D W A
Następnego ranka obudziły mnie promienie słońca, które padały centralnie na moją twarz. Przetarłam powieki dłońmi i otworzyłam oczy. Obok mojego łóżka stała Marie. Ubrana była w czarną suknię z fartuchem zawiązanym na wysokości pasa w tym samym kolorze. Brązowe włosy sięgały jej do ramion. Na dłoniach miała białe rękawiczki, które zmuszona była - z mojego rozkazu - nosić. Miały one zakrywać znak symbolizujący zawarcie naszego paktu. Pakt ten polega na tym, że ona będzie aż do mojej śmierci wykonywała wszystkie moje rozkazy, a gdy umrę ona skonsumuje moją duszę. W skrócie zaprzedałam duszę diabłu...chociaż bie do końca, bo ona była demonem, jednak mniejsza o to. Stwierdziłam, że idealnie będzie się ona nadawała do roli mojej kamerdynerki. W tej sytuacji jest o wiele mniejsze ryzyko, że ktoś odkryje jej prawdziwą naturę.
Odsunęłam kołdrę, która mnie przykrywała na bok i podniosłam się do pozycji siedzącej. Wzięłam z szafki nocnej, stojącej obok mojego łóżka naszyjnik i założyłam go. Ta ozdoba to pamiątka przekazywana w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Musiałam pilnować tego, jak oka w głowie. Nie mogła dopuścić do tego, aby pojawiła się na tym choćby najmniesza rysa.
Wstałam z łóżka i zaczęłam się przebierać w uprzednio wybrane przez Marie ubrania. Była to czarna suknia sięgająca za kolana z ozdobnym wiązaniem w górnej części oraz rękawami do łokcia. Do tego pończochy i baleriny ze sznurkami w tym samym kolorze. Swoje włosy przeczesałam szczotką i zostawiłam rozpuszczone. Na dłonie założyłam rękawiczki, w kolorze takim, jaki miała cała moja kreacja. Nie były one zbyt długie. Posiadały pasek, który zakładało się na środkowy palec.
Kiedy byłam ubrana poszłam za Marie do jadalni, żeby zjeść śniadanie.
- Panienko, dzisiaj na śniadanie będą naleśniki z bitą śmietaną i truskawkami, a do tego czarna herbata z cukrem. - powiedziała moja kamerdynerka i podniosła srebrną przykrywkę z tacy o tej samej barwie. Zaczęłam w ciszy spożywać posiłek. Kiedy skończyłam przetarłam usta chustką.
- Marie, jakie mam na dzisiaj zajęcia? - spytałam.
- Zajęcia z języka angielskiego i grę na skrzypcach. Po tym planowałam, abyśmy udały się do niejakiego Undertakera, żeby przedyskutować ważne informacje związane z pogrzebem.
- Rozumiem. Tak też zrobimy, gdy skończę zajęcia. A jeszcze zapytam. Ile mam jeszcze wolnego czasu do zajęć z języka angielskiego?
- Za około piętnaście minut powinna przybyć Panna D'Arc, aby poprowadzić zajęcia. Także radziłabym Panience udać się już do pokoju, w którym odbędą się zajęcia.
- Dobrze, ty pokieruj Pannę D'Arc do odpowiedniego pomieszczenia oraz nie zapomnij zaproponować jakiegoś napoju, bądź poczęstunku.
- Oczywiście Panienko. - po tych słowach odwróciłam się i poszłam w stronę odpowiedniego pomieszczenia. Było to moje biuro, gdyż tam czułam się najbardziej komfortowo. Poza tym te pomieszczenie było dosyć przestronne.
Usiadłam i chwilę później Marie przyprowadziła moną nauczycielkę do pomieszczenia. Zaczęła się nużąca lekcja języka angielskiego.
W ciągu tej lekcji opanowałam czas Present Perfect oraz zerowy i pierwszy okres warunkowy, czyli rzeczy, których użycie w praktyce graniczy z cudem. Jednak wypadało się tego nauczyć, w końcu jako arystokratka powinnam opanować takie podstawowe rzeczy.
Marie odprowadziła Pannę D'Arc do drzwi wyjściowych i chwilę później przyszła z moją nauczycielką gry na skrzypcach. Przyniosła mi mój instrument i zostawiła samą z Panną Montgomery.
Po około godzinie skończyłam zajęcia. Kiedy nauczycielka opuściła moją posiadłość skierowałam się na obiad. Marie przygotowała spaghetti bolognese i kompot z truskawek.
Po skończonym posiłku zdecydowałyśmy, że czas udać się do niejakiego Undertakera. Z pomocą mojej kamerdynerki wsiadłam do powozu. Ona zaś zajęła miejsce z przodu, aby kierować końmi.
