19


Per. Litwy

 Walki trwają już od paru miesięcy. Na razie jest dobrze i wciąż jest wiara w wygraną. Marii nie widziałem od tego pamiętnego dnia. Ale z dwa miesiące temu dowiedziałem się, że jest bezpieczna. To dla mnie najważniejsze, bo ja naprawdę ją kocham. Po raz kolejny odpieraliśmy atak ruskich. Na razie jest dobrze i mamy przewagę. Już po nich. Do kwatery głównej wszedł Żmudź. On na mój widok cały się rozpromienił. Jego ciemne włosy były związane w niskiego kucyka na plecach, a mundur nie był zapięty do końca prze co wystawała z niego koszula. Uśmiechnął się do mnie.

Ż: Dzień dobry Nikolaju. Jaki mamy dziś piękny dzień na romantyczny spacer po tym malowniczym lesie.

L: Właśnie trwają walki w tym lesie.

Ż: Eh...O. Wydajesz się na spiętego może chciałbyś abym zrobił ci bardzo przyjemny i rozluźniający masaż?

L: Do cholery, ile razy mam ci powtarzać, że mam na głowie powstanie?!

Ż: Oh no przeczesz wiem Nikolaju....Ale przydałoby się coś na rozładowanie negatywnych emocji.

L: Trzymaj łapy przy sobie!...A jak tak bardzo chcesz minie rozluźnić załatw mi jakąś babę.

Ż: A na cóż tu ściągać jakiś tam baby...są inne sposoby na dogodzenie...Poprzedni Litwa przed poznaniem swojej żony nie miał nic przeciwko na drobne co nieco z mojej strony...A uwierz kochany ja się na tym znam.

L: Wiesz przecież, że mam w dupie twoje usługi i wole kobiety

Ż: Wiem. Lecz próbować nie przestane. Może jak raz zechcesz.

L: Nie licz na to...-nagle rozległ się wystrzał z armaty. Chwyciłem za szable i wybiegłem, a Żmudź za mną. Rosjanie byli prawie w obozie, jasna cholera. Wydałem rozkazy żołnierzom. Zaczęła się dość ciężka walka. Zaczęliśmy wygrywać, a w tedy zobaczyłem jego. Aleksander stał i patrzył na mnie groźnie. Jak ja mogłem być tak głupi i strzelić do Eugene'a a nie do niego. Jedyną jego pamiątką jest opaska na oku. Ale to nic teraz go zabije i już nigdy nie będę pod butem carskim. Bez namysłu rzuciłem się na niego z szablą Wielkiego Księstwa Litewskiego. Nie jestem wstanie opowiedzieć co się stało. Wiem tylko, że poczułem zimno w klatce piersiowej, a potem ciepłą ciecz spływającą po mundurze. A potem nastała już tylko ciemność...

Per. Żmudzi

 Stałem już lekko ranny w ramie, kiedy zobaczyłem jak Nikolaj biegnie z szablą na Imperium Rosyjskie. Przez chwile wyglądała ich walka tak jakby to on miał ją wygrać. Ale Aleksander wyciągnął za paska bagnet i przebił nim mojego Litwę. Wbił mu go prosto pod żebra. Nikolaj osunął się na ziemie i stracił przytomność. Przegraliśmy. Podbiegłem do leżącego Litwy i próbowałem zatamować krwawienie. Nagle ktoś kopnął mnie w plecy. Był to nie kto inny jak sam Aleksander. Popatrzył na mnie z góry.

IR: Na co się tak gapisz? Zabieraj go zanim się rozmyśle...

Ż: N...nie rozumiem...

IR: Daje wam łaskę, więc bierz go albo się rozmyśle.

Ż: Dziękuje...dziękuje panie...zapale w cerkwi świece za ciebie

IR: Precz mi z oczu!

