20.„ Szczęście wiąże się z ryzykiem..."

„Szczęście wiąże się z ryzykiem. Ale bez odrobiny strachu niczego nie można osiągnąć."

- Czy to naprawdę konieczne?- mruknelam idąc z Martinem na stołówkę.
- Oczywiście kochanie. Moi przyjaciele musza poznać moją księżniczkę- uśmiechnął się mówiąc te słowa.
- No dobra.- uległam wchodząc na stołówkę.
Przy ostatnim stoliku siedział Kamil i dwóch innych chłopaków, oraz szczupła szatynka. Wszyscy uśmiechali się promiennie widząc nas.
- Hej- powiedzieli synchronicznie.
- Siema- przywitał się Martin obok Kamila sadzając mnie potem na swoich kolanach.- a więc kochani to jest Paula. Moja dziewczyna- powiedział uroczyście wskazując na mnie.
- Hej jestem Oliwia- przywitała szatynka, a to mój chłopak Kuba. Powiedziała patrząc na blondyna siedzącego obok niej.
- A ja jestem Łukasz. Miło cię poznać- powiedział uśmiechając się do mnie. Był to wysoki szatyn o oliwkowych oczach.
- Miło mi was poznać.- dodałam kiedy wszyscy się przedstawili.
- To skoro już się znamy może wyjdziemy gdzieś po szkole?- zapytał Łukasz. Martin spojrzał na mnie a ja polowałam przecząco głowa.
- Dziś nie damy rady.
- A dlaczegoż to?- spytał zdziwiony.
- Paula ma konia i właśnie go zajeżdżany.
- Jeździsz?- spytała oliwia.
- Tak.
- Długo?
- Od dziecka.
- To będziemy mieć wspólne tematy- zaśmiała się.
- O Boże kolejna koniara- zaśmiał się Łukasz.
***
Po szkole ja i Martin poszliśmy do stajni. Dziś po raz pierwszy miałam wsiąść na Almera. Po tym jak wyczyscilismy ogiera osiodlalismy, a następnie wzięłam go na lonze. Był o wiele spokojniejszy niż kilka tygodni temu. Spędzałam z nim coraz więcej czasu. Nawzajem zaczęliśmy sobie ufać. Chodziłam z nim na spacery w ręku po okolicy, odczuwałam na różne rzeczy i uczyłam sztuczek takich jak ukłon i Stęp hiszpański. Martin oczywiście zawsze bardzo uważnie nas obserwował.
- To co wsiadasz?- spytał brunet po piętnastu minutach lonży.
- Tak.- oznajmiłam. Byłam lekko zdenerwowana. Co prawda już kilka razy przewieszalam się przez jego grzbiet, ale nie wiedziałam jak zareaguje.
- Przyniosę ci kask, a ty go pooprowadzaj.
Po kilku minutach chłopak wrócił z kaskiem i kamizelka. Podeszłam do niego, a ten podał mi sprzęt do ręki.
- Kamizelka?- spytałam zdziwiona.
- Tak. Nie mam zamiaru cię zbierac w kawałkach.
- No dobra już dobra.- ubrałam to zło ograniczające ruchy.
- Dobra a teraz spokojnie włóż nogę do strzemienia, jak powiem już to wsiadasz okej?
- Okej-po tych słowach podeszłam do boku Almera i ostrożnie włożyłam nogę do strzemienia.
- Już.
Na te słowa szybko, ale ostrożnie wsiadłam w siodlo. Martin cały czas trzymał ogiera za ogłowie i lonżę. Kiedy jednak koń poczuł mnie na grzbiecie bryknal i zadebowal.
- Trzymaj się. Teraz skróć wodze, ale tak żeby cały czas miał luz na pysku, a ja wyślę was na koło. Cały czas będę miał go na ląży- powiedział spokojnie po czym skróciłam wodze i wyjechaliśmy na koło. Almer nie wiedział o co chodzi przez co bardzo się denerwował i wyrywał do klusa.
- Daj mu klusowac jak chce ale trzymaj się.- posłuchałam chłopaka i pozwoliłam koniowi przyspieszyć.- anglezuj.
Almer przy kłusie zaczął się rozluźniać i szedł już spokojniej. Próbowaliśmy przejścia z klusa do stepa i z stepa do klusa, później kilka zatrzymań. Nasz spokój przerwał skuter, który przejechał obok ujeżdżalni. Koń słysząc dźwięk silnika wyrwał galopem i zaczął strzelać z zada. Martin próbował go zatrzymać, ale koń jeszcze bardziej wkurzył i wyrwał się z lonży. Po krótkim czasie wybił się z czterech nóg, a ja straciłam równowagę i spadłam na ziemię i uderzyłam głowa o ziemie.

----------------------------------------------
Rozdział ciekawszy;) zapraszam do czytania mojej nowej ksiazki ,, Nie o to chodziło."
Pozdrawiam :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top