18



Per. Litwy

 Car non stop łamie konstytucje. Tak dłużej być nie może. Lud pragnie krwi i będzie ją mieć. Już od dłuższego czasu trwają przygotowania do zbrojnego powstania przeciw Carowi. Mam dość patrzenia na cierpienie narodu. Tylko problem jest jeden i duży. Maria nie chce tego. Próbowałem ją przekonać, że to jedyne rozwiązanie by odzyskać niepodległość. Ale ona jak zwykle się uparła i nie chce o tym słyszeć. Nie rozumiem jej. Przecież powinna chcieć tego, skoro może odzyskać wolność. Ona ciągle tłumaczy mi, że wywołanie powstania to idiotyzm i nie mamy szans. Myli się. Zresztą skąd baba może wiedzieć, czy to ma sens czy nie. Razem z powstańcami stwierdziliśmy, że to nic i tak wywołamy powstanie, a ona będzie musiała je zaakceptować. Nadszedł wreszcie ten dzień- 29 listopad 1830. Czekaliśmy już tylko na noc. Udałem się z rana do Królestwa Polskiego. Powinna wiedzieć co dzisiaj nastąpi. Gdy zapukałem otworzył mi drzwi kamerdyner. Powiedział mi, że Maria jest w swoim pokoju, natychmiast się tam udałem. Zapukałem w drzwi, ale nikt nie odpowiedział więc postanowiłem wejść. Jej lawendowy salonik wyglądał jak pobojowisko. Na kanapach i podłodze walały się sukienki. Okna były połowicznie zakryte ciężkimi zasłonami z jedwabiu. W pomieszczeniu panował półmrok. Stolik był cały zasypany kapeluszami, czepkami i rękawiczkami. Drzwi prowadzące do jej sypialni były lekko uchylone i prawie całe zakryte szalami. Jeszcze takie syfu u damy to nie widziałem, jak boga kocham. Podeszłe do drzwi i uchyliłem je całkowicie i moim oczom ukazała się Maria w samej króciutkiej haleczce do połowy uda i gorsecie. Stała do mnie tyłem i grzebała w skrzyneczce na biżuterie. Nie zauważył mojej obecność, stałem tak nieruchomo i podziwiałem jej kształty które były ładnie podkreślone. Nagle spadł jej na podłogę kolczyk i schyliła się, żeby go podnieść, a przy tym wypięła się do mnie. Czułem jak ciepło przeszyło całe moje ciało. Czułem pożądanie, pragnąłem ją. Zacząłem powoli podchodzić do niej, a ona nadal grzebała w skrzynce. Kiedy byłem już na wyciągnięcie ręki nagle dziewczyna odwróciła się do mnie. Na mój widok otworzyła usta w zdziwieniu, a jej oczy były ogromne. Jej policzki zapłonęły ze wstydu. Pomimo, tego jak bardzo zawstydzona była nadal była pociągająca i urocza, a do tego jej uroczy wzrost. Uśmiechnąłem się do niej i nagle poczułem uderzenie na policzku. Spojrzałem na nią, lecz jej twarz wyrażała złość.

M: Ty pierdolony zboku jak śmiesz!

N: To nie tak jak myślisz

M: Nie wcale i w ogóle! - Zaczęła się rozglądać po pokoju i nagle podbiegła do komody i chwyciła dość grubą książkę z twardą oprawką. - Wypierdalaj! Won!

N: Marysiu proszę, zaczekać...- W ostatniej chwili zakryłem się rękami, bo uderzyłaby mnie w twarz.

M: Wynoś się! - biła mnie tak aż nie wyszedłem na korytarz. Cholera zjebałem. Jeszcze tego samego dnia wysłałem chłopca mojej kucharki z kwiatami i listem. Mam nadzieje, że już jej przeszło. Zależy mi na niej.

Zaczęło się ściemniać, powstanie niedługo wybuchnie. Zacząłem się szykować do wyjścia, gdy nagle wbiegł chłopiec, którego posłałem w południe do Marii. Niósł w ręce worek pełen słodyczy i się nimi obżerał.

