4.
Drogi Janie!
Może to dziwne, że piszę do Ciebie list. Całkiem prawdopodobne, że jest to totalnie szalone. Ale czuję, że muszę chociaż w taki sposób powiedzieć do Ciebie tych kilka słów. Co prawda nigdy go nie wyślę, a Ty go nigdy nie przeczytasz. Chociaż, kto wie...
Zawsze kochałem tańczyć. I potrafiłem to robić, byłem mistrzem. Ale kiedyś tańczyłem dla samego tańca, nie widziałem w tym nic więcej. Dopiero przy naszym musicalu odkryłem, że tańcem można również opowiadać historię. To było całkowicie nowe i ekscytujące doświadczenie. Dziękuję Ci Janie za pokazanie mi tego.
Gdy teraz o tym myślę, dobrze się stało, że Filip nie przyjął mnie do musicalu na samym początku. Wtedy jeszcze nie do końca wiedziałem, o co chodzi, nie byłem gotowy za pomocą śpiewu i tańca przekazać emocji, przedstawić graną postać. To Ty nas tego nauczyłeś. Tam, na stacji metra po raz pierwszy w życiu całkowicie wyraziłem samego siebie. Ba, nie tylko siebie, również postać, którą grałem. Chociaż ona była całkiem podobna do mnie...
Niesamowite, jak wszystko się wtedy zmieniło. Jednego dnia byliśmy wszyscy nieznajomymi ludźmi, o których świat nigdy nie słyszał. A potem... Potem staliśmy się niemal rodziną, przynajmniej na jakiś czas. I świat usłyszał o naszych marzeniach. Może i nasze życie nie wyglądało wtedy zbyt kolorowo, ale mieliśmy siebie nawzajem. Wszystko w końcu odmieniło się na lepsze, dostaliśmy propozycje zagrania w profesjonalnym teatrze, świat stał przed nami otworem.
To również Twoja zasługa Janie. Ty nas zjednoczyłeś. Pokazałeś, że można inaczej. Nauczyłeś nas, o co naprawdę chodzi w grze na scenie. Gdyby nie Ty, mało kto z nas byłby w tym miejscu, w którym jest dzisiaj.
Teraz już wiem, że nigdy nie przestanę tańczyć, choćby nie wiem, co się działo. Wiem też, że chcę śpiewać na scenie. Obie te pasje łączę w teatrze. I jest wprost cudownie. Nadal mam kontakt z dużą częścią naszej grupy. Większość wciąż realizuje się na scenie. Czasami w rozmowach wspominamy o Tobie. Ale niezbyt często, chyba wszystkim nam trudno o Tobie mówić. Ciekawe, jak wyglądałoby życie, gdybyś był na nami. Czy byłoby łatwiej? Mielibyśmy lepszy kontakt ze sobą? Nie wiem. Nikt nie wie. Stało się jak się stało i teraz musimy radzić sobie sami.
Na początku było ciężko. Z jednej strony rozwijaliśmy się w musicalu Filipa, a z drugiej... Mogliśmy Cię zmusić, żebyś poszedł z nami. Chociaż wiem, że to nie jest to, czego Ty chciałeś. Cóż, dla ciebie szczęściem była niezależność, a w teatrze musiałbyś podlegać innym. Nie tego żądałeś od życia. Ale gdybyśmy wtedy wzięli Cię z nami, rzeczywistość wyglądałaby zupełnie inaczej. Lepiej, gorzej, to nieważne, ważne, że byłbyś przy nas. A tak, musieliśmy całą naszą radość przeżywać bez Ciebie. I to było cholernie trudne. Nie mnie oceniać, czy postąpiłeś słusznie czy nie. Mogę tylko powiedzieć, że bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało.
Dziękuję Ci również za zaufanie do nas. Gdy nie przeszliśmy przesłuchań u Filipa byliśmy całkiem zagubieni i nie wierzyliśmy w siebie. To Ty uwierzyłeś w nas. Dałeś nam swoje zaufanie, żebyśmy mogli dowieść, że jesteśmy go warci. Potrzebowaliśmy tego wtedy, bardzo. Uwierzyłeś w nas i już było dobrze. I dziękuję Ci za to, że zrobiłeś to wszystko dla nas tak naprawdę. Przecież Ty tego nie potrzebowałeś. Radziłeś sobie doskonale i bez nas. To my nie poradzilibyśmy sobie bez Ciebie.
Nie wiem, co jeszcze mogę Ci napisać. Nigdy nie dostaniesz tego listu, ale cieszę się, że go napisałem. Od zawsze chciałem Ci to wszystko powiedzieć, ale nigdy jakoś nie było okazji. I już nie będzie. Z całego serca wierzę, że spotkamy się po drugiej stronie, na szczycie naszej Wieży Babel.
Żegnaj, Janie!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top