Rozdział 25.
Nigdy nie chodziłam do miejsc, których wcześniej nie zwiedziłam z "braćmi" czy z Zero. Bałam się ich. Bałam się miejsc, których nie znałam. Tajemnice, coś nieznanego mnie przerażało. Cała drżałam na samą myśl, że miałabym sama pójść, mnie murowało. Wolałam iść nawet z Richardem, niż sama. Dlatego sama sobie się dziwiłam, że pojechałam z Zero i Ariel, narażając ich i samą siebie na takie ryzyko, stres. Chyba po prostu nagroda, która na nas czekała na miejscu, była za duża, bym mogła myśleć jedynie o strachu. Zaryzykowałam, wskoczyłam do głębokiej wody, nie zbadałam gruntu, nie zrobiłam nic w kierunku poznania miejsca spotkania z Lisą McPhee. Po prostu pojechałam. Przez drogę, nie myślałam o strachu przed nowym miejscu. Stresowałam się, to prawda, ale bardziej bałam się tego, czego mogłam się dowiedzieć o rodzicach. W końcu, jako ich prawnik, musiała znać ich grzeszki, sprawy zawodowe. Trochę mnie dziwiło, że Jem, który był prawnikiem, także miał swojego. Dlaczego?
Lisa trochę mnie przerażała. Lekki uśmiech nie schodził jej z ust, chyba że widziała niemiłego kelnera. Wtedy twarz traciła wyraz. Nie była zła ani nic z tych rzeczy. Po prostu nie było w niej ani grama emocji. Oczy przestawały błyszczeć. Usta lekko uchylała. Przekrzywiała lekko głowę. Jakby stawała się lalką. Miły głos znikał. Mówiła bez emocji, prawniczym żargonem. Wspominała o prawie, który obowiązuje w Ameryce, a je ignorują. Kiedy kelnerzy podchodzili, zagadywała Ariel, a oni wydawali się tego nie zauważać. Wszyscy wiedzieli, że to nieprawda.
- Przepraszam, jeśli moje zachowanie wydaje wam się dziwne - powiedziała nagle Lisa. - Jestem autystyczna. Nie rozróżniam emocji. Jednak dla mnie, jest to jak bycie dyslektykiem. Po prostu trzeba wyuczyć się na pamięć zasad. Nauczyłam się ich, ale wciąż mam problem z głosami. Nie rozpoznaję emocji w głosie. W twarzach tak, są zasady, gesty, które świadczą o danych emocjach. Biorąc te czynniki pod uwagę, spotkania twarzą w twarz są dla mnie wielkim ułatwieniem. Sama także mam trudności z okazywaniem niektórych emocji. Proszę więc, o wybaczenie.
Zdziwiłam się jej wyznaniem. Nie spodziewałam się po niej takich słów.
- Jasne. Wszystko rozumiemy - powiedział Zero.
- Proszę, zamawiajcie - zachęciła uśmiechając się. Dopiero wtedy dostrzegłam, że jej uśmiech był wymuszony. Nie dosięgał oczu, ale okulary dobrze to ukrywały.
- Ja poproszę tylko szklankę wody - zadecydowałam.
- Poproszę sałatkę grecką - poprosił Zero.
- Frytki!! - zapiszczała małą.
Odłożyłam menu. Nie chciałam niczego zamawiać. Ceny mnie dołowały. Kto normalny dałby pół tysiąca za wino? Kto zapłaciłby trzydzieści dolarów za sałatkę? Spodziewałam się baru, a nie pięciogwiazdkowej restauracji...
Lisa położyła mi dłoń na ramieniu.
- Rachel, proszę, zamów coś. Ja stawiam.
- Bardzo dziękuję, ale zjadłam duże śniadanie - skłamałam.
Przyjrzała się dłużej mojej twarzy i usiadła na swoim miejscu tuż obok Ariel.
- Chociaż sałatkę - powiedziała.
- Bardzo dziękuję, ale na prawdę, jestem pełna. - Znów kłamstwo.
Kelner podszedł do naszego stolika i twarz Lisy znów się zmieniła. Zero spojrzał na mnie marszcząc brwi. Nieme pytanie. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Dwie sałatki greckie, ryba po grecku, frytki i cztery butelki wody - powiedziała mechanicznie i kelner zniknął.
Dawna Lisa wróciła. Uśmiech także.
- Więc, kochani, chcielibyście posłuchać o Jamesie i Carli, prawda? - zagaiła.
- Tak...
- Jako ich prawnik, prześledziłam całą twoją przeszłość. Miałam dostęp do kartoteki... Czy mogę o tym mówić przy nich?
Bez wahania przytaknęłam ruchem głowy.
