Rozdział 21.
Kiedy dopiero co się obudziłam po kilku miesięcznej "drzemce" najbezpieczniej się czułam, gdy byłam sama. Sama z własnymi myślami. Musiałam ułożyć sobie wszystko w głowię, a czyjeś towarzystwo tylko mi przeszkadzało. Później zaczęłam się męczyć sama ze sobą. Wszędzie wyczuwałam zagrożenie. Psychiatra często mnie wtedy odwiedzał przez napady lękowe. Robert musiał wtedy ze mną siedzieć po nocach, bo kiedy go nie było, a się budziłam, popadałam w panikę. Krzyczałam, płakałam, rzucałam rzeczami. Wspominając to, czułam się głupio. Ale czułam, że ktoś by mógł przyjść i mnie skrzywdzić. Głupie, prawda? Byłam nadwrażliwa, miałam myśli... Myśli, które mnie przerażały. Myśli, które znikały z pojawieniem się mężczyzny. Kiedy widział moją zapłakaną twarz, od razu mnie przytulał i pocieszał. Chronił przed własnymi koszmarami, które istniały tylko w głowię. Wiedział, jak sprawić, bym znów się uśmiechała mimo koszmarów. Był bratem, o którym mogłam tylko marzyć. Robił wszystko, czego chciałam. Chronił, pocieszał, znosił moje humory... Później, po poznaniu kawałka prawdy, "idealny brat" zniknął zastąpiony przed oszusta, kłamcę. Coś we mnie krzyczało, żebym uważała na każdy kolejny krok. Stawiała go ostrożnie, pomału, bo w każdej chwili mogłoby się okazać, że ktoś znów chce mnie skrzywdzić. Czy to normalne? Nie wiem. Sądziłam, że nie. Ale po przeszłości Rachel, zmieniłam zdanie. Nie chciałam przechodzić tego, co ona. Przechodzić tego jeszcze raz i cierpieć. Otwierać stare rany. Ciarki przechodziły mnie na samą myśl. Mogłam ufać tylko sobie i Ariel. Ona nigdy, by nikogo nie skrzywdziła. Czasem zdarzało się jej płakać, gdy widziała, że któreś z nas zabiło muchę. Najdelikatniejsza osoba, jaką miałam okazję poznać. Nie mogłabym też nie zaufać Zero, który wspierał mnie nawet wtedy, gdy nie znał mojego imienia... Na samo wspomnienie poczułam jego dłonie przetrzymujące mnie, kiedy próbowałam wstać po raz pierwszy.
Było już po dziesiątej, ale nikt nie chciał wstawać. Zasnęłam trochę po piątej i obudziłam się wtulona w Zero. Mała jeszcze spała, dlatego pozwoliłam sobie trochę dłużej poleżeć. Mimo wszystko, czułam się zmęczona. Budziłam się z koszmarów, które dotyczyły życia Rachel. Raz omal nie krzyknęłam wyrwana ze snu, o tym, jak ktoś mnie dotykał, a ja miałam ochotę uciec. To było tak ohydne... Myślałam tylko o uwolnieniu się... Zero za każdym razem się budził, przytulał i nucił, dopóki nie zapadłam w kolejny, niespokojny sen. Musiał być bardziej wykończony ode mnie. Dlatego go nie budziłam. Przyglądałam się tylko jego twarz; na długie rzęsy rzucające cienie na wysokie kości policzkowe; na idealnie wykrojone usta...
Cicho wstałam i poszłam do małej. Byłam ubrana w białą koszulę Zero i krótkie spodenki, które mogły podchodzić pod majtki. Poszłam do małej, upewniłam się, że smacznie spała i poszłam do kuchni. Zrobiłam dzbanek kawy, usiadłam na kanapie i cicho czytałam "Dziewiętnaście minut" Jodi Picoult, które, na szczęście, Zero miał w swoich zbiorach.
Peter był w gorszej sytuacji niż ja. Zabił dziesiątkę nastolatków. Jednak, kto miał gorzej- on czy oni? Gnębili go odkąd był w pierwszej klasie. Mieszkali w małym miasteczku i był zmuszony z nimi chodzić do szkoły. Nie było mowy o przeprowadzce. Nawet jego idealny brat go gnębił. Psychikę musiał mieć mimo wszystko mocną, skoro zrobił to dopiero po dziesięciu latach nauki z nimi. Jak wspominała tam jedna kobieta, dla wielu gnębionych dzieciaków, był bohaterem, bo odważył się wziąć broń i ich skrzywdzić. Postawić się swoim oprawcom. Nie wiedziałam, kogo miałam podziwiać. Nie wiedziałam, za kim miałabym stanąć w sądzie. Nawet jego najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa, się od niego odwróciła, by móc zadawać się ze znanymi dzieciakami... Musiał cierpieć idąc za każdym razem do szkoły. Zapewne żaden nauczyciel, by mu nie pomógł, bo by nie uwierzył, że jego idealny brat, mógłby coś takiego zrobić.
