39.„Ciosy od życia..."
„Ciosy od życia i bolesne doświadczenia pomagają nam dorosnąć,"
- Martin.- wyszeptalam wpatrując się w oczy bruneta. Wyrażały one ból, rozpacz, ale także radość.
- Paula.- po tych słowach podszedł do mnie i zakleszczył w swoich objęciach.- Nie potrafię bez ciebie żyć. Jesteś całym moim światem.- oznajmił cicho.
- Kocham cię.
Sama nie wiem ile tak staliśmy wtuleni w siebie, ale chciałam aby ta chwila trwała wiecznie. Bałam się. Bałam się, że jeśli go wypuszczę on znowu odejdzie.
- Nie chce wam przeszkadzać- rzekł Jasiek, który przez cały czas się nam przyglądał.- ale Almer się denerwuje- po jego słowach oboje spojrzeliśmy na ogiera tym samym odrywając się od siebie.
- To ja zaczekam przed domem.- powiedział Martin i odszedł.
Wprowadziłam Almera do boksu po czym ruszyłam w stronę mojego chłopaka.
- Paula możemy pogadać?- usłyszałam głos Jaśka.
- No, tylko szybko.
- Czyli nie mam już u ciebie szans?- spytał zawiedziony.
- Przykro mi. Jetes naprawdę fajnym chłopakiem, ale kocham Martina.
- Rozumiem. Ale możemy zostać przyjaciółmi?
- Jasne, że tak.- powiedziałam posyłając mu ciepły uśmiech.
- To biegnij do swojego chłopaka przyjaciółko.- zachchichotal.
Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam do bruneta. Było mi szkoda Jaśka, gdyż był naprawdę fajnym chłopakiem i może jeśli nie Martin to związek z nim mógłby się udać.
***
- Gotowa na jutrzejsze zawody?- spytał Martin, kiedy siedzieliśmy w pobliskim parku.
- Boje się, że to spiepszę.
- Nie mów tak jesteś najlepsza.
- Dziękuje, że we mnie wierzysz- wyszeptalam wtulajac się w jego tors.
- Kocham cię.
- Ja ciebie tez. Obiecasz mi coś?- spytałam niepewnie.
- Co?
- Nie zostawiaj mnie już nigdy.
- Nie zostawię.- powiedział całując mnie w czoło.
Siedzieliśmy w ciszy, która przerwał nagle dźwięk mojego telefonu. Wyjęłam iphona z tylnej kieszeni, a na wyswietlaczu pojawił się numer Leny.
- Halo? Paula?
- Co się stało?
- Przyjdź jak najszybciej do ośrodka.
- Ale co się stało?
- Po prostu przyjdź a się dowiesz.
- Okej będę za pięć minut.
Kiedy się rozłączyłam Martin spojrzał na mnie pytająco.
- To Lena. Kazała mi przyjść jak najszybciej do stajni.
Po kilkunastu minutach byliśmy już w ośrodku. Obok boksu Almera zastaliśmy Klaudię, Lenę, Jerzego i jakiegoś mężczyznę. Wszyscy wyglądali na niezadowolonych.
- Co się stało?- spytałam zdenerwowana.
- Ten pan to właściciel Almera- westchnął Jerzy wskazując na siwawego mężczyznę.
- Nierozumiem?- mruknelam zdziwiona.
- Ten koń należy do mnie. Skradziono mi go przed zimą.- oznajmił.
- Ale przecież kupiliśmy Almera na targu. Mamy podpisaną umowę.
- Wy kupiliście, ale przed tym mi go ukradli.
- A skąd ta pewność, że to akurat Almer?
- Ma bliznę na lewej tylnej nodze? Taką jak tutaj?- spytał wskazując na zdjęcie, które trzymał w ręce.
- No tak ma.- przyznałam zrezygnowana.
- Czego pan oczekuje?- spytał Jerzy
- Chce tego konia spowrotem.
Wtedy mój cały świat legł w gruzach. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy.
- Nie może pan.- zalkalam
- Ile chcecie? Czterdzieści? Pięćdziesiąt tysięcy.
- On jest bezcenny.- krzyknął zdenerwowany wujek.
Siwawy Mężczyzna spojrzał na mnie ze złością po czym fałszywie sie uśmiechnął i westchnął.
- Dobrze. Koń będzie nadal wasz jeśli jutro wystartuje w konkursie skoków CC1 i oczywiście zdobędzie pierwsze miejsce. To co umowa stoi?- spytał wyciągając dłoń w stronę Jerzego. Wujek spojrzał na mnie niepewnie, a ja polowałam głowa na tak.
- Stoi- powiedział zrezygnowany uściślając jego dłoń.
Całe moje szczęście legło w gruzach. Teraz już nie martwiłam się czy przejadę na czysto L1, lecz czy wygram CC1. Zwycięstwo tego konkursu jest tak naprawdę niemożliwe, gdyż Almer nigdy nie skakał takich pojedynczych przeszkód, a ci dopiero całego parkuru.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top