37
Per. Królestwa Polskiego
Wreszcie dojechałyśmy na miejsce. Brama stała otworem na znak gościnności polskiej. Była to bardzo masywna i stara brama. Z obu stron stały ogromne kolumny, na których szczycie stały dwa orły z rozpostartymi skrzydłami, prezentowały się bardzo dumnie. Wejście było misternie zrobione. Każde najmniejsze zakrzywienie prętów było starannie dopracowane przez rzemieślników. Na jej szczycie widniał herb mej rodziny, będący dawnym godłem Rzeczpospolitej. Gdy tylko przekroczyłyśmy bramę jechałyśmy zacienioną drogą przez majestatyczne wiekowe dęby. Za ich grubymi pniami widać było ogromne połacie zieleni i drzew. Wśród szumu drzew roznosiły się śpiew ptaków. Patrząc na park przypomniały mi się opowieści siostry, kiedy byłam mała. Opowiadał mi o tym dworku, jak bawiła się z rodzicami właśnie tu, w tym parku. Tak bardzo bym chciała, tez mieć takie wspomnienia, lecz z roku na rok coraz bardziej zapominam rodziny. Na końcu drugi dostrzegłyśmy biały dworek szlachecki. Pod oknami kwitły przeróżne kwiaty takie jak na przykład malwy w różnych kolorach. Na ganku z białymi kolumienkami stała Warszawa. Uśmiechała się do nas i pomachała na powitanie. Gdy powóz się zatrzymał wraz z moją pokojówką Jadwigą i córeczką Helenką wyszłyśmy z niego i podeszłyśmy do mojej stolicy. Na nasz widok podleciał mały biało-brązowy piesek. Moja córeczka od razu go pogłaskała, bo uwielbia zwierzęta. Po oprowadzeniu nasz po dworku zasiadłyśmy do obiadu na świeżym powietrzu. Było tu tak pięknie i spokojnie. Chciałabym tu zostać na zawsze, lecz nie mogę. Na rozmowę z Warszawą postanowiłam zaczekać, aż mała nie uśnie.
M: Spij, bo jak będziesz jutra bawiła się z Ciapusiem? Coś się stało?
H; Tęsknie za papą. Kiedy on przyjedzie
M: Tatuś ma bardzo dużo spraw na głowie, ale jak tylko je załatwi to przyjedzie.
H: Brakuje mi go i tobie też, bo jesteś nieszczęśliwa
M: To prawda słoneczko, ale musimy na niego zaczekać. Zobaczysz będzie dobrze. Dobranoc myszko. - ucałowałam ją w czoło i zgasiłam świecę.
H: Kocham cię mamusiu. Dobranoc. - Nim wyszłam spojrzałam jeszcze na nią. Mam nadzieje, że wszystko się jakoś ułoży.
...Time skip...
Nie znoszę zostawać małej samej, ale muszę jechać do Warszawy. Muszę stać ramię w ramię ze swoimi rodakami. Mam nadzieje, że to tylko kwestia czasu, gdy mój mąż przyjedzie. Potrzebuję go, on jedyny umie uspokoić mnie. Każdej nocy płaczę, bo już nie wiem co mam robić. Udałam się w umówione miejsce, aby spotkać się z Józefem Piłsudskim i jego wspólnikami. Mamy omawiać kolejne kwestie rewolucji. Kiedy wszystko było już jasne miałam wracać do dworku za miastem, ale nagle podszedł do mnie młody chłopak.
M: O co chodzi?
Ch: Bo...Eh...Sam nie wiem, jak to powiedzieć...Chodzi o to, że podobno w mieście jest Grigorij Fiodorowicz...ten Grigorij
M: Co...Gdzie on jest? Musze się z nim spotkać
Ch: Postaram się dowiedzieć na jutro lub jeszcze dzisiaj dostaniesz pani informacje o nim.
M; Dziękuję...
