Rozdział 30.

Kochani, 

Jak tam u Was? U mnie nie najlepiej. Całe moje życie, to pasmo niewiadomych. Przez wypadek, straciłam pamięć. Ariel, moja córka, jest cudowna. Nigdy, zapewne też w tamtym życiu, jako Rachel, nie poznałam pogodniejszego, milszego dziecka od niej. Ma dwa i pół roku. Zaczyna coraz więcej mówić. Głos ma jak młody ptaszek- melodyjny, śpiewny, piskliwy, po prostu piękny. Żałuję, że jej nie poznaliście. Jest podobna do mnie, na szczęście. Wiecie dlaczego się cieszę? Bo Ariel, to dziecko gwałciciela, który wykorzystywał przeszłość Rachel, by siedziała cicho. Ona miała nadzieję, że to Richarda, ale niestety... Jak sama to określiła, był zbyt rozważny. Zbyt... odpowiedzialny, by choć raz popełnić pomyłkę, by się zapomnieć. 

Nie jestem już z Richardem. Dlaczego? Bo się go bałam. Był kimś w rodzaju tyrana. Kiedy wszystkiego zapomniałam, stał się inną osobą. Bałam się go na tyle, że się cięłam, płakałam, gdy nikt nie patrzył. Nie był tym, kogo Wy znaliście. To inny człowiek. Przerażający. Mimo że nigdy mnie nie uderzył, moja psychika mocno ucierpiała. Zrozumiałam, że słowa bolą bardziej od uderzenia w twarz. Zapadają w pamięć, gnębią cię, kiedy jesteś sama. Wtedy stajesz się kimś zupełnie innym. Nieufnym. Ostrożnym. 

Jedyne za co im, Richardowi i Robertowi, zawdzięczam,  to to, że mnie przygarnęli. Ale mnie okłamywali. Nie powiedzieli, że Ariel jest moja, twierdzili, że jestem ich siostrą... Żyłam ponad dwa lata w kłamstwie. To nadal boli... Nie wiem, co powinnam zrobić. Boję się popełnić kolejny błąd, podjąć decyzję, która będzie miała skutki w przyszłości, nie tylko mojej, ale także w przyszłości Ariel. 

Dowiedziałam się prawdy. Rachel prowadziła dziennik, gdzie większość rzeczy opisała. Szczególnie swoją przeszłość. Wiem, że była tancerką. Wiem, że cierpiała. Wiem, że się bała. Wiem, że ją wykorzystywano- ojciec Ariel jak i jej właśni "rodzice". Wiem, że kochała Richarda nas życie. Wiem, że pragnęła, by Ariel okazała się jego, a nie Stevena. Na szczęście zaznała szczęścia, ale tylko z Waszej strony. Dziękuję Wam za to. 

Teraz, razem z córką, mieszkam u swojego przyjaciela, Zero. Obrócił swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni, specjalnie dla nas. Nie mogłabym sobie nawet choćby wymarzyć lepszego przyjaciela. 

Mimo wszystko... Czasem... 

 Boję się... 

Każdy się czegoś boi. Jedni pająków, inni igieł a kolejni klownów. Kiedyś czytałam książkę, "Gwiazd naszych wina" Johna Greena. Był tam pewien chłopak, który stracił nogę przez raka- kostniaka. Kiedy rozmawiał z grupą wsparcia, czego się boją, on powiedział, to co go przerażało. Zapomnienie. Nikt nie chce być zapomniany. Mówi się, że jak się umrze, mało będzie nas to obchodziło, czy ktoś będzie o nas pamiętał, czy nie. Nieprawda. Nikt nie udowodnił, jak wygląda życie po życiu. Równie dobrze będziemy mogli tkwić na ziemi, jako dusze, których nikt nie mógłby dostrzec. Chodzilibyśmy myśląc o swoim życiu. Nie widzielibyśmy innych duchów, jedynie ludzi. Moglibyśmy tylko na nich patrzeć, myśleć, nic więcej. Bylibyśmy sami, jedynie ze swoimi myślami. 

Dzięki Rachel, zaczęłam dostrzegać w śmierci coś pięknego.Nie, już jej nie pragnę. Ale ona, sama w sobie, nas nie przeraża. Boimy się bólu, który mógłby jej towarzyszyć, że będziemy żałować czegoś, czego nie zrobiliśmy i zapomnienia. Wszystko sprowadza się do zapomnienia. 

Jak w moim życiu. 

Jem, Carla, nie macie czego się bać. Obiecuję, przypomnę sobie wszystko, to co dla mnie zrobiliście i nigdy przenigdy o Was nie zapomnę. Nie pozwolę na to. 

Chciałabym Was poznać. Chciałabym Waszej pomocy. Chciałabym wiedzieć, co mam zrobić... 

Wasza córka,

Eddie "Rachel". 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top