22.„ Wolę zginąć w siodle goniąc marzenia..."
„ Wolę zginąć w siodle goniąc marzenia, niż nigdy nie sięgnąć gwiazd."
Obudziłam się o dziewiątej. Wystraszyłam się, że zaspałam do szkoły, ale zorientowałam, że jest sobota. Wstałam i wykonałam poranną rutynę. Po śniadaniu poszłam do stajni, gdzie czekal na mnie Martin.
- Dzień dobry księżniczko.- usłyszałam podchodząc do chłopaka.
- Hej. Co dziś robimy?
- Najpierw proponuje wziąć Almera i Posejdona.
- To dobry plan.
Od mojego upadku z Almera minęło pięć dni. Od tego czasu codziennie pracowaliśmy z ogierem. Każdego dnia wsiadałam na niego. Koń szybko się uczył i im więcej czasu się mu poświęcało tym był bardziej ufny. Przez pierwsze dwa dni jeździłam na lonży, a resztę samodzielnie. Wczoraj pierwszy raz Martin wziął Posejdona na jazdę, aby Almer przyzwyczaił się do innych koni.
- To co idziemy po konie?- z moich Namysłów wyrwał mnie Martin.
- Jasne. Chodźmy.
Poszłam do stajni. Wyprowadziłam ogiera przed stajnie po czym wyczysciłam i osiodlalam. Kiedy był już gotowy poszłam ubrać kask i kamizelkę. Następnie ja i mój chłopak poszliśmy na ujeżdżalnię. Dopięłam popręg i wspięłam się na grzbiet ogiera. Przez dziesięć minut stepowalismy po czym zaczęliśmy klusowac. Robiłam dużo wolt i przejść, aby skupić uwagę konia. Martin oczywiście cały czas mnie obserwował.
- Próbujesz zagalopowac dziś?- spytał brunet, kiedy stępowaliśmy.
- No mogę, ale za Posejdonem.
Nie próbowałam jeszcze galopować na Almerze bo nie było odpowiedniego podłoża, ale przez noc nasypało więcej śniegu i jeździło się fantastycznie. Czy się bałam zagalopować? Owszem strach mi towarzyszył, lecz starałam się o nim nie myśleć. Wiedziałam, że w każdej chwili mogę stracić życie dosiadając młodego i nieprzewidywalnego ogiera. Tymbarskiej, że Almer nie należał do koni spokojnych, uwielbiał brykać. Wynikało to raczej z radości.
- To co jedziemy?- zapytał Martin.
- Tak.
- W najbliższym narożniku galop.- usłyszałam po dwóch kółkach kłusa.
Usiadłam w kłus ćwiczebny i kiedy Posejdon zagalopował dałam sygnał Almerowi, który bez problemu zagalopował. Oczywiście nie obyło się od brykniecia. Ogierowi myliły się na początku nogi, ale po zmianie kierunku szło mu łatwiej. Po galopie występowaliśmy i rozsodłaliśmy konie. Mateusza nie było, a pan Edward standardowo mial wolny wekeend, dlatego musieliśmy nakarmić konie i pozamiatać stajnie. Była czternasta kiedy przyszłam do swojego pokoju. Od razu przegrałam sie w czyste ciuchy i położyłam na łóżku. Sama nie wiem kiedy zasnęłam.
- Paula nie przeszkadzam?- obudził mnie oczywiście mój kochany Martin.
- Ja cię kiedyś zabije.- wymamrotałam.
- Co znowu zrobiłem?
- Obudziłeś mnie.
- Sorry. Chciałem spytać co jemy na obiad.
- Zamów pizzę nie mam weny do gotowania. A Karolina jest?
- Nie jest u Mateusza.
- Okej.
- A i jeszcze jedno.
- Co znowu?
- Łukasz robi imprezę i chciał żebyśmy wpadli.
- Idź sam nie chce mi się.
- O nie nie nie. Bez mojej księżniczki nigdzie się nie ruszam-powiedział ze swoim chytrym uśmieszkiem.
- No dobra, ale nie będziemy tam długo, bo jutro przyjeżdża wujek i jak dowie się, że byłam z tobą na imprezie to mnie zabije, a ciebie przy okazji.
- Dobra nie bój się nie będziemy szaleć. Bądź gotowa na dziewiętnastą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top