7.
Drogi Janie!
Piszę ten list, żeby jakoś się uporać ze wszystkim, co się dzieje. Chociaż minęło dużo czasu, wciąż żyję tamtymi wydarzeniami. Dużo się zmieniło w życiu nas wszystkich, życiu, które nie jest już Twoim udziałem. Czasami czuję, że to niesprawiedliwe, że my się rozwijamy, przeżywamy dobre i złe chwile, a Ty zostałeś tam, na stacji metra. Modlę się wtedy o zrozumienie i ukojenie bólu, ale to niewiele pomaga.
Pamiętam, jak to się wszystko zaczęło. Przyjechałem do Warszawy za namową mojego proboszcza. Uznał, że taki głos jak mój nie może się zmarnować w kościelnym chórze i kazał mi wziąć udział w przesłuchaniach do jakiegoś teatru. Byłem wtedy bardzo młody, nie znałem życia. Widziałem Ciebie na stacji metra, samotnego, grającego na gitarze i śpiewającego. Pomyślałem, że marnujesz swoje życie, że to co robisz jest bez sensu. Teraz, po latach wiem, że sensem twojego życia była wolność. Taki właśnie byłeś na tej stacji. Wolny. I niezależny.
Gdy nie poszło nam na przesłuchaniach byliśmy wszyscy sfrustrowani. Nie rozumiałem po co Bóg wysłał mnie do Warszawy, skoro nie udało mi się dostać roli. Przestałem wierzyć, że mój wyjazd miał jakikolwiek sens. Kręciłeś się wtedy wśród nas, przysłuchiwałeś się. Zniknąłeś na jakiś czas i wróciłeś z propozycją. Skoro do góry nas nie chcą, zróbmy własne przedstawienie, na dole. Zrobiliśmy. I to było najlepsze, co mogło mi się w życiu przytrafić. Może to dziwne, ale dzięki temu pogłębiłem moją relację z Bogiem i ludźmi. Stało się to również dzięki Tobie, Janie. W czasie naszych niezbyt licznych rozmów próbowałem zrozumieć Twoje pojęcie wolności. Wytłumaczyłeś mi wtedy, że dla każdego wolność jest czymś innym. Często bywa tak, że gdy chcemy dać komuś naszą wolność, nasze wyobrażenie o niej, tak naprawdę ograniczamy drugą osobę. Dla mnie bycie wolnym to jest życie z Bogiem. Dla Ciebie było to granie i śpiewanie dla oczekujących na podziemny pociąg.
Niestety zależało ci na wolności aż za bardzo. Nie potrafiłeś z niej zrezygnować nawet dla perspektywy lepszego życia, nawet dla brata, nawet dla Anki. Bałeś się, że gdy zaczniesz żyć dla innych zatracisz siebie. W ten sposób straciłeś wszystko, siebie i innych.
Żałuję, tak bardzo żałuję, że nie udało nam się zmusić Ciebie to zagrania w spektaklu Filipa. Chociaż, z drugiej strony, Ciebie nie dało się do niczego zmusić. Byłeś wolny. I tak byś nie posłuchał.
Wszyscy wykorzystaliśmy dobrze szansę zaoferowaną przez Filipa. Spektakl grany przez aktorów z metra okazał się wielkim sukcesem! Pisali o nas w każdej gazecie w kraju. No, prawie. Wielu z nas zostało w teatrze, inni wybrali najróżniejsze ścieżki kariery. Ja po pewnym czasie uznałem, że to nie dla mnie, za dużo presji, i wróciłem do rodzinnej parafii, gdzie zorganizowałem na nowo chór kościelny. Wiesz, że mamy całkiem sporo ogólnopolskich występów na naszym koncie? A to wszystko dzięki Tobie, Janie. Ty jako pierwszy uwierzyłeś, że nasze marzenia są możliwe do spełnienia. To Ty zauważyłeś nasz potencjał i pomogłeś nam go wykorzystać. Ale sam nie chciałeś iść dalej z nami. Dlaczego? Czy przez Twoje umiłowanie wolności? Czy może był inny, nieznany nam powód?
Codziennie się modlę w Twojej intencji. Codziennie opowiadam o Tobie Bogu. Głęboko wierzę, że On przyjął Cię do nieba, pomimo tego, co sobie zrobiłeś. Naprawdę mam taką nadzieję. W końcu odmieniłeś los wielu ludzi na lepsze. Pozwoliłeś nam spełnić nasze marzenia.
Tylko jak mogłeś tak zranić Ankę? Ona Cię kochała, naprawdę Cię kochała. I myślę, że Ty też ją kochałeś. Moglibyście być naprawdę szczęśliwi razem. Czy nie? Ale Ty się za bardzo bałeś, prawda? Obawiałeś się, że stracisz swoją wolność. Nie chciałeś stać się od kogoś zależny. Nie pomyślałeś o tym, że ktoś stał się zależny od Ciebie.
Widuję czasami Ankę na scenie. Gdy pytają ją w wywiadach o początki kariery widać, że nie chce o tym mówić, że wciąż cierpi. Nie pogodziła się z Twoim odejściem. Opowiedziała mi co działo się podczas waszego ostatniego spotkania. Zraniłeś ją, bardziej niż mogą to wyrazić słowa. Modlę się, by Anka Ci przebaczyła i żeby Bóg Ci przebaczył.
Sprawiłeś, że nasze życie stało się lepsze. Szkoda, że siebie samego nie potrafiłeś uratować. Wierzę, że spotkamy się znowu. Bóg byłby okrutny, gdyby nie pozwolił nam zobaczyć się po śmierci. Nigdy o Tobie nie zapomnimy, zbyt wiele dla nas znaczysz. Dla każdego z nas.
Żegnaj, Janie!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top