9. Filip
Drogi Janie!
Drogi bracie.
Przepraszam Cię. Tak bardzo Cię przepraszam. Gdy patrzyłem, jak odbierasz sobie życie... wiele rzeczy się we mnie zmieniło, wiele pękło. Dlatego chciałbym Ci wszystko wyjaśnić, przeprosić. Powiedzieć, że mi przykro.
Kiedyś byliśmy całkiem zgodnym duetem, pamiętasz? Mieliśmy wspólne marzenia, nawet założyliśmy razem teatr. Chcieliśmy stworzyć miejsce idealne do rozwoju dla młodych, utalentowanych ludzi. Chociaż różniliśmy się od siebie, mieliśmy wspólny cel. Sięgać naszych ideałów i pomagać innym w dążeniu do marzeń. Po pewnym czasie coś się jednak zmieniło. Oddalaliśmy się od siebie. Ja zacząłem powoli rozumieć, że z samych marzeń nie da się wyżyć, ani tym bardziej utrzymać teatru, Ty za to wciąż biegłeś za jakimś bliżej nieokreślonym celem. Gdy nie mieliśmy już wyboru i musieliśmy zrobić to, co nam podyktowali aby się utrzymać, Ty postanowiłeś odejść. Nie chciałeś się zgodzić na czyjeś warunki. Próbowałem przemówić Ci do rozumu, ale Ty tylko uniosłeś się dumą. Nie rozumiałeś, albo nie chciałeś rozumieć, że w życiu nie zawsze możemy kierować się naszymi marzeniami. Zszedłeś do metra i postanowiłeś żyć na własnych warunkach. Sam miałem wtedy wątpliwości czy się „sprzedać" jak to określiłeś, ale miałem zespół do utrzymania i po pewnym czasie przekonałem się, że była to właściwa decyzja. Dzięki temu nasz teatr przetrwał i mogliśmy znów spełniać marzenia młodych ludzi. I przy okazji zarabiać.
Zawsze się wyróżniałeś. Już od najmłodszych lat byłeś „inny", nie podążałeś za tłumem. Miałeś swoje ideały, których się trzymałeś, miałeś swoją gitarę i byłeś gotowy podbijać świat. Muszę przyznać, że świat był dla Ciebie okrutny. Na pewno nie pomagał w spełnianiu Twoich marzeń. Szczerze mówiąc, ja też nie pomagałem. Różniliśmy się od siebie, a ja nie próbowałem Cię rozumieć.
Gdy się rozdzieliśmy szczerze bałem się rozmów z Tobą. Bałem się, że znów się poróżnimy. Ja uważałem moje decyzje za dobre i właściwe, Ty wręcz przeciwnie. Szukałeś wartości, które ja miałem za nic, jak przyjaźń, lojalność, nawet marzenia. Uważałem je za nieistniejące w show biznesie, więc bezwartościowe. Bałem się też, że odezwą się we mnie wyrzuty sumienia, że to przeze mnie tak skończyłeś. Chciałem Ci pomóc, ale nie wiedziałem jak, więc ostatecznie nic nie robiłem. Przepraszam.
Gdy chciałem stworzyć ten pamiętny musical szukałem wyjątkowej obsady. To miało być dzieło mojego życia. Ale ci ludzie, którzy przyszli na przesłuchania... oni się nie nadawali. Niby mieli jakiś tam talent, ale brakowało im doświadczenia, obycia ze sceną, nie umieli się zgrać. Dopiero później zrozumiałem, że to wszystko przyszłoby – razem z próbami. Staliby się zespołem, drużyną. Ale ja chciałem natychmiastowy sukces zamiast stopniowo sprawiać, że spektakl stałby się możliwy. Oni wtedy jeszcze nie wierzyli, że im się uda. Jasne, chcieli, nawet bardzo, ale nie mieli wystarczająco dużo pewności siebie. A potem trafili do ciebie. Pod twoimi skrzydłami zaczęli śpiewać, grać, uczyli się od siebie nawzajem, zdobywali doświadczenie. Stali się zespołem, stworzyli więź, co ja uważałem za stratę czasu. I popatrz tylko, w jakiej harmonii razem śpiewali. Byli moją wymarzoną obsadą. Ale na początku tego nie zrozumiałem. Myślałem, że chodzi tylko o Ciebie, że zrobisz to samo z każdą ekipą. Gdy odmówiłeś mi pójścia ze mną byłem na Ciebie wściekły. Uznałem, że z premedytacją skazujesz mnie na porażkę. Że to jest Twoja zemsta. Oczywiście tak nie było. Ty po prostu rozumiałeś, co to przyjaźń i lojalność. Ta ekipa poszłaby za Tobą w ogień, a Ty również nie mogłeś ich zostawić. Przywiązałeś się do nich, jak nigdy do nikogo. Zawsze byłeś typem samotnika, a tu nagle jest wokół Ciebie tyle ludzi. Kolejna rzecz, której nie potrafiłem zrozumieć. Dlaczego pozwoliłeś się im do Ciebie zbliżyć? Może chciałeś się odegrać na mnie, bo w końcu to ja ich odtrąciłem? A może po prostu było Ci ich żal. W każdym razie, staliście się prawdziwym zespołem, czego ja potrzebowałem u siebie. Ale nie mogłem przemóc dumy. Max uświadomił mi, jak bardzo Was potrzebowaliśmy, dlatego koniec końców zostaliście przyjęci do mojego przedstawienia. Przepraszam Cię za to, że nie potrafiłem zrozumieć, co tak naprawdę się dla was liczyło.