 Jakoś udało mi się wźąść Nikolaja na ramiona i wynieść. Nie dziwi mnie to trochę, że na puścił. Kiedyś, gdy Nikolaj był jego kamerdynerem przyjaźnili się. Ciągłem go tak przez parę dobrych godzin, gdy natchnęliśmy się na naszych żołnierzy. Położyliśmy go na wóz i zawieźliśmy do szpitala polowego. Gdy byliśmy na miejscu podbiegła do nas dziewczyna, dopiero po chwili zorientowałem się, że to ta jego Maria. Na widok krwawiącego Litwy kazała zanieść go do namiotu lekarskiego. Na jej twarzy gościła rozpacz i strach. Gdy lekarz skończył z nim, siedziała cały czas przy jego łóżku. Minęło już kilka godzin, a on nadal się nie przebudził. Postanowiłem do niej podejść. Położyłem dłoń na jej ramieniu, a gdy się odwróciła ujrzałem jej zapłakaną twarz. Jej oczy mieniły się niczym dwa olbrzymie szmaragdy. Nawet ja, który interesuje się mężczyznami nie umiem nie dostrzec jej urody.

Ż: I jak z nim?

KP: Lekarz mówi, że stan jest stabilny i powinien się obudzić...Ale to trwa tak długo- załamał jej się głos i zaczęła szlochać

Ż: Ej już dobrze. Twardy jest. Wyjdzie z tego. A właśnie zobacz- podałem jej skrawek papieru lekko zakrwawiony, bo był w kieszeni munduru.

KP: To list....napisałam go w dniu...gdy widzieliśmy się ostatni raz...byłam okropna...

Ż: Nie martw się...zły o to na pewno nie jest- o nie zabrzmiałem tak chamsko teraz. Kurde no. Nie moja wina, że wybrał ją...

KP: Na pewno? Jak napisałam ten list czułam satysfakcje, a następnego dnia miałam wyrzuty sumienia...jak mogłam go tak potraktować. Przecież wiedziałam, że idzie walczyć...dla mnie...

Ż: Już dobrze nie płacz, będzie dobrze. - nie wiem co dokładnie się stało, ale Niki non stop wąchał ten list przesiąknięty jej perfumami. Co noc gapił się w niebo trzymając go w ręce i uśmiechał się do siebie. Nieraz jak patrzyłem, jak śpi (yy...nieważne) wymawiał jej imię... bolało i wciąż mnie to boli..., ale jeśli ją kocha to nie mogę się w to mieszać...Nagle Nikolay zaczął jęczeć. Maria od razu odwróciła się do niego i zaczęła nucić jakąś kołysankę by go uspokoić...postanowiłem ich zostawić. W końcu Niki jest w dobrych rękach...

Per. Królestwa Polskiego

 Biedny Niki, musi bardzo cierpieć. Tak bardzo mi go żal. Chciałabym go przeprosić, bo przyznaje poniosło mnie trochę. Ale no....jak miałam inaczej postąpić? Zmieniłam mu opatrunek i przemyłam delikatnie klatkę piersiową. Siedziałam już tak przy nim dobre parę godzin, ale nie umiem go zostawić samego, to mój przyjaciel. Nie rozumiem postępowania Imperium. Najpierw go zranił, potem wypuścił. Dziwne to. Nagle Niki otworzył powoli oczy i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Przez dłuższe chwile patrzył na mnie w milczeniu. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Tak się cieszę, że żyje i nic mu nie jest. Lekko go odwzajemnił.

L: Czy już umarłem? - wychrypiał półszeptem

KP: Nie....Nie....jesteś bezpieczny. Już jest dobrze- po policzkach spłynęły mi łzy szczęścia.

L: Czemu płaczesz? Co się stało? Gdzie my jesteśmy?

KP: Płacze, że szczęścia, że żyjesz. Rosja dźgnął cię od tyłu pod żebro, ale pozwolił tobie i Żmudzi odejść, a teraz jesteś w szpitalu polowym.

L: A ty? Co tu robisz? Miałaś być bezpieczna

KP: Od samego początku pomagam jak tylko mogę. Nie zostawiłabym swego narodu. Po ostatniej bitwie zaczęłam zajmować się rannymi zamiast walczyć i jak widać dobrze zrobiłam

L: Nie...to niemiało tak być...jakby coś ci się stało to ja...

KP: Nic mi nie jest. Przynajmniej jestem pomocna, a nie siedzę w jakimś tam dworku i czekam na wygraną

L: Cała ty... ekhe-ekhe- Zaczął kaszleć, ale na szczęście szybko mu przeszło. Podałam mu wody, bo był bardzo odwodniony.

KP: Przepraszam za tamto....nie powinnam bić cię książką i ten list..

L: A wiesz, że to było zabawne..., bo strasznie lekko to robiłaś i to tego jak dałaś mi z liścia...

