Rozdział 17.
Mój dom, kiedy mieszkałam z rodzicami, był pusty. Meble wydawały się rozsypywać pod ciężarem butelek, papierów, strzykawek. Moje łóżko skrzypiało przy każdym choćby najmniejszym ruchu. Sprężyny wbijały mi się w łopatki, nieraz rozcinałam sobie nogę przez wystające śruby czy inny metal. Czasem spałam na skrawku czystej podłogi nie chcąc się znów zranić. Mimo wszystko, ból fizyczny mnie przerażał. Kilka razy próbowałam popełnić samobójstwo, kiedy byłam tancerką, ale nie mogłam się zmusić, by zadać sobie ból. Przykładałam żyletkę do skóry, mocniej dociskałam, krew sączyła się ze świeżej rany, a mi robiło się słabo. Wtedy doczołgiwałam się do toalety i wymiotowałam. Zawsze miałam taką reakcję na większą ilość krwi. Dziwne, prawda?
Kiedy weszłam do domu Richarda, pierwsze, co pomyślałam, to to, że miał wiele rzeczy. To nie tak, że nie mogłam przejść. Było wiele rzeczy, ale każdy wydawał się na swoim miejscu. Bałam się cokolwiek dotknąć. Bałam się przejść obok wazy, obok stolika. Uważałam robiąc każdy krok. Rozglądałam się, stawiałam każdy krok ostrożnie, pomału. Richard uśmiechał się na ten widok. Trzymał mnie za rękę. Mówił, że jakbym nawet coś strąciła, to by nic się nie stało, ale jakoś nie mogłam w to uwierzyć.
W kuchni, która była pełna przeróżnych rzeczy, stała jego mama. Była podobna do Richarda. Miała takie same włosy, oczy i wysokie kości policzkowe. Nie dało się nie zobaczyć tego podobieństwa. Ubrana była w fartuszek, brązowe włosy związała w kok. Robiła to, co moja matka nigdy, by nie zrobiła- stała odwrócona do nas tyłem nucąc jakąś wesołą melodyjkę pichcąc. Nie mogłam uwierzyć, że istnieje taka rodzina... Rodzina, która się wydaje nie mieć zmartwień. Miałam ochotę usiąść i się przyglądać, jak gotowała.
- Mamo - odezwał się Richard. Kobieta się odwróciła i spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się promiennie.
- Witaj, skarbie! - przywitała się i podeszła do nas. - Jak się masz skarbie? - Objęła mnie.
- Bardzo dobrze. A pani?
- Idealnie - Pocałowała syna w policzek. Przyjrzała się mi. - Piękna sukienka! Piękne nogi, kochanie! Nie dziwię się, czemu ją założyłaś. Takimi nogami trzeba się chwalić.
Zarumieniłam się.
- Dziękuję...
- Mamo, zawstydziłaś ją! - zaśmiał się Richard i mnie objął. Pięknie pachniał... Nos miałam tuż przy jego szyi.
- Oj no... Nie mówisz jej komplementów, że tak się zawstydziła? - zadrwiła. - No, kochani. Sio z kuchni, bo ja gotuję, a gdy gotuję, to muszę mieć przestrzeń.
Richard chwycił mnie za rękę. Serce mocniej zabiło. Robił to tak naturalnie...
- To wyrzućmy część rzeczy - zaproponował.
Wymierzyła w niego łyżką umazaną sosem.
- Żebym, to ja ciebie nie wyrzuciła!
Posłał jej buziaka i wyprowadził z kuchni. Wtedy zrobił coś nieoczekiwanego. Obrócił mnie, kiedy drzwi się zamknęły i przycisnął do ściany. Oparł dłonie po obu stronach mojej głowy. Przyglądał mi się szarozielonymi oczami. Zmrużył je. Obserwował każdy kawałek mojej twarzy zatrzymując dłużej się na ustach i oczach. Czułam się tak, jakby serce miało mi wyskoczyć. Zacisnęłam palce na jego koszulce prawie nieświadoma tego, co robię. Czułam pod cienkim materiałem mocne bicie jego serca. Wolno. Jakby ta cała sytuacja nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Zrobiło mi się przez to głupio, ale ukryłam to starając się czerpać, jak największą satysfakcję z tej sytuacji.
