6.
Drogi Janie!
Właściwie nawet nie wiem, jak dobrze zacząć ten list. Czy w ogóle jest sposób, żeby go dobrze zacząć? Samo pisanie go może wydawać się nieco bezcelowe, ale potrzebuję tego. Potrzebuję oddać się choć na chwilę wspomnieniom.
Pamiętam dzień, w którym dowiedzieliśmy, że Filip tworzy musical, pamiętam, jak nam o tym opowiadał. Powiedział wtedy, że tak naprawdę liczą się marzenia, liczą się bardziej niż cokolwiek innego. To była prawda, ale on nie potrafił jej zastosować. Za to Ty Janie żyłeś według tej zasady. Pokazałeś nam, co jest naprawdę ważne. Chyba właśnie za to jestem Ci najbardziej wdzięczny. Nauczyłeś nas żyć marzeniami.
Gdyby wcześniej ktoś mi powiedział, że wystawię musical na stacji metra, nie uwierzyłbym. Przecież takie rzeczy się nie zdarzają prawdziwym ludziom, dzieją się na filmach, w książkach.
Teraz już wiem, że się zdarzają, jeśli tylko damy ponieść się marzeniom. Przecież my na tej stacji metra nie mieliśmy nic, oprócz paru marzeń. I odrobiny talentu. Dzisiaj oprócz tych dwóch rzeczy mam jeszcze doświadczenie, dużo mi ono pomaga. Więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Wciąż występuję w teatrze, wiesz? Czasami gram na koncertach lub w filharmoniach. Młodzi ludzie pytają mnie, jak osiągnąć sukces. Odpowiadam im, że najważniejsze to podążać za marzeniami, sukces jest tylko dodatkiem. Mówię im o Tobie, że znałem kiedyś pewnego Jana, który grał i śpiewał na stacji metra... Miał swoją gitarę i marzenie o byciu wolnym. Nie gonił za „sukcesem", po prostu robił to, co kochał. Potrafił pociągnąć za sobą ludzi, aby również spełniali marzenia. Pytają mnie wtedy, jak skończyła się jego historia. Czy dalej gra? Odpowiadam, że pewnie dalej występuje dla ludzi na stacji. Nie dodaję już tylko, że w innym świecie...
Dziękuję Ci za wszystkie rozmowy, które odbyliśmy. Zgadzaliśmy się w wielu kwestiach, choćby w tej, jak bardzo granie na instrumencie pomaga w wyizolowanie się od codziennego, szarego życia. Dla Ciebie gra na gitarze była nawet czymś więcej. Była ucieczką. Chyba nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, przed czym uciekałeś. Chyba przed poczuciem zniewolenia, w końcu wolność kochałeś nade wszystko. O tym nigdy nie rozmawialiśmy, nawet nie wiem, dlaczego. Nigdy nie chciałeś mówić o sobie, za to potrafiłeś słuchać. Chyba dlatego tak bardzo lubiłem z Tobą rozmawiać.
Pamiętam nasze święta. Ktoś przyniósł „choinkę", zapomniałem już kto, ktoś inny załatwił świeczki. Śpiewaliśmy kolędę, którą Ty napisałeś dla Anki. To jedno z moich najpiękniejszych wspomnień. Byliśmy tam wszyscy razem, jak rodzina. Chociaż naszą wieczerzą wigilijną były tylko pomarańcze to i tak jest to najcudowniejsze Boże Narodzenie, jakie przeżyłem do tej pory.
Gdy śpiewaliśmy tę kolędę mocno zwróciłem uwagę zwłaszcza na jeden fragment
„Tak mało mamy, tylko tę nadzieję
Która rozjaśnia nam codzienny mrok"
Co prawda opowiada on o Świętej Rodzinie, ale pasował również do nas, na stacji Metra. Mieliśmy tylko nadzieję, że każdy kolejny dzień będzie lepszy i że będziemy razem. I tak się działo. Każdy poranek przynosił cudowne rzeczy. Nie były proste, wręcz przeciwnie. Było nam cholernie trudno. Ale daliśmy radę. I chyba też dlatego to Boże Narodzenie miało taki szczególny charakter. Bo byliśmy tam wszyscy, mimo wszelkich przeciwności.
Niedługo później musieliśmy się rozstać. Nie chciałeś iść z nami. To była Twoja decyzja, nie będę jej podważał. A może to my podjęliśmy decyzję, że Ci odpuszczamy... Cóż, stało się. Zaryzykuję stwierdzenie, że to było dokładnie to, co miało się stać i był to najlepszy możliwy scenariusz. Oczywiście nie mówię tu o Tobie i Ance i o tym, co zrobiłeś sobie na samym końcu, tylko o naszym odejściu z metra. W tamtym momencie wszyscy mieliśmy szansę na szczęście. My mogliśmy rozwijać się w teatrze, a Ty mogłeś dalej śpiewać na stacji metra. Tylko Anka była rozdarta. Współczułem jej wtedy, współczuję jej teraz. Szkoda, że nie mogliście być razem. Ale cóż, to również Twoja decyzja, której chyba nie mogę podważać.
Mam nadzieję, że w innym świecie znów wszyscy zbierzemy się na stacji metra. Jednak zanim to nastąpi, musimy wszyscy dobrze wykorzystać czas jaki mamy tutaj i pamiętać o Tobie. Ktoś mądry powiedział, że „człowiek naprawdę nie umarł, dopóki powtarzane jest jego imię"*. My często mówimy o Tobie, dla nas zawsze będziesz żył. Życz nam powodzenia.
Żegnaj, Janie
*Piekło pocztowe, Terry Pratchet
//Wybaczcie za to wtrącenie Pratchetta, ale kocham ten cytat.
W mediach dodałam kolędę Uciekali, tak dla poczucia klimatu Metra i ich świąt. Zastanawiam się, czy przypadkiem do każdego "rozdziału" nie dodać jakiegoś utworu z musicalu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top