KP: Niby czemu?

L: Bo jesteś taka niziutka i to wyglądało zabawnie jak stanęłaś na palcach by to zrobić.

KP: Bezczelny ty...- chwycił nagle moją dłoń i mocno uścisnął

L: dziękuje, że jesteś przy mnie

KP: Od tego są przyjaciele.

Per. Prus

 Jak Aleksander mógł do tego dopuścić?! Idiotyzm...same problemy z tymi Polakami...Głupia dziewuch co ona sobie do cholery wyobraża.?! Myśli, że odzyska niepodległość?! Nigdy! Moje wojska już stoją na granicy z Kongresówką. I co teraz Poleczko? Wydałem zakaz wystarczania leków, jedzenia czy broni. Niech zdechną. Od zawsze wiedziałem, że Litwini to poganie i pasożyty i miałem racje. Kolejny idiota myśli, że jest niepokonany. Ale nic z tego. Jeśli będzie trzeba to osobiście wkroczę do Kongresówki i załatwię ich. Już bym to zrobił, ale jeszcze wolę się nie mieszać do spraw Imperium. A do tego mam dużo własnych spraw na głowie. Okazało się, że moja żona spodziewa się dziecka. I ma jeszcze mnóstwo spraw w państwie do załatwienia.

Per. Austrii

 Wiem, że powinienem robić tak jak powiedziałem, ale co ja poradzę, że mam do Marii słabość. Dopóki nikt nic nie wie, będę dostarczał jej karabinów, co prawda są stare, ale trudno, przynajmniej są. Dzięki mnie z Galicji są dostarczane leki i żywność. Staram się jak najmniej interweniować w sprawy polskich oddziałów przybywających do Galicji. Nie chce, aby odzyskała wolność, chyba sam już nie wiem... Muszę utrzymać pozory, że jestem wrogiem powstania...

Per. Imperium Rosyjskiego

 Już od dwóch godzin prowadzimy ostrzał reduty warszawskiej...Już niedługo a was pokonam polaczki. A tą dwójkę jak dorwę to pożałują tego durnego powstania. Wreszcie nadeszła chwila na atak. Polscy obrońcy są już zmęczeni, czas na nas. Moi żołnierze bez problemu dostali się do środka i zaczęli walczyć z obrońcami. Gdy wszedłem natchnąłem się na jakiegoś młodego Polaka. Z dumą chwycił szable zapewne przekazywaną w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Bez problemu wybiłem mu broń z ręki i przyszpiliłem do ściany. Wystarczy jeden ruch moją szablą, aby poderżnąć mu gardło.

KP: Zostaw go Aleksandrze

IR: No nareszcie. Już zaczynałem myśleć, że uciekłaś ode mnie kochanie. - puściłem gnojka i odwróciłem się do Marii. Jej włosy były związane w lekko już rozwalonego warkocza, a jej sukienka podarta i obcięta, aż do kolan. Trzymałą w ręku szable należącą do jej ojca, wszędzie ją rozpoznam. Na jej ślicznej twarzy gościła złość, determinacja i nienawiść. Uśmiechnąłem się z wyższością do niej.

KP: Pora to zakończyć

IR: Zgadzam się z tobą- Skierowałem ostrze mojej broni prosto w jej stronę. Ona również, nasze bronie się dotknęły. Patrzyłem jej prosto w oczy.

IR: Jakie to uczucie, kiedy się wie, że to już koniec i wszystko o co tak walczyłaś poszło się jebać?

KP: Jeszcze nie wygrałeś...- Nagle rozległ się ogromny huk i wybuch odrzucił nas na kilkanaście metrów. Jedyne co widziałem to mnóstwo gruzu, trupów, dymu i ognia. Kręciło mi się w głowie, a w uszach szumiało. Wszystkie dźwięki były przytłumione. Próbowałem wstać i utrzymać równowagę. Gdy w końcu się udało zacząłem rozglądać się za Marią. Co się właśnie stało? Spojrzałem na redutę. Była to tylko sterta gruzów, z której wydobywał się dym, a gdzie nie gdzie były płomienie. Dostrzegłem Marie. Stała wpatrzona w ruiny tego w co pokładała swe nadzieje. Trochej mi jej żal było w tamtym monecie. Ale teraz liczą się ważniejsze, rzeczy... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top