24.„ Czasami musisz przejść przez piekło."
„Czasami musisz przejść przez piekło, aby odnaleźć niebo."
- Paula wstawaj.- obudził mnie głos Martina.
- Spadaj. Daj mi spać.
- Wujek jedzie z lotniska z Mateuszem ubieraj się.
- Która godzina?
- Jedenasta. Ja spadam do stajni. Wyczyszczę Almera- po tych słowach chłopak zniknął za drzwiami
Ja natomiast biegiem Zerwalam się z łóżka ubrałam pierwsze lepsze bryczesy i bluzę po czym umylam zęby i poszłam do stajni, biorąc przed tym kurtkę.
- No nareszcie ileż można na ciebie czekać- zaśmiał się brunet trzymając konia.
- Spadaj. Głowę to mi chyba zaraz rozsadzi.
- Nie dziwie ci się.- chłopak nie przestawał sie śmiać.
- A ty nie masz kaca?- spytałam zirytowana.
- Nie nie mam. A tak poza tym była tu sasiadka -wymamrotał zakładając Almerowi siodlo.
- Jaka sąsiadka?
- Pani Ludwina.
- Co chciała?
- Pytała gdzie wczoraj byliśmy jak nas nie było.
- O cholera co jej powiedziałeś?
- Że byliśmy z Karoliną i Mateuszem u twojej koleżanki oglądać stajnie jej rodziców.
- O tak późnej porze?
- Powiedziałem, że były korki.
- Uwierzyła?- chłopak pokiwał twierdząco głowa i poszliśmy na ujeżdżalnię.
Standardowo polonżowałam ogiera po czym na niego wsiadłam. Najpierw Martin trzymał go na lonży, bo był dosyć nerwowy. Później zaczęłam jechać po całej ujeżdżalni. Na początku Porobilam przejścia ze stepa do klusa i na odwrót, kilka wolt i zmian kierunku po przekątnej, a następnie slalom. Nie obyło się bez strzelania z zada i debowania. Po czterdziestu minutach dałam luźną wodze i rozstępowałam ogiera. Kiedy zakończyliśmy prace z koniem rozsiodlalismy i zaprowadzilismy go do stajni.
Wróciliśmy do domu. Martin postanowił zrobić śniadanie. Zrobił naprawdę pyszne naleśniki. Gdy zjedliśmy włożyliśmy talerze do zmywarki i usiedliśmy w kuchni.
- Wróciłem!- usłyszałam głos wujka, który właśnie wszedł do kuchni.
- Hej wujku- przywitałam się przytulając go.
- Cześć Paulinko. Jak tam się wam mieszkało samemu?- zapytał siadajac z nami do stołu. - Martin Paulinka była grzeczna?
- Ależ oczywiście. Uczyła się pilnie i nawet z domu nie wychodziła. No chyba, żeby popracować z Almerem.
- To bardzo się cieszę, bo słyszałem skargi na was od pani Ludwiny- oznajmił poważnie. My spojrzeliśmy na siebie zmieszani.
- Co niby mówiła?- spytałam
- No mówiła, że jestescie razem i wluczycie się po nocach.- Jerzy się roześmiał po swojej wypowiedzi, a my razem z nim.- Ale wy chyba nie jestescie razem. Prawda?
- Skądże.- odpowiedziałam
- Bo wiecie ja wszystko zrozumiem.
- Ale wujku naprawdę nie.
- A jak tam z Almerem?
- Super Paula juz na niego wsiada.-oznajmił Martin
- To się cieszę.
- Yyyy to ja już pójdę na górę, bo idę się pouczyć.- stwierdziłam wstając z krzesła.
- No ja tez.- dodał brunet i oboje wyszliśmy z pomieszczenia.
- Paula do twarzy ci w tej bluzie Martina- usłyszałam roześmianego wujka. Nie zauważyłam, że to nie moja bluza. Naprawdę takie coś może przydarzyć się tylko mnie.
- Zabije cię. Czemu mi nie powiedziałeś?- spytałam Martina siadajac na swoim łóżku.
- Bo jak słyszałaś do twarzy ci w niej- oznajmił roześmiany.
- Zabije cię obiecuje- prychnęłam
- Czekam- powiedział nie przystając się śmiać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top