Szczerze miałem nadzieję, że Ty również pojawisz się na próbie. Głównie o Ciebie mi chodziło. Gdy aktorzy przyszli na próbę, powiedzieli mi, że zostałeś na stacji. Byłem zły i nawet chciałem ich wszystkich wyrzucić, bo przecież tak naprawdę to Ciebie potrzebowałem. Ale opanowałem się, oddałem próbę Maksowi i zszedłem do Metra, aby z Tobą porozmawiać.
I ta podjęta spontanicznie decyzja zmieniła całkowicie moje życie. Schodząc do metra minąłem zapłakaną Ankę. Kojarzyłem ją, podejrzewałem nawet, że spędzasz z nią więcej czasu niż z innymi. Spytałem co się stało, ale ona nie chciała odpowiedzieć, tylko mocniej płakała. Kazałem jej iść na próbę, co innego mogłem zrobić. Chyba dobrze śpiewała. W każdym razie, dotarłem na stację. Byłeś w jakimś dziwnym transie, nieobecny, nawet nie zauważyłeś mojej obecności. A potem... rzuciłeś się pod pociąg krzycząc Anka. W pierwszej chwili byłem totalnie zdziwiony i myślałem „o co Ci chodzi". Totalnie nie zrozumiałem, co zrobiłeś. Dopiero po kilku minutach dotarło do mnie, co właściwie się stało. Odebrałeś sobie życie. Ty, który zawsze podążałeś wyznaczoną dla siebie ścieżką, który byłeś taki stały, który wybrałeś życie samotnika zginąłeś z imieniem dziewczyny na ustach. Wtedy pojawił się szok. Po pewnym czasie przyszła policja, wiadomo, przesłuchiwanie, co się stało. Szybko doszli do tego, że to faktycznie było samobójstwo, nic innego. Wróciłem po tym wszystkim do domu, wciąż odrętwiały i dopiero tam mnie to wszystko uderzyło. Straciłem mojego jedynego brata. Poczułem ból, który urywał mi oddech, sprawiał, że chciałem się zwinąć i płakać, ale płacz nie nadchodził. Umysł wypełniała mi tylko jedna myśl: Straciłem Jana, straciłem Jana, STRACIŁEM MOJEGO BRATA. Poza tą myślą była tylko pustka, otchłań, z której nie mogłem się wydostać. Nawet nie chciałem, moim pragnieniem było pozostać w tej pustce na zawsze, żebym już nigdy nie musiał mierzyć się z rzeczywistością, w której nie ma Ciebie. Płacz wciąż nie nadchodził. Spędziłem kilka dni w całkowitej rozpaczy, niezdolny do wykonywania żadnej czynności. Parę razy odwiedził mnie Max, informując, że próby zostały zawieszone na bliżej nieokreślony czas. Rejestrowałem wszystko, co się dzieje, ale nie odczuwałem żadnych emocji oprócz rozpaczy i wszechobecnej pustki. Aż w końcu nadszedł płacz. Razem z nim przyszły emocje, które wręcz przyciskały mnie do ziemi. Smutek, żal, poczucie winy, tęsknota, nie umiałem sobie z nimi poradzić, dusiły mnie. A wokół nich pustka. Płakałem, całe dnie płakałem. Ale łzy w pewnym momencie się skończyły, trzeba było wstać i żyć dalej, z ogromną dziurą w duszy. Wznowiliśmy próby, na szczęście Max przejął wiele moich obowiązków, mogłem przeżywać stratę. Bałem się spojrzeć w oczy zespołowi, czułem się winny Twojej śmierci, a oni przecież byli z Tobą tak blisko. Starałem się o Tobie nie wspominać, ale nie potrafiłem całkowicie Cię pominąć. Wydawało mi się, że patrzą na mnie z oskarżeniem, ale tak naprawdę w ich oczach był ból. Zwłaszcza w oczach Anki.