Wróciłam do domu i podeszłam do Helenki. Mała przytuliła się do mnie i pierwsze co to zapytała o ojca. Musiała znowu ja zasmucić. Nawet nie wiem, czy otrzymał mój list. Martwię się o niego. Gdy uśpiłam mała siedziałam na tarasie i patrzyłam w niebo myśląc o Grigorijem. Pamiętam dzień, kiedy go spotkałam. Było lato, spacerowałam ulicami Petersburga i niechcący natknęłam się na małego wygłodzonego i brudnego chłopczyka miał może pięć, sześć lat sam tego nie wiedział. Wziął jabłko ze stoiska i właściciel chciał go uderzyć. W ostatniej chwili powstrzymała go. Zapłaciłam za owoc i wzięłam małego za rączkę. Zabrałam go do cukierni i kupiłam mu słodką bułkę. Zapytałam go jak się nazywa i gdzie jego rodzice. Powiedział, że nie ma taty, a mama musiała go wyrzucić, bo została zarażona podczas pracy z panami i zostawiła go na ulicy., nie wiedział co się z nią stało. Nie mogłam go tak zostawić więc zabrałam go do domu. Aleksander, gdy tylko go zobaczył wiedział, że jest jego następcą. Niechciał mieć z dzieckiem nic wspólnego, ale zgodził się dać mu dach nad głową dla mnie. Tak Grigorij został naszym koniuszym. Zaglądałam do niego co dziennie pod nieobecność męża. Wszystko było dobrze, ale z czasem mały zaczął fascynować się Marksem i jego poglądami. Im był starszy to częściej wdawał się w awantury z moim mężem. A teraz gdzieś zniknął. Jeżeli ma coś wspólnego z rewolucja może jest szansa do zawarcia współpracy. Razem na pewno uda się wymusić u cara zmian w kraju. Nagle zjawił się ten sam chłopak i dał mi adres, gdzie zamieszkał Griszka.
Byłam już zmęczona i postanowiłam zasnąć. Miałam same koszmary. Nagle coś wyrwało mnie ze snu. Otworzyłam oczy. W pomieszczeniu było ciemno jedynie księżyc dawał jasność. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nagle dostrzegłam dwie postacie stojące w rogu.
M: Kto tu jest?
?1- Tęskniłam za tobą- Ten głos był mi tak dobrze znany. Ale to nie możliwe. To nie może być ona.
?2- Widzę, że sama już wiesz, że należy walczyć - Przecież on...
M: Nie...nie to tylko sen...Was tu nie ma!
?2: Jesteśmy
?1: A ty już nie śpisz
M: Nie możecie tu być! Zginęliście!
B: To prawda siostrzyczko
N: Lecz teraz tu jesteśmy
M: Dlaczego? Czego ode mnie chcecie?
B: Ciii...nie płacz. Nie skrzywdzimy cię
M: Więc czego...- Nikolaj i Barbara stanęli w blasku księżyca. Wyglądali, jak żywi, tylko byli bardzo bladzi. Zaczęłam coraz bardziej się bać.
B: Chcieliśmy zobaczyć cię żywą ten ostatni raz
N: Nim spotkamy się po drugiej stronie.
B: Mama i tata bardzo chcą cię zobaczyć
M: Nie...Nie! Ja jeszcze nie umieram!
N: Jeszcze
M: Jesteście tylko wytworem mojej zmęczonej wyobraźni. Nie żyjecie! Nie ma was tu! Duchy nie istnieją!
B: Wybacz, nie chcieliśmy cię przestraszyć-Zaczęłam się szczypać po ręce
M: Obudź się! Obudź się! No wstawaj!
N: Oh Mario...Prościej będzie rozmawiać jak do nas dołączysz...A teraz żegnaj...
...Time skip...
Starałam się zapomnieć o tym co się wydarzyło w nocy. Udałam się pod podany adres. Wzięłam na wszelki wypadek pistolet, ale mam nadzieje, że nie będę go musiała używać. Ufam Grigorijowi... Już była blisko kamiennicy, gdy dostrzegłam go na chodniku koło grupy strajkujących robotników z transparentami. Wzięłam pistolet do ręki i podeszłam do niego...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top