31.„Życie zadaje ciężkie ciosy..."

„Życie zadaje ciężkie ciosy, które trzeba wytrzymać i bić się dalej."

Po zakończonym treningu pani Klaudia zaproponowała, aby Korona została u nich w stajni. Zgodziłam się, ponieważ klacz była wyczerpana. Rozsiodłałam ją i zaprowadziłam do wyznaczonego przez Klaudię boksu. Kiedy miałam już iść do Martina, który czekał przed ośrodkiem zatrzymał mnie pewien głos.
- Nieźle jeździsz- na słowa chłopaka odwróciłam się w jego stronę.
- Dzięki.
- Może przejechalibysmy się w teren?
- Sorry Kuba innym razem.
- Ja poczekam.- powiedział i puścił mi oczko.
- Ta to czekaj- mruknelam sama do siebie i wyszłam ze stajni.
Chłopak jednak nie dawał za wygrana i po chwili znalazł się obok mnie. Cały czas coś do mnie mówił, ale ja starałam się go ignorować. Nie powiem chłopak był przystojny, a nawet bardzo, lecz nie nawidze tej „ wyższej sfery", która myśli, że wszystko jej wolno.
- A to kto twój brat?- spytał Kuba kiedy zobaczył Martina. Podeszłam do chłopaka, a ten pocałował mnie co bardzo mnie zdziwiło.
- Jestem jej chłopakiem- oznajmił uśmiechając się sztucznie.
- Aaa yyyy miło mi cię poznać. Kuba jestem, a teraz muszę lecieć. To cześć.- po tych słowach odwrócił się na pięcie i dosłownie mówiąc uciekł.
- Kto to był?- spytał brunet gdy wracaliśmy do domu.
- Nie wiem przyczepił się do mnie od kiedy przekroczyłam progi tej stajni.
- Jest wyjątkowo wkurwiajacy.- powiedział na co się zasmialam.
Kiedy byliśmy już w domu zjedliśmy pizzę, która zamówił Martin. Po spożytym posiłku siedzieliśmy w kuchni, do której po chwili wszedł zdenerwowany wujek.
- Wy widzieliście gdzieś może Koronę, bo nie ma jej w boksie.- spytał wystraszony. Ja i Martin spojrzeliśmy na siebie i zasmialiy się.
- Zostawiłam ją u Leny, bo była zmęczona po treningu.
- Już się bałem, że została porwana czy coś- powiedział siadajac obok nas.- a jak tam w ogóle trening?
- Super. Korona ani razu nie odmówiła skoku.
- Tak Koronka zawsze miala talent. A wiesz, że kiedy ją kupiliśmy była taka sama jak Almer? Na początku nie dawała na siebie wsiąść kopała i gryzła. Chciałem ja już sprzedać, ale ciocia uparła się, że ją ułoży i udało się jej.
- Coś niesamowitego.
- Pracowała z nią miesiącami i w końcu się udało.
- Świetny z niej koń naprawdę.
- A skoro już mówimy o cioci wraca za tydzień.
-Naprawdę? To super.
- Tez się cieszę. No a teraz idźcie spać. Jest już późno a rano macie szkole.
***
Nazajutrz obudził mnie ten pieprzony budzik. Zsunelam się z łóżka i wyjęłam z szafy pierwsze lepsze ciuchy po czym udałam się do łazienki. Kiedy byłam już gotowa poszłam do kuchni, gdzie siedział Martin i Karolina. Na stole były przygotowane dla mnie płatki z mlekiem.
- Hej- powiedziałam siadajac do stołu.
- Cześć- odpowiedzieli jednocześnie.
- A ty nie w szkole?- zwróciłam się do siostry.
- Mam na dziewiątą.
-Takiej to dobrze- zaśmiał się Martin- a ty byś mi może podziękowała za śniadanie?- spytał udając smutnego.
- Dziękuje. Może być?- zachichotalam
- No powiedzmy. Jedz to śniadanie szybciej bo spóźnimy się na lekcje.- po jego słowach spojrzałam na zegarek, który wskazywał siódmą trzydzieści. Szybko Zerwalam się z krzesła i poszłam ubrać buty.
Na zewnątrz było dziś nadzwyczajnie ciepło, wiec szlam w samej bluzce. Kiedy doszliśmy do znienawidzonego budynku poszliśmy pod moja klasę. Martin postanowił, że zaczeka ze mną na dzwonek. Po chwili dołączyła do nas Wiktoria, z która także się zaprzyjaźniłam. Gdy zadzwonił dzwonek weszłyśmy do klasy i opowiedziałam dziewczynie o wszystkich najważniejszych wiadomościach, a w szczególności o Kubie. Gadałyśmy cała lekcje przez co kilkakrotnie zostałyśmy upomniane.
***
Po skończonych lekcjach wróciłam do domu przebralam się i poszłam do stajni, w której miałam mieć trening. Kiedy dotarłam na miejsce Lena już na mnie czekała. Wyprowadziliśmy konie. Zorientowałam się, że z Koroną jest coś nie tak. Klacz kulała na tylną nogę i miała ją okropnie spuchniętą. Lena pobiegła po weterynarza, a ja zostałam z koniem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top