Nie wiedziałem, jakie relacje Was łączyły, mogłem się tylko domyślać. Któregoś dnia Anka została chwilę po próbie, więc zaczęliśmy rozmawiać. Wytłumaczyła mi, co stało się krótko przed Twoją śmiercią i opowiedziała całą historię waszego musicalu, którą przecież znałem, z jej perspektywy. Szkoda, że nigdy nie poznam Twojej. Ja opowiedziałem jej, co dokładnie między nami się wydarzyło, zasługiwała na prawdę. Skończyło się na tym, że długo siedzieliśmy razem i płakaliśmy. Odczuwaliśmy podobną pustkę, ja i ona. Dwie najbliższe Ci osoby. Później nie wspominaliśmy więcej o Tobie, każde z nas rozeszło się w swoją stronę. Ta jedna rozmowa wystarczyła. Chociaż nadal prawie codziennie się widywaliśmy, nie zachowywaliśmy się jak ludzie, których połączyła tragedia, tylko po prostu jak współpracownicy. To był dobry układ, mniej bolesny.
Nie wiem, czy to możliwe, ale Twoja śmierć jeszcze bardziej zjednoczyła zespół. I nasz spektakl był ogromnym sukcesem. Wszyscy to przeżywali i cieszyli się, a we mnie była tylko pustka. Ponieważ była to rzeczywistość, w której Ciebie nie ma. Chociaż minęło już dużo czasu od Twojej śmierci, miałem im za złe tą radość. Cały nasz trud włożony w premierę, to wszystko... po prostu czułem, że to nie ma żadnego sensu, bo Ty tego nie widzisz. Udawałem, że się cieszę, ale pustka ciągnęła mnie na dno. Chciałem sięgnąć tego dna.
Ale ostatecznie nie sięgnąłem. Nie wiem, co sprawiło, że się podniosłem. A może nigdy się nie podniosłem, tylko po prostu wróciłem do normalnego funkcjonowania. Teraz, po latach, wciąż czuję w sobie tę pustkę i czasem mam ochotę się w niej zatracić. Musiałem przyzwyczaić się do życia z myślą, że mój brat nie żyje, że już nie ma Cię na stacji metra. Zdarzało się, że schodziłem tam tylko po to, żeby się wspominać. Zatracałem się w otchłań, ale nigdy na tyle daleko, żeby nie móc wrócić. Wymagało to ode mnie ogromnej kontroli, ale wydaje mi się, że chciałbyś, żebym normalnie żył. Kochałeś mnie. I ja również Cię kochałem, dalej kocham. Kochaliśmy się nawzajem na nasz własny, pokręcony, braterski sposób. I dlatego przepraszam Cię, za wszystko, co zrobiłem źle. Twoja śmierć uświadomiła mi, w jak wielu rzeczach miałeś rację, a ja się myliłem. Wybacz mi. Może tak być, że teraz moje przeprosiny są już nic nie warte, ale potrzebowałem tego, aby pustka stała się choć trochę mniejsza. Nauczyłem się z nią żyć, ale ona jest straszna. Chociaż minęło już wiele lat, dopiero teraz jestem w stanie ubrać moje przeprosiny w słowa. Dlatego też piszę ten list, bez nadziei, że kiedykolwiek go przeczytasz.
I pozwól, że na tym zakończę. Otworzyłem bliznę, która wydawała się już być zasklepiona. Ale wierzę, że otchłań mnie nie ogarnie. Bo pomimo przeżywanego ponownie bólu, poczułem się bliżej Ciebie, bliżej mojego brata. Być może nigdy nie zrozumiem w całości Ciebie i Twojego postępowania, ale jestem coraz bliżej tego. A im bliżej zrozumienia, tym bliżej Ciebie, a gdy jestem bliżej Ciebie, pustka się zmniejsza. Dziękuję Ci za to, że byłeś moim bratem.
Żegnaj Janie!
Tęsknie za Tobą.
///
Przepraszam was za długą przerwę w publikowaniu, długo zbierałam się w sobie, żeby napisać ten rozdział. I mam nadzieję, że nie spartaczyłam roboty, zwłaszcza z emocjami Filipa po stracie brata. Dajcie znać czy wyszło.
Przed nami najtrudniejsze, czyli list Anki. Mam nadzieję, że za tydzień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top