Oparłam głowę o ścianę powozu i zaczęłam wyglądać przez okno. Widziałam różne pola, wioski zanim wjechałam do miasta. Droga było dosyć wyboista. Jechałyśmy pomiędzy budynkami i zakręcałyśmy w różne, dziwne uliczki, żeby dojechać na miejsce. Nagle powóz się zatrzymał. Drzwi się otworzyły. Z pomocą Marie wysiadłam z powozu. Moim oczom ukazał się niewielki budynek, nad którym widniał szyld z napisem "Undertaker". Obok drzwi wejściowych stała trumna, która wskazywała na to, że te miejsce jest zakładem pogrzebowym.
Chwyciłam klamkę i weszłam do środka.
- Witaj Undertakrze, cóż za spotkanie. - powiedziałam do mężczyzny w długich, białych włosach, które zakrywały twarz ubranego w czerń.
- Hi hi hi. Witaj [Imię] - odpowiedział, a ja cierpliwie czekałam, aż opuści trumnę, w której leżał. Na dodatek była ona otwarta, więc było go idealnie widać. - Co Cię tutaj sprowadza? - spytał.
- Chodzi o moją rodzinę. Ojca, matkę i siostrę. Oni nie żyją i potrzebuję Twojej pomocy w przygotowaniu pogrzebu dla nich, który będzie niezapomnianym wydarzeniem. - rzekłam ocierając pojedynczą łzę, która zaczęła spływać po moim policzku.
- Oczywiście, że możesz liczyć na moją pomoc. Hi hi hi... Najpierw potrzebuję ich wymiarów, aby dobrać odpowiednią trumnę.
- Oczywiście. Marie, zrobiłaś to?
- Jasne, że tak Panienko. - podała Undertakerowi to, o co prosił.
- A z jakiego drewna ma zostać wykonana ta trumna? Jakiś konkretny rodzaj? - zapytał.
- Wybierz sam, bo ja niespecjalnie znam się na tym. Tylko niech będzie jakiś drogi i ozdobny. Wszystko musi być idealne.
- Ależ oczywiście. Hi hi hi...
- Na kiedy będą gotowe?
- Zapewne na jutro. Jednak najperw powinnaś Panienko dostarczyć mi ich ciała, żebym mógł przygotować je do ceremoni. Hi hi hi...
- Oczywiście. Marie jutro przyniesie. Coś jeszcze?
- To wszystko. Powinnaś znowu przyjść za dwa dni. Hi hi hi... Tymczasem żegnam Panienko.
- Tak, miło było. Do zobaczenia. - rzekłam i pomachałam mężczyźnie, na co shinigami również odpowiedział takim samym gestem.
Otworzyłam drzwi, żeby wyjść, jednak z drugiej strony za klamkę złapał jakiś wysoki mężczyzna w czarnym garniturze. Obok niego stał jakoś chłopak z przepaską na jednym oku. Wydawało mi się, że ma mniej więcej 13 lat. Tyle samo, co i ja. Minęliśmy się bez słowa, jednak posłaliśmy sobie dosyć dziwne spojrzenia. Miałam co do tego złe przeczucia.
Wsiadłam ponownie do powozu. Jednak nim się obejrzałam usnęłam.
Obudziłam się już w swpim pokoju. Zapewne Marie mnie tu przyniosła. Ubrana byłam w koszulę nocną, w którą prawdopodobnie zostałam przebrana przej moją kamerdynerkę, która również zdjęła mój naszyjnik z szyi i odłożyła na szafkę nocną.
Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Odsłoniłam zasłony i wyjrzałam przez okno. Była noc. Było bezchmurnie. Widać było wiele gwiazd, które oświetlały niebo. W oddali zauważyłam na wpół pełny księżyc. Zbliżała się pełnia.
Zasłoniłam zasłony i wróciłam do łóżka. Rozmyślałam o chłopaku, którego dzisiaj widziałam, jednak niespecjalnie się mu przyjrzałam, więc nie byłam w stanie przywołać w myślach jego obrazu. Zastanawiało mnie jednak, dlaczego udał się do takiego miejsca? Czy właśnie stracił kogoś dla niego bliskiego, czy miał inny powód? Mógł chcieć jakieś informacje od Undertakera, gdyż posiadał ich bardzo wiele na różne tenaty. Nawet jeżeli dotyczyło to królowej.
Przekręciłam się na plecy i oddałam się w objęcia Morfeusza...
~~~~~~~~~
I kolejny rodzialik^^ Niedługo już pojawi się Ciel, więc spokojnie. Ja zmykam spać, bo jestem zmęczona. Branoc^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top