37.„Każdy dzień..."
„Każdy dzień niesie za sobą nowe dary."
Nazajutrz obudziłam się o dziewiątej. Lena jeszcze spała, wiec postanowiłam iść do stajni sama. Na miejscu zastałam Klaudię rozmawiająca ze starsza kobietą.
- Dzien dobry- powiedziałam podchodząc do nich.
- Hej- odparła Klaudia.- a gdzie Lena?
- Jeszcze śpi. A jakie plany na dziś?
- No cóż Eminem i Almer mają dziś wolne natomiast pozwól, że przedstawię ci panią Krystynę.- powiedziała wskazując na kobietę z która wcześniej rozmawiała.
- Miło mi cię poznać. Jestem właścicielka tego ośrodka. Ty zapewne jesteś Paulina?
- Tak.
- Słyszałam, że bardzo dobrze jeździsz dlatego chciałabym sprawdzić twoje umiejętności na jednym z moich najlepszych koni Desperadosie. Jest to pięcioletni ogier z niesamowitymi możliwościami jednak wsiadać na niego mogą tylko nieliczni ze względu na jego charakter.
- Z wielką chęcią, a co on robi jeśli można wiedzieć?
- Jeśli ci nie zaufa zrobi wszystko aby cię zrzucić.
- A skąd pewność, że mi zaufa?
- Słyszałam od Klaudi jaki był Almer i jak ci zaufał.
- Bo dobrze mogę spróbować.
- Bardzo się cieszę. Chodz za mną zaprowadzę cię do jego boksu.
Bez wachania ruszyłam za panią Krystyną. Po krótkiej chwili zatrzymaliśmy się przed jednym z boksów.
- To tutaj- oznajmiła.
Spojrzałam na konia, który stał przede mną. Był to kary arab o nieskazitelnej urodzie. Widać było po nim, że jest bardzo nerwowy. Otworzyłam drzwi boksu i weszłam do środka. Wyciągnęłam dłoń przed siebie aby moc go pogłaskać. Koń spojrzał na mnie niepewnie po czym podszedł. Pogłaskała go po szyji i wyprowadziłam przed stajnię. Przy czyszczeniu ogier był niespokojny. Tupał przednia noga i poniekiedy próbował gryźć.
Kiedy go osiodlalam założyłam kask i poszłam na ujezdzalnie. Dopięłam popręg po czym wspielam się na jego grzbiet. Zaczęłam stępować. Desperados był nerwowy i rozproszony. Cały czas podkłusowywał w miejscu, lecz kiedy zaczęłam robić delikatne półparady od razu się uspokoił. Przez cały czas uważnie obserwowała mnie pani Krystyna. Po kilkunastu minutach stępowania rozkazała abym jechała kłusem. Dodałam łydkę, a koń od razu wyrwał do przodu. Był bardzo wygodny i ładnie podstawiał zad, jednak co jakiś czas brykał. Kiedy pokłusowaliśmy i porobiliśmy drążki pani Krystyna ustawiła dwa niewielkie krzyżaki.
- Teraz najedź bardzo spokojnie z klusa na te koperty. Uważaj żeby ci nie wyłamał.
Wykonałam polecenie. Kiedy najeżdżałam na pierwszą przeszkodę Desperados się zawachał ale kiedy dodałam łydkę na wskazówce zrobił naskok po czym się wybił. Przy kolejnym krzyżaku zrobił to samo. Później skoczyliśmy jeszcze kilka razy z galopu, a następnie pani Krystyna ustawiła jeszcze dwie stacjonaty i okser. Przejechaliśmy dwa razy cały parkur na czysto po czym przeszliśmy do stepa na luźnej wodzy. Jego właścicielka miała racje, źe ten koń ma niesamowite umiejętności.
- Szczerze powiedziawszy jestem w szoku.- oznajmiła pani Krystyna kiedy zsiadałam z ogiera.
