3.„ Cieszmy się z małych rzeczy..."
„ Cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór zapisany w nich jest."
Kiedy skończyłam czyścić konie usiadłam na ławce znajdującej się przy stajni. Zobaczyłam nadjeżdżający samochód. Wysiadł z niego wujek i dwójka jakichś chłopaków. Obaj byli wysocy i szczupli. Jeden był blondynem i miał koło dwudziestki. Drugi był brunetem. Miał około szesnastu lat. Cała trójka zmierzała w moją stronę.
- Cześć!-przywitał mnie wujek.
- Cześć
- To jest Mateusz- wskazał głową na blondyna-,a to Martin, z którym pojedziesz na spacer po okolicy.- Obaj kiwli głowami na przywitanie.
- Jestem Paulina- odparłam z uśmiechem.
- Dobra to ja zostawiam cię z Martinem. Pojedziesz na Eukaliptusie. Jest spokojniejszy.
- Okej.
Wujek i Mateusz poszli, a my zaczęliśmy siodłać konie.
***
Najpierw jechaliśmy w milczeniu, ale po chwili Martin w końcu się odezwał.
- Podoba Ci się tu?
- Może być. A ty od dawna tu jesteś ?
- No już koło dwóch lat.
- To nieźle. Czym się ty zajmujesz?
- Głównie to czyszczę konie i cały sprzęt. Czasami jeżdżę i tak to wyglada.
- To fajnie.
- No fajnie tylko szkoda ze tu takie zadupie.
- Długo ciągną się te pola?
- No możesz jechać a droga się nie kończy.
***
Jechaliśmy tak dwie godziny. Martin pokazał mi całą okolicę. Potem daliśmy konie do stajni. Ja poszłam do domu, a Martin został w stajni .W sumie droga była cały czas taka sama.
Z Martinem bardzo fajnie mi się gadało. Był całkiem inny niż chłopcy, których do tej pory poznałam. Nie zachowywał się jak debil. Nie popisywał się. Bardzo go polubiłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top