2.

Drogi Janie!

Dziękuję Ci za wszystko, co dla nas zrobiłeś. Co zrobiłeś dla mnie. Nie wiem czy wiesz, ale zanim zaczęła się nasza przygoda, uciekłem z domu. Uciekłem z domu, ponieważ mój ojciec chciał zaplanować przyszłość za mnie. Liczył na to, że zarobię wielkie pieniądze. No to się przeliczył ojczulek. Zawsze chciałem występować na żywo na scenie, a on mnie widział jako prawnika, lekarza, czy coś w tym stylu. Nie wytrzymałem, po maturze wyjechałem do Warszawy. Nie miałem nic, prócz paru marzeń. Lecz one szybko umarły, gdy nie przeszedłem przesłuchań do spektaklu Filipa. Ale spełnienie wszystkich moich snów zaczęło się na stacji metra, gdy Ty zebrałeś nas i zacząłeś mówić, że możemy przygotować własny musical, pod ziemią.

Wiesz, nie byłem pewny, czy nam się uda. Trochę w to wątpiłem, przyznam się szczerze, że nie wierzyłem w Ciebie. Widziałem Cię wśród nas na stacji metra, ale wiedziałem, że nie pojawiłeś się na przesłuchaniach. Myślałem wtedy "On nie jest taki jak my, nigdy nas nie zrozumie. Przecież ten człowiek nigdy nie widział prawdziwej sceny na oczy, myli mu się podziemna kolej z teatrem". Na szczęście tak bardzo się myliłem.

Dziękuję Ci, że pozwoliłeś nam śpiewać. Że sam prawie się nie udzielałeś w naszym musicalu. Byłeś z nami, wspierałeś nas, ale ustąpiłeś nam miejsca. Nie dałeś o oklaski czy uznanie. Nigdy Ci na nich nie zależało.

Jesteś dla mnie całkowitym przeciwieństwem mojego ojca. On liczył na to, że moimi pieniędzmi przyniosę jemu dumę, Ty zaś liczyłeś na to, że moimi własnymi umiejętnościami przyniosę sobie i tylko sobie spełnienie marzeń. Prawdopodobnie nie robiłeś tego do końca świadomie, za dużo nas było, abyś do każdego podchodził indywidualnie, zresztą to w żadnym stopniu nie był Twój obowiązek. Ale sama Twoja obecność z nami sprawiła, że uwierzyłem w siebie, w swoje możliwości.

Dzięki Tobie jestem teraz w miejscu, w którym chciałem być od zawsze. Występuję w teatrze. Chociaż nie tak często jak kiedyś, ale całkowicie mi to pasuje. Wziąłem trochę z Ciebie przykład i piszę własne piosenki. Powinieneś ich posłuchać, są naprawdę dobre. Sporo koncertuję, ludzie płacą za to, żeby mnie słuchać. Życie o jakim zawsze marzyłem. Szkoda tylko, że Ciebie przy tym nie ma. Chciałbym kiedyś wystąpić z Tobą i Twoją gitarą na którymś z moich koncertów. Niestety...

Czasem zastanawiam się, jak wyglądałoby życie, gdybyś wciąż tu był. Mielibyśmy ze sobą kontakt, czy raczej żyli tylko dla siebie? Może po latach stalibyśmy się całkiem obcymi osobami? Chciałbym wierzyć, że tak by się nie stało.

Żegnaj, Janie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top