Czy gdyby Rachel, by dłużej znosiłaby to cierpienie, by się w końcu zabiła, a może zrobiłaby jak Peter? Niestety, raczej tego się nigdy nie dowiem.
Zero dał mi buziaka w czoło wyrywając mnie tym z transu czytania. Miał na sobie tylko dłuższe spodnie z materiału w czerwoną kratę.
- Gdybyśmy połączyli swoje stroje, mielibyśmy pełny ubiór - zauważyłam odchylając głowę w tył.
- Masz na sobie majtki? - zapytał zaglądając do lodówki.
- Mam.
- To mielibyśmy.
Rzuciłam w niego poduszką ze śmiechem. Odbiła się od niego, gdy odwrócił się przodem do mnie. Pił mleko z pięciolitrowego baniaka.
- Weź szklankę - upomniałam go.
- Wymiana śliny ci przeszkadza? - Poruszył figlarnie brwiami.
- Poprzez mleko, tak.
- A pocałunki?
Zrobiłam się czerwona na twarzy. Usiadłam tak, by nie widział mojej twarzy.
- Ja... ja nigdy się... Nie całowałam...
Skoczył na kanapę. Podskoczyłam razem z materacem.
- Jak to? - zapytał. Wydawał się... Naprawdę zaskoczony. Objął mnie ramieniem.
- Normalnie. Jakoś faceci nie lubią, gdy laska nie pamięta większości życia.
- A mnie to rajcuje - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.Walnęłam go w udo odsuwając się od niego.
- Jesteś chory. Powinieneś się leczyć.
- Powiedziała Eddie - zadrwił.
Wstydziłam się tego, że nigdy, od dwóch lat, nie miałam chłopaka, choć mieszkałam z Richardem pod jednym dachem... Kochał Rachel, ale mnie nienawidził z całego serca. W moim życiu było pełno płci przeciwnej, ale nigdy o nich nie myślałam w sposób romantyczny. Nie obchodziło mnie to. Miałam nadzieję, że "książę" się znajdzie, gdy odzyskam pamięć. Z każdym dniem obchodziło mnie to coraz mniej. W końcu doszło do tego, że rozmawiałam z gejem o swoim życiu miłosnym... Co się dzieje w moim życiu?
Chciałam uciec, wyjść. Wstałam, ale Zero pociągnął mnie za łokieć i lekko pociągnął do siebie. Było to tak niespodziewane, że upadłam. Wylądowałam na jego kolanach... Myślałam, że takie sytuacje zdarzają się tylko w dennych komediach romantycznych... Okazało się, że nie tylko wtedy...
- O cholera - wydusił.
- Spadaj! Nie jestem na tyle ciężka... - mruknęłam.Mrugnął do mnie z uśmiechem. - Nie mam tego, co chcesz, zboczku...
- Akurat nie o to mi teraz chodzi, Eddie.
- To o co? - Zdziwiłam się.
- Serio mi się dobrze z tobą mieszka... - powiedział lekko jakby zawstydzony. - Ale mam wyrzuty sumienia, że nie rozmawiasz z Robertem i Richardem. Od kilkunastu dni nie chodzimy do szkoły. Powinniśmy wynająć nianię i zacząć chodzić do szkoły...
- Czyli... mam udawać, że się nic nie stało? - zapytałam lekko zirytowana tą nagłą zmianą tematu. Wstałam z jego kolan i usiadłam na stoliku do kawy.
- Nie! Jasne, że nie, bo się stało. I to wiele. Ale nie chodzimy do szkoły. Obojgu nam to szkodzi, czyż nie? Musimy to nadrobić, oboje wypiszemy się z zajęć Roberta... Tak będzie łatwiej dla obu stron.
Łatwiej dla obu stron? Nie chciałam, żeby im było łatwiej, dlatego potrząsnęłam głową.
- Nie. Nie wypiszę się z zajęć. Lubię je. A Robert... Robert i tak nie jest moim bratem. Nie muszę utrzymywać z nim kontaktów.
Pogładził mnie po włosach z uśmiechem.
- I o to chodzi, Eddie.
Sama też się uśmiechnęłam.
- Dziękuję, że mnie wspierasz - powiedziałam.
- Ej. Nie ma za co. Od czego się ma przyjaciół?
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ta decyzja była jedną z gorszych decyzji w moich "dwóch życiach". Że znajdę klucz do prawdy, którą pragnęłam poznać. I kolejny gwóźdź do mojej trumny.
//
Hej :D Oto i jak zbliżamy się do poznania całej prawdy! Jest jeszcze kilka spraw do wyjaśnienia z życia Rachel, ale cóż... Wszystko w swoim czasie!
Jaka para Wam się najlepiej podoba?? :D Mimo wszystko, Zero to też romantyk, ale nie taki, jak stary Richard/Chris :3 Ja szczerze, przez złe istoty, jestem za EddiexZero, ale cóż... Gej to gej xD Heterykiem nie zostanie :3
Miłego dnia, ludki!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top