Rozdział 13.
Kiedy zaczęły się moje problemy? Chyba, gdy się urodziłam. Od samego początku wiedziałam, że nie byłam planowana. Rodzice mnie nie chcieli. Byłam kimś nieproszonym. Kimś kogo nigdy nie chcieli... Nigdy nie ukrywali prawdy przede mną. Jednak na początku, starali się udawać rodzinę idealną. Wozili mnie do szkoły, przychodzili na zebrania, słuchali uwag i pochwał nauczycieli... To się skończyło, gdy dorastałam, gdy stawałam się kobietą. Czułam się trochę jak w średniowieczu. Rodzice cieszyli się na mój okres, jak z żadnych ocen. Skakali, cieszyli się, tłumaczyli mi, co się działo w moim ciele. To dosyć normalne, prawda? Dziewczynka staje się kobietą. To podwód do radości. Ale nie takiej. Zaczęli pić. W moje dwunaste urodziny obiecali mi imprezę dla koleżanek, które wtedy jeszcze miałam. Wtedy dopiero kobiece kształty zaczęły się pojawiać, a rude włosy nie były czymś, czego chłopcy pragnęli- wyzywali mnie. Ale wróćmy do urodzin. Co się na nich działo? Przyszłyśmy z koleżankami śmiejąc się, rozmawiając o chłopcach, jak to dwunastolatki. Zwykłe zabawy. Weszłyśmy do mojego mieszkania, a tam piani rodzice. Śpiewali, tańczyli, skakali po meblach... To mogło być komiczne, gdyby nie to, że wiedzieli, że przyjdę z koleżankami.
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
Moje koleżanki się śmiały za moimi plecami.
Kazałam im sobie iść, zatrzasnęłam drzwi i pobiegłam do rodziców chcąc wiedzieć, co się stało. Szarpałam ich za ubrania, krzyczałam, szlochałam. Wydawali się mnie nie zauważać. Matka jedynie wtuliła się w ojca chichocząc. Ignorowali mnie. Nie powiedzieli w moim kierunku ani słowa. Wtedy poczułam się nie kochana. Jakbym była śmieciem... Kimś kogo nigdy nie chcieli. Byłam dzieckiem... To bolało... Równie dobrze mogli mi krzyknąć w twarz, że nigdy mnie nie chcieli. Pobiegłam do pokoju z płaczem. Wtedy nie wiedziałam, że z czasem będzie tylko gorzej.
Rodzice przestali mnie odwozić do szkoły, przestali się interesować moim życiem, nie słuchali mnie, gdy opowiadałam im, co się działo w szkole, nie chodzili na zebrania, nie chwalili ani nie krzyczeli za oceny. Po prostu jakbym nie miała rodziców. Oni tylko żyli obok mnie zapominając o mnie. Krążyli tylko i rozmawiali ze sobą. To chyba przez to przestałam ufać ludziom... Bałam się, że zrobią, jak rodzice- osoby, którym powinnam ufać.
W piętnaste urodziny przeprowadziliśmy najdłuższą rozmowę od kilku lat. Wtedy się zaczął mój prawdziwy koszmar. Powiedzieli, że muszę im płacić za mieszkanie. 300 dolarów tygodniowo. Na początku było dosyć trudno i łatwo zarazem. Chodziłam do dwóch prac i zarabiałam. To się zmieniło, gdy powiedzieli, że to za mało i musiałam zostać tancerką. 300 dolarów na dwa dni... Wtedy robiłam to nieudolnie, ale ze względu na urodę, klienci przychodzili regularnie. Zarabiałam, oddawałam rodzicom pieniądze i szukałam mieszkania. Poszłam na kilka rozmów, ale gdy dowiadywali się, ile miałam lat, to szybko się mnie pozbywali. Wiem, sztuczne dowody. Jednak to było trudniejsze niż się spodziewałam. Nikt nie chciał go wyrabiać. Dlaczego? Tym zajmowali się znajomi rodziców. Od razu mnie rozpoznawali i odmawiali. Nie miałam rodziny, do której mogłam pójść. Hotel również. Na dłuższą metę policja, by się tym zainteresowała i mieliby problemy. Wtedy ich kochałam, miałam nadzieję na ich zmianę.
