oszukać policję

- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?

Lydia odwróciła się do swojego ukochanego przodem. Westchnęła ciężko, opierając się o blat plecami. Od kilku dni wielokrotnie słyszała, czy jest pewna. Ian i Dominic nie dawali jej z tym spokoju, choć obaj wiedzieli, jaka była i co robiła od lat.

- Dom, nigdy nie byłam niczego bardziej pewna. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, patrząc na niego. Mężczyzna podszedł do niej i położył dłonie na blacie za nią, zamykając ją tym samym w pułapce. - Dobrze wiesz, jaką zasadę wyznaję. - dodała, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. Doma przeszedł przyjemny dreszcz, gdy tylko to zrobiła. Choć byli ze sobą już jakiś czas, on wciąż nie przyzwyczaił się, jak delikatna i cicha potrafiła być.

- Jedź lub giń. Wiem. - odparł od razu. Znał je na pamięć, widział nawet jej tatuaż z tymi właśnie słowami. Nie raz słyszał, gdy to mówiła, nie raz sobie to przypominał, gdy jej nie było. - Ale odkąd jesteś moja, jakoś trudno puścić mi cię na ulicę. - powiedział, opierając swoje czoło o jej. Lydia zauważyła zmianę w jego zachowaniu, gdy przebywał tylko z nią, gdy siedział za kółkiem, ścigając się, gdy spotykał się z przyjaciółmi. Za każdym razem zachowywał się inaczej.

- Brzmisz, jak Ian. On też przez cały czas się o mnie martwił. - zaśmiała się cicho, po czym odsunęła się od niego, by spojrzeć w jego oczy.

- Skoro o nim mowa... - zaczął, drapiąc się po karku. Odszedł od niej kawałek, by oprzeć się o stół. Lydia skrzyżowała ręce na piersi, nie mogąc się już doczekać, co takiego mógł jej powiedzieć. Nie spodziewała się jednak takiej odpowiedzi. - Nie kazał mi nic mówić, ale będzie ojcem. Sam miał ci to przekazać.

- A to... Od kiedy wiesz? - zapytała, zła na brata, że dowiadywała się o takiej rzeczy z ust Dominica, a nie jego. Pamiętała, gdy przysięgali sobie, że będą mówić sobie o wszystkim, bez żadnego problemu, czy wyjątku. Nie mogła pojąć, że tamten złamał obietnicę sprzed lat.

- Dzwonił rano, gdy jeszcze spałaś.

- Ja mu dam! Do siostry miał dzwonić, jeśli będzie ojcem, a on dzwoni do ciebie. Już ja se z nim pogadam, jak przyjedzie. - powiedziała głośno, zaczynając chodzić po ich niewielkiej kuchni na obrzeżach miasta. W głowie narodziło jej się mnóstwo pomysłów na to, jak nakrzyczeć na Iana.

- I jeśli oboje wyjdziemy z tego cało. - dodał Dom, przyglądając się poczynaniom kobiety. Nie zamierzał jej uspokajać, bo wiedział, żeby lepiej się do niej nie zbliżać, gdy będzie zła.

Lydia odwróciła się do niego, a jej oczy zabłysnęły niebezpiecznie, szalał w nich ogień.

- Wyjdziemy. Już ja tego dopilnuję.

~*~

- Nie zabijesz nas przypadkiem, Lyd? - zapytała Mia już kilka godzin później, gdy wraz z przyjaciółką pędziły przez ulice, starając się zgubić goniącą ich policję.

- A czy ja kiedykolwiek cię okłamałam? - spytała Lydia, nie odrywając wzroku od jezdni. Mia oczywiście nie odezwała się, bo wiedziała, że tamta nigdy jej nie okłamała, choćby w błahej sprawie. - Wiem, co robię, Mia. Z resztą, sama zgodziłaś się ze mną jechać, a dobrze wiesz, jak jeżdżę. - dodała od razu, spoglądając na nią ukradkiem.

- I teraz żałuję. - przyznała Mia, trzymając się pasów, które miała zapięte. Mocno wciskało ją w fotel, co w sumie nie było dla niej nowością. Choć pierwszy raz jechała samochodem z Lydią i to przy takich prędkościach. - Weź zwolnij trochę.

- Policja siedzi nam na tyłach, a ty każesz mi zwolnić? Dziewczyno, to jeszcze nic w