- Czegoś chcesz, Rachel? - zapytał ochrypniętym, zmysłowym głosem.
Nogi się pode mną ugięły.
Kręciło mi się w głowię.
- Ja... Ja... Nie wiem... - jęknęłam, choć całe moje ciało krzyczało, żeby mnie pocałował. Pragnęłam, żeby mnie dotknął, bo tego nie robił. Trzymał ręce po bokach mojej głowy, ramiona nie dotykały moich. Moja klatka piersiowa poruszała się dwa razy szybciej od mojej.
- Skoro nie wiesz, Kopciuszku - szepnął. Wziął ręce. - Chcesz poznać resztę szczęśliwej rodzinki?
Uśmiechnął się w ten sposób... W ten sposób, przez który nie mogłam mu odmówić. Przytaknęłam więc ruchem głowy i poszliśmy na górne piętro. Jak się okazało, były tam trzy mniejsze pomieszczenia, ale z mniejszą ilością rzeczy i z łazienką. Weszliśmy do tego tuż przy schodach. Jak się okazało, było to biuro jego taty. Ojciec okazał się siwiejącym mężczyzną z wąsami. Miał miłą twarz z miękkimi, ale męskimi rysami, szare oczy schowane za dużymi okularami, które nosili w latach osiemdziesiątych. Ubrany był w białą koszulę i eleganckie jeansy. Siedział przy biurku pogrążony w lekturze jakiś papierów. Richard, żeby zwrócić jego uwagę, odchrząknął. Od razu na nas spojrzał. Wyszczerzył oczy na mój widok.
- Cóż to za piękna młoda dama? - zapytał podchodząc do nas. Zostawił okulary na biurku. - Witaj. Mam na imię Steven.
- Rachel - przedstawiłam się zawstydzona.
Pocałował moją dłoń.
Dżentelmen.
- Dziewczyna Richarda? - zapytał.
- Chyba... Jeszcze nie - odpowiedziałam.
- Dokładnie. Jeszcze jej nie poprosiłem o rękę - dołączył się Richard. Stał za mną. Czułam jego dłoń na talii.
- Musisz to zrobić jak najszybciej - Mrugnął do syna. - Takie kobiety długo nie czekają.
Lekko się spięłam. Co miał na myśli mówiąc, że "takie kobiety długo nie czekają"? Chyba byłam przewrażliwiona, bo jedynie oni się zaśmiali. Nie miał nic złego na myśli.
- Zrobię to, tato - zapewnił.
- Oby jak najszybciej. Żona gotuje obiad. Będzie pewnie za jakieś pół godziny. Idzie, dzieciaki, się bawić grzecznie. Za pół godziny widzimy się na kolacji.
- Miło było pana poznać - powiedziałam przypominając sobie o manierach.
- Ciebie również, Rachel. Mam nadzieję, że będziesz u nas częstym gościem.
Poszliśmy do pokoju Richarda. Na ścianach było pełno plakatów, zdjęć, obrazów. Ledwo widziałam zielone ściany. Po ziemi walało się wiele książek, płyt i gier. Tuż nad biurkiem miał mapę myśli. Pełno cytatów.
- Wow - powiedziałam tylko.
Zamknął drzwi i przytulił mi się do pleców. Czułam jego oddech na karku.
- Jak rodzinka? - zapytał.
- Chciałabym tu mieszkać.
Zaśmiał się.
- Teraz tak jest kolorowo. Jak to w rodzinie, często tak nie jest.
Wtedy mu nie wierzyłam. Nie wierzyłam mu, że tak szczęśliwa rodzina, może kiedyś być smutna, członkowie mogą się pokłócić, czy coś takiego. To była rodzina z moich marzeń.
Nie rozumiałam, że każda rodzina ma jakieś tajemnice...
Tajemnice, o których wolałabym nie wiedzieć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top