy bym ją polubiła. Przez chwilę myślałam nad tym pytaniem. W końcu to tylko rysunek. Ta dziewczyna nawet nie istnieje. Nic o niej nie wiem. Zaczęłam się przyglądać szkicowi. Wydawała się być silna. Niezależna. Nie przejmowała się ludźmi. Nie przejmowała się, kiedy ktoś ją obgadywał. Nie obchodziło ją borderline. Podobała mi się, dlatego odpowiedziałam twierdząco. Wtedy on powiedział, że to ja. Że mam się stać Eddie, a Rachel to przeszłość. Rzadko się myśli o przeszłości, ma się liczyć teraźniejszość.
Kiedy doktor wyszedł poprosiłam pielęgniarkę, żeby obcięła mi włosy. Nie rozumiała tego, ale po chwili wahania spełniła moją prośbę. Nożyczkami zaczęła ścinać loki. Były na łóżku, podłodze, szafce, maszynach- po prostu wszędzie. Wiły się jak czerwone węże. Obserwowałam w lustrze jak moje rysy przybierają męskiego wyrazu. Krótka fryzura wyostrzała rysy i pokazywała wydatne kości policzkowe i oczy. Podobała mi się ich nieokreślona barwa.
Ścięcie ich zajęło pielęgniarce piętnaście minut i następnie zawołała inną siostrę. Ta widząc króciutkie włosy, wzięła inne nożyczki i zaczęła je cieniować, skracać itp. tłumacząc, że miała zamiar zostać fryzjerką, ale rodzice jej na to nie pozwolili. Nie wiem skąd to wzięły, ale wygoliła mi boki golarką. Kilka innych pracownic zbierało moje... Przepraszam, włosy Rachel z podłogi pytając się, czy mogą to przekazać na onkologię. Oczywiście się zgodziłam. Lepiej, żeby zrobili z tego perukę niż wyrzucili, prawda? W końcu dobre 40-45 cm to sporo.
Kiedy skończyła dała obejrzeć mi się w lustrze. Sama się zdziwiłam widząc w odbiciu dziewczynę z rysunku. Nawet bez makijażu moje oczy wydawały się ogromnie, błyszczały. Rysy stały się ostrzejsze, wyraźniejsze. Już nic nie zakrywało mi twarzy. Wyglądałam zadziwiająco dobrze. Właśnie wtedy poczułam się Eddie. Oddzieliłam się od Rachel. Przecięłam tą niewidzialną nić, która powróciła wraz z moim postanowieniem poznania przeszłości. Pogodziłam się, że straciłam wspomnienia. Byłam wdzięczna z szansy zaczęcia wszystkiego od nowa. Chciałam to wykorzystać. W końcu, nie każdemu dana jest taka szansa.
Kilka pielęgniarek przyszło mnie odwiedzić, bo w szpitalu Rachel była znana ze względu na włosy i twarz, jak modelki. Nie mogły sobie wyobrazić mnie w krótkich włosach. Dziwiły się na mój widok, ale każdej się podobałam. W tamtym dniu, poznawałam personel szpitala od nowa. Przedstawiałam się. Już nie jako Rachel. Byłam Eddie. Silną, niezależną kobietą, która ma gdzieś swoje utracone wspomnienia. Jednak z przyjściem Richarda zrozumiałam, że to tylko iluzja. Że wciąż jestem wrażliwą dziewczyną z borderline. Jednak zacisnęłam zęby i udawałam dalej, bo wtedy moja psychika miała tylko kilka pęknięć, żadna część jeszcze nie odpadła.
Tamtego dnia przedstawiłam się rodzeństwu. "Hej. Jestem Eddie".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top