N: Co tak długo i skąd to masz?

Ch: Pane wybaczy, panienka zatrzymać i dać obiad przy jej stole.

N: O ty gnojku! Miałeś zadanie!

Ch: Pane wybaczy za spóźnienie. Ale panieka nie chcioła napisoć od razu. Więc czekałem i dopiro tyraz nopisała. Proszę. - Podał mi list. Wyrwałem go jak najszybciej. Był dość mocno poperfumowany i dobrze zapieczętowany Widać nie żałowała wosku i pieczęci. Czemu ona musi tak robić? Czy to możliwe, że wychowywanie się przy Austrii to spowodowało? Rozwaliłem pieczęć i otworzyłem list. Zacząłem czytać jego zawartość:

Drogi pierdolony zboczeńcu!

 Jeśli myślisz, że ujdzie ci to na słucho to się grubo mylisz. Mam nadzieje, że dobrze się napatrzyłeś, bo kurwa już tego więcej nie zobaczysz. Niniejszym masz Pan zakaz wstępu do mego domostwa. A jeśli chodzi o powstanie to wiec, że jestem przeciwna tej męskiej głupocie, ale jeśli mój lud będzie walczył to i ja. Przysięgałam być przy nim i tak tez uczynię, pomimo że gardzę tym męskim pomysłem. Liczę, że przeprosiny otrzymam osobiście z prezentem, bo tych nie uznaje, ale kwiaty zachowam, bo ładne.

Maria

P.S Pierdol się zboczeńcu!!!

 Kiedy skończyłem uśmiechnąłem się do siebie. Tak, zdecydowanie tak. To ona skradła moje serce. Nie wiem jakim cudem, ale kocham tę dziewczynę. Moje uczucie do Basi to było zauroczenie, ale przy niej czuję się jakbym cały płonął. Wsadziłem list dom kieszeni i wyszedłem. Całą drogę w umówione miejsce spędziłem w milczeniu. Było już całkiem ciemno, gdy doszedłem w wyznaczone miejsce. Wszyscy moi towarzysze byli już gotowi do akcji. Podzieliliśmy się na trzy grupy. Jedna grupa udała się na Solec, aby podpalić browar. To ma być sygnał wybuchu powstania. Druga grupa udała się zdobyć arsenał. A moja grupa udała się prosto do Belwederu, aby zamordować Wielkiego Księcia Konstantego, dowódcę polskich wojsk, brata samego cara. Postanowiliśmy się zakraść od tyłu. Nasi sojusznicy wpuścili nas wejściem dla służby. Po cichu udaliśmy się na górę do sypialni Księcia. Było ciemno. Nagle przez okna zaczęło wpadać światło. Wyjrzałem przez nie i ujrzałem z oddali płomienie. To był nasz sygnał. Czym prędzej udaliśmy się do komnaty. Otworzyłem drzwi jednym sprawnym kopnięciem. W komnacie była tylko żona naszego celu. Joanna była naga i zaczęła krzyczeć. Moi żołnierze zaczęli się wycofywać, ale nie ja. Zauważyłem otwarte okno. Ta cała szopka to tylko na czas. Konstanty uciekł. Odepchnąłem Joannę na bok i skoczyłem w jego ślad. Po kilkunastu minutach zdałem sobie sprawę, że to na nic i Konstanty uciekł zapewne do brata. Pojechałem prosto pod Arsenał, który właśnie zdobyto. Wygramy to i będziemy wolni...

Per. Królestw Polskiego

 Stałam na balkonie w cienkiej koszuli nocnej i patrzyłam na płomienie z oddali. Czyli jednak stało się. Nie chcę tego, naprawdę nie chcę.... Wieże, że jest na pewno inne rozwiązanie. Nie potrzebujące ofiar...tych wszystkich niewinnych ofiar. Lecz jeżeli mój lud walczy to ja również...będę przy nich choćby nie wiem co....boję się tego jak się to skończy...ale będę walczyć do końca... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top