Płakałam po pracy, czasem zbiegałam z podestu i chowałam się w szatni. Popadałam w paranoję, gdy jakiś mężczyzna mnie dotknął, by dać napiwek. Bałam się uderzenia. Nie wiem dlaczego. Nikt mnie nie bił. Kiedy wyciągali rękę, odsuwałam się. Wiele tancerek miało podobne sytuacje. Umiały pocieszać. Nigdy nie poradziły mi narkotyków. Mówiły, że to żadne wyjście, tylko wpakowanie się w jeszcze większe problemy. Poradziły mi lekkie cięcia, które nie zagrażały mojemu zdrowiu. Po prostu pozwalały na chwilę zapomnienia o bólu psychicznym. I tak robiłam. Wszyscy ignorowali mój ból, moje blizny, świeże ślady... Nic. Wszyscy je ignorowali.
Rodzice nigdy mnie nie uderzyli.
Zrobili to pierwszy raz, gdy się sprzeciwiłam. Pierwszy raz, gdy nie zgodziłam się na ich warunki, bo nie byłam na tyle głupia, jak wcześniej.
- W czym pomóc? - zapytała funkcjonariuszka.
- Potrzebuję pomocy - powtórzyłam szeptem. Nie chciałam, żeby rodzice to usłyszeli.
- Potrzebuję szczegółów - ponagliła.
- Mój tata... Mnie uderzył. - Głos mi się załamał. - Chcą... Chcą, żebym została prostytutką, a ja już tańczę w klubie. Od piętnastego roku życia. Płacę im 300 dolarów na dwa dni... Oni piją... Boję się, że zrobią mi krzywdę.
- Proszę o adres - głos policjantki był poważny.
Podałam.
- Za chwilę będziemy, proszę, czekaj.
I się rozłączyła.
Ojciec wszedł do pokoju.
- I co? Przemyślałaś to? - zapytał.
- Nie zostanę dziwką! - krzyknęłam powstrzymując łzy. Skuliłam się. Schowałam twarz w dłoniach.
- Nie obchodzi nas kim będziesz. Masz nam po prostu płacić.
- Nie dam rady tyle zarabiać... Nie rozumiesz tego? Mogę te cholerne 200 dolarów, ale nie wyciągnę pięciu stów!! To za dużo... Chcesz mi zrujnować życie do końca?
Pochylił się nade mną.
Serce mocniej zabiło.
Dłonie zaczęły się pocić.
Czułam jego ohydny oddech na twarzy.
Uniósł mój podbródek zmuszając, bym patrzyła mu w oczy.
- Dasz nam tyle pieniędzy, czy nie, dziwko? - wycharczał.
Tego było za wiele.
Rozpłakałam się. Rozpłakałam się, gdy go od siebie odepchnęłam z krzykiem. Upadł na plecy, a ja wybiegłam z pokoju. Matka patrzyła na mnie, jak na wariatkę. Łzy nie chciały płynąć. Patrzyłam za siebie. Ojciec wyszedł z mojego pokoju i uderzył mnie pięścią w twarz.
Upadłam.
Wlazł na mnie przygniatając do podłogi. Uderzył mnie jeszcze raz wyzywając od dziwek.
Ból był okropny...
Rozrywał mnie od środka.
Krzyczałam, wierzgałam, gryzłam.
Nie pomagało.
Nigdy nie miałam ochoty tego opowiadać, nawet policji. Dlatego wolę nie opisywać tego szczegół po szczególe. Ogólniki czasem są lepsze. Na przykład w opisie, jak ojciec cię bił.
Najważniejszym w tym wszystkim jest to, że policja weszła gdy krzyczałam, a on paznokciami rozdrapał mi policzek. Policjanci szybko go ze mnie zrzucili. Od razu, gdy mnie uwolnili, podpełzłam do nóg jednego, przytuliłam je i szlochałam. Matka wrzeszczała. Akurat było ich trzech, dlatego jeden zajął się mną, a dwóch rodzicami. Pocieszał mnie, tulił, okrył jakimś starym kocem. Nie patrzyłam, jak wyprowadzali rodziców. Nie chciałam pamiętać tego widoku.
Nie zawieźli mnie na komisariat. Przesłuchiwali mnie w domu. Zadawali pytania, przeglądali rzeczy, oglądali moje rany, robili zdjęcia. A ja tylko siedziałam i robiłam wszystko automatycznie. Byłam w takim szoku, że dopiero na wieczór łzy przyszły i płakałam w poduszkę pozwalając policjantowi się pocieszać. Zostali ze mną w mieszkaniu dopóki nie znaleźli dla mnie rodziny zastępczej. Spełnili moje prośby i nie rozgłosili tego mediom. To miała być cicha akcja.
Po tygodniach w domu z policjantami, w domu dziecka, znaleźli dla mnie rodzinę zastępczą. Mieszkali niedaleko mojej szkoły. Idealnie. Mogłam do niej wrócić. Obiecali mi lepsze życie. Lepszych "rodziców".
Miało się zacząć lepsze życie.
Miało...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top