40. „Potykając się..."

„Potykając się można zajść daleko. Nie można tylko upaść i się nie podnieść."
  

Kiedy byłam małą dziewczynką wiele osób mówiło mi ze jeździectwo to nie jest sport dla mnie. Mimo to ja nadal robilam to co sprawiało mi satysfakcję. Nie widziałam świata poza konmi. W mojej pasji wspierał mnie najbardziej tata. Pamiętam jego ostatnie słowa skierowane do mnie. Powiedział „ Żyj tym co jest, pamiętaj o tym co było, pokładaj nadzieje w tym co bedzie, ale nigdy nie pozwól aby, ani przeszłość, ani przyszłość zatruwały ci życia." Nigdy nie zapomnę tych słów. Mimo, że  nie rozumiałam jak przyszłość może zatruć życie, gdyż zawsze byłam zdania, że co będzie to będzie.
   Dziś jednak te słowa nabrały sensu. Straciłam już dwie ukochane osoby, z których odejściem nie pogodziłam się do teraz. Kiedy moje życie w pewnym stopniu zaczęło się układać w jednej chwili znowu mogę stracić to co jest w nim najważniejsze. Almer jest dla mnie wszystkim. Zaufałam mu i wiem, że jest on bardzo wierny. Myśl, że dziś mogę go stracić niszczy mnie.
- Gotowa?- spytał Martin kładąc rękę na moim ramieniu.
- Nie - powiedziałam wycaierajac łzy.
- Nie płacz. Wygracie to.- wyszeptał przytulając mnie.
- Nie mamy szans. To za trudny parkur jak na Almera.
- Zaufaj mu. A teraz chodź musicie zapoznać się z parkurem.
  Bez słowa ubrałam kask i poszłam po Almera. Był bardzo nie spokojny jakby czuł, że coś jest nie tak. Powoli dopięłam popręg i wsiadłam. Ogier niespodziewanie zarzucił łbem po czym zadębował. Kiedy lekko się uspokoił podbiegła do nas trenerka.
- Wszystko w porządku?- spytała kobieta.
- Jest strasznie nerwowy. Nie wiem co się dzieje- oznajmiłam cały czas głaszcząc Almera.
- Coś jest nie tak.
- Wiem i tego się boje.
- Załóż bezwędzidłówkę.- powiedzial Martin podchodząc do nas.
- Po co? - spytałam marszcząc brwi.
- Nie pytaj tylko mi zaufaj.- wyszeptał zdejmując ogłowie.
- Dobra teraz jedz obejrzeć parkur.-rozkazała Klaudia.- Tylko uważaj.
  Pokiwalam głową po czym ruszyłam w stronę ujezdzalni. Znajdowało się na niej jedenaście dosyć wysokich przeszkód. Bardzo się denerwowałam, a serce biło jak oszalałe. Po obejrzeniu toru ruszyłam na rozprezalnie, na której czekała na mnie Klaudia.
- Uspokoił się? - spytała
- No trochę.
- To dobrze. Okej to teraz musicie się rozgrzać bo jedziecie czwarci.
- Okej.
  Po kilku kółkach kłusem najechalismy na osiemdziesiecio centymetrowa stacjonate. Almer Przeskoczył ja bez żadnego zawahania co bardzo mnie ucieszyło, gdyż na rozprężalni były dwa inne ogiery przez co się denerwował jeszcze bardziej. Po kilku udanych skokach Klaudia ustawiła 130 cm. Przejechałam koło galopem po czym spokojnie najechałam na przeszkodę. Niestety odmówił skoku. Zrezygnowana pokiwalam głowa.
- Spokojnie spróbuj jeszcze raz. - zachecila trenerka.
- To się nie uda.
- Nie denerwuj mnie i jedz- powiedziała poważnym tonem.
  Ponownie zagalopowałam i spokojnie najechałam na stacjonate, lecz tym razem tez odmówił. Po kolejnych nie udanych próbach zostaliśmy proszeni na start.
- Możesz się jeszcze wycofać- wyszeptała Klaudia. Spojrzałam na nią i pokręciłam przecząco głowa.
- Nie mam wyjścia. Co będzie to będzie.
  Niepewnie ruszyłam w stronę parkuru. Zatrzymałam się przed budką sędziowska i zrobiłam ukłon. Kiedy usłyszałam dzwonek zacisnelam ręce na wodzy i ruszyłam kłusem. Zrobiłam zagalopowanie z wolty i ruszyliśmy na pierwszą przeszkodę. Ogier pędził jak szalony, lecz nie przytrzymywałam go. Przeskoczył bez zrzutki co bardzo mnie ucieszyło. Ruszyliśmy wiec na okser, później stacjonate i tak kolejne przeszkody. Z każdym lądowaniem Almer przyspieszał i nie chciał zwolnić. Kiedy przed nami została ostatnia przeszkoda lekko się zmartwiłam, gdyż był to rów z woda. Byłam pewna, że odmówi, lecz ku mojemu zdziwieniu przeskoczył. Nie wierzyłam w to przejechaliśmy cały parkur na czysto.
- Brawo!!!- krzyknął wujek.
- To niesamowite cały przejazd na czysto i jeszcze w takim czasie- pisnela szczęśliwa Klaudia.
***
Rozsiodływałam Almera kiedy poczułam czyjeś dłonie na swoich biodrach. Od razu rozpoznałam tem dotyk.
- Wygrałas kochanie.
- Nio wygrałam.
- Nie cieszysz się?
- Cieszę tylko czeka mnie jeszcze rozmowa z tym facetem- powiedziałam opierając głowę o ramie Martina.
- Będzie dobrze kochanie. Wygrałas wiec nie zabierze ci Almera.
- Mam nadzieje.
Kiedy wprowadziłam ogiera do boksu ja i Martin poszlismy poszukać wujka. Szukanie nie trwało długo, gdyż znaleźliśmy go nieopodal stajni. Rozmawiał z tym samym mężczyzna, który chciał mi odebrać Almera. Wciągając głośno powietrze złapałam chłopaka za rękę i podeszłam do nich.
- Dzien dobry- syknelam
- Dzień dobry- odpowiedział mężczyzna.- Gratuluje- powiedział nie miło.
- Dziękuje.
- No cóż Wygrałas więc wyglada na to, że Almer zostaje u ciebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top