14. „Przy Tobie powietrze..."
„ Przy tobie powietrze pachnie truskawkami, wiatr czekoladą, a każda chmura przypomina serduszko."
Nazajutrz wstałam o szostej. Zuza jeszcze spała, więc jej nie budziłam. Zeszłam do kuchni zjeść śniadanie. Kiedy wsypywalam płatki do kuchni wszedł Martin. Podszedł i przytulił mnie.
- Dzień dobry kochanie- powiedział uśmiechnięty po czym dał mi buziaka w policzek.
- Hej- Odwzajemnilam.
- Gdzie masz Zuzę?
- Śpi. Co dziś robimy?
- Hmm. Lonzujemy Almera.- Odpowiedział siadając na krzesło po czym posadzil mnie na swoich kolanach.
- Okej, ale potem obiecałam jazdę Zuzie.
- No spoko. Może wziąć Grafika, a tak po za tym jutro sylwester masz jakieś plany?
- Jeszcze nie.
- To już masz. Zabieram Cię.
- Uuu, a gdzie?
- Niespodzianka. Zuza tez może iść.
Po śniadaniu obudziłam przyjaciółkę i razem z Martinem poszliśmy do stajni. Pokazałam dziewczynie konie, które bardzo jej się podobały.
Najpierw postanowiliśmy popracować z Almerem. Ogier miał całkiem dobry humor, dlatego nie sprawiał problemu przy czyszczeniu. Kiedy był już czysty pooprowadzalam go. Ja i Martin bardzo się zdziwiliśmy, bo koń wykonywał wszystkie polecenia.
Po trzydziestu minutach Martin przejął konia i poszedł na lonżownik. My z Zuzą obserwowałyśmy ich zza ogrodzenia. Almer na początku dębowal, ale po chwili odpuścił. Chłopak ćwiczył z nim zmianę chodów, przy czym koń bardzo się starał.
- Przynieś sprzęt Korony- usłyszałam z ust bruneta.
- Po co ci?
- Przynieś.- Tak też zrobiłam. Chciałam podać chłopakowi siodlo, ale ten go nie przyjął.- Zakładaj.- oznajmił.
Wzięłam czaprak i dałam powąchać Almerowi. Był bardzo zaciekawiony. Powoli założyłam go na grzbiet. Tą samą czynność wykonałam z siodłem, lecz kiedy chciałam je zarzucić na grzbiet, koń zaczął brykać i dębować. Mało brakowało, a Martin oberwał by przednimi kopytami. Chłopak kazał mi powtórzyć czynność. Prób było dziesięć, a za jedenastą siodlo było już na grzbiecie wierzchowca. Bardzo spokojnie zapięłam popręg, po czym Martin zaczął spacerować z koniem, a mi kazał wyjść za ogrodzenie. Na początku koń szedł spokojnie, ale kiedy brunet wysłał go na koło zaczął galopować i brykać jak szalony. Bałam się o obojgu, ale po jakimś czas koń się uspokoił. Później ja przejęłam lonżę i chwile pracowałam z ogierem, a potem rozsiodlalismy go i odprowadziliśmy do stajni.
Praca z koniem zajęła nam dosyć długo, bo kiedy skończyliśmy była dwunasta. Poszliśmy do domu, żeby coś zjeść. Postanowiliśmy zamówić pizzę. Dołączyła do nas Karolina.
- Czyli ty i Martin jesteście razem?- Zwróciła się do chłopaka zajadając się kawałkiem pizzy.
- Karolina- wysyczalam
- Pytam Martina nie Ciebie- Zachichotała.- Wiec jak to jest?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top