- Proszę tylko nie mówić dosłownie o... - Wzięłam długopis, który był na stoliku i napisałam na serwetce "taniec erotyczny". Pokazałam jej to. - Ze względu... Wie pani.
- Rozumiem. Oczywiście. Czego byście chcieli się dowiedzieć?
- Dlaczego panią wynajęli? - zaczął Zero. - W końcu James był prawnikiem.
- Owszem, był. Ale nie mógł występować w imieniu żony. Zbyt wiele emocji. Nie mógłby opanować emocji. Dlatego wynajęli mnie. Carla pracowała jako pielęgniarka, tak mówiła, ale prawdę powiedziawszy, była położną. Zajmowała się porodami.
Przytakiwałam ruchami głowy. Wszystko było jasne.
- Ale dokładnie dlaczego? Miała problemy prawne? - dopytywał Zero.
- Tak. Miała jedną trudną sprawę. Wiem, że lubisz czytać, Rachel. Czy czytałaś książkę Jodi Picoult "Krucha jak lód"?
Nie zrozumiałam pytania. Dlaczego zaczęła mówić o książce? Szczególnie, że jej nie czytałam... Nie kojarzyłam kompletnie.
- Nie, proszę pani - odpowiedziałam grzecznie.
- Więc potłumaczę - zadecydowała, kiedy kelnerzy przynieśli nasze zamówienia. Zaczęliśmy się bawić jedzeniem, a mała zajadała mówiąc coś sama do siebie. - Nie będę zagłębiać się szczegóły na temat książki. Opowiem w skrócie. Była tam dziewczynka z łamliwością kości. Masa złamań wciągu roku, masa bólu, zniszczonych wakacji. Ale tą chorobę da się uniknąć. Usuwając dziecko. Położna jej tego nie zaproponowała. To znaczy, zrobiła to za późno. Wtedy rozpoczęła się sprawa w sądzie o "niedobre urodzenie". Jest to delikatny temat. Szczególnie dla dziecka. Czuje się odrzucone, niekochane. I właśnie z tym miała problem Carla. Miała rozprawę o to.
- Kto ją zgłosił? Kto wziął tą sprawę do sądu? - zapytałam.
Wyjęła z teczki plik kartek i mi je podała. Zobaczyłam na nich dwójkę nieznanych mi twarzy.
- Oni. Twoi biologiczni rodzice - wytłumaczyła. - Wyczytali w internecie o tej sprawie, o tym ile można zarobić. Niestety, nie wypaliło. Wtedy ty zadzwoniłaś na policję. Wynajęli prawnika, za którego ty płaciłaś. On nawet z najnormalniejszego dziecka umiał zrobić ofermę, kalekę. I tak było z tobą. Zapewne nie pamiętasz rozmów z nim. Udawał przyjaciela twoich rodziców. Często u nich przesiadywał. Nagrywał cię, nagrywał twoją pracę. Twierdził, że jesteś zacofana. Prawie wygrywali tą sprawę, ale to zepsułaś... Przepraszam, to brzmi, jakby to było coś złego. Dobrze zrobiłaś. Oni chcieli tylko odszkodowania. Ja broniłam Carlę. Kiedy dowiedziała się, że zostałaś bez rodziców, przygarnęli cię. Nie chcieli, żeby ktoś cię jeszcze skrzywdził. Dobrzy ludzie, prawda?
Łzy zakuły mnie w oczy. Wiedziałam, że ci rodzice byli nienormalni, ale żeby aż tak? Wykorzystywali mnie na wszelki możliwy sposób. Nagrywali mnie, mieli jakieś dowody tego, co robiłam. Robili ze mnie idiotkę. Dziwkę. Czułam jedynie do nich obrzydzenie.
Zero mnie objął.
- Proszę mówić dalej - szepnęłam. - Nie dostali odszkodowania?
- Nie. Nagrywali rozmowy z tobą. Bardzo było im przykro przez to. I to oni musieli wypłacić Carli odszkodowanie. Rozumiesz. Ona odbierała twój poród, prowadziła ciążę, ale z tobą było wszystko w porządku. Niesłuszne oskarżenie. Wykroczenie. Mogli zniszczyć karierę Carli. Rozumiecie?
Przytaknęłam ruchem głowy.
- To dobrze... cieszę się, że mnie przygarnęli mimo wszystko - powiedziałam. - Tylko po wypadku... Oni... Ja straciłam pamięć, wie pani?
- Tak, Rachel.
- Dlaczego mnie nie odwiedzali? Dlaczego nie wzięli mnie i Ariel do siebie?
Oczy Lisy zaszły mgłą i zaraz stały się szkliste przez łzy. Spojrzała mi w oczy i szepnęła:
- Bo oni nie żyją. Zginęli w tym wypadku.
Grunt pod moimi nogami zniknął.
Zostałam zupełnie sama.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top