- Dlaczego?
- Po raz pierwszy widziałam żeby Desperados tak spokojnie pod kimś chodził. Masz talent dziewczyno. Nie zmarnuj go.
- Dziękuje. Desperados to naprawdę świetny koń.
Porozmawiałam jeszcze chwile z kobietą po czym poszłam rozsiodlac ogiera.
- Niezle jeździsz- usłyszałam kiedy zamykałam wierzchowca w boksie. Odwróciłam się aby dowiedzieć się od kogo dobiegają słowa. Był to Jasiek.
- Dzięki.
- Jak ty to robisz, że wszystkie konie cię tak słuchają?
- Lata praktyki- zachichotalam.
- Wiesz pomyślałem, że może chciałabyś się przejść gdzieś wieczorem pozwiedzać miasto.
- Hmmm w sumie na wieczór nie mam żadnych planów wiec możemy iść.
- Super to siedemnasta?
- Może być.
- To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
***
Po powrocie do opowiedziałam Lenie o propozycji chłopaka. Pogadaliśmy o nim chwile po czym dziewczyna poszła na trening. Ja natomiast usiadłam na balkonie i zaczęłam płakać. To wszystko jest dla mnie bardzo trudne. Jasiek wydaje się bardzo miły i jest nieziemsko przystojny jednak ja nadal tęsknie za Martinem. Brakuje mi tych chwil spędzonych razem.
***
Była szesnasta trzydzieści, dlatego zaczęłam się szykować. Ubrałam czarne, krótkie spodenki i białą koszulkę na ramionczkach. Kiedy byłam już gotowa usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać instagrama. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Niechętnie wstałam i poszłam otworzyć. W progu stał Jasiek.
- Gotowa?
- Tak tylko założę buty i możemy iść.
Wsunelam na stopy moje ulubione adidasy po czym wyszliśmy.
***
Spacerowaliśmy po mieście koło dwóch godzin. Kiedy stwierdziłam, że jestem zmęczona usiedliśmy w parku.
- Masz chłopaka?- spytał wpatrując się w rzekę.
- Tak, to znaczy chyba nie
- Jak to chyba nie?
- Pokłóciliśmy sie.- oznajmiłam
- Co zrobiłaś?- zaśmiał się
- W tym problem, że właśnie nic.
- Jak można się pokłócić z tak zajebistą dziewczyną jak ty?- spytał z niedowierzaniem.
- No widzisz.
- Czyli jesteś wolna?
- No na to wyglada.
- Mam jakieś szanse u ciebie?- po tych słowach spojrzałam na niego.
Miałam ogromny mętlik w głowie nie wiedziałam co odpowiedzieć. Jasiek jest bardzo fajny, ale w moim sercu nadal mieszka Martin. A może o to chodzi. Może muszę wreszcie o nim zapomnieć?
- Bardzo cię polubiłam, ale muszę to wszystko przemyśleć. Za krótko cię znam żeby to stwierdzić.
- Ale szansa jakaś jest?- spytał z nadzieją.
- Jest- mruknelam cicho.
Posiedzieliśmy jeszcze chwile w milczeniu po czym wróciliśmy do domu. Odprowadził mnie po sam budynek.
- Miło było- powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Mam nadzieje, że to powtórzymy.
- Napewno będzie jeszcze niejedna okazja.
- Oby.
Już miałam odejść, kiedy chłopak chwycił mnie za rękę, a ja odwróciłam się w jego stronę. Szatyn spojrzał na mnie po czym mnie przytulił. Staliśmy tak dobre kilka minut.
- To do jutra- powiedział kiedy odsunęliśmy się od siebie.
- Do jutra.
----------------------------------------------
Witam
Przepraszam za tak długą nieobecność ale to z powodu braku czasu. Teraz postaram się dodawać rozdziały częściej.
Mam nadzieje, że rozdział się podobał.
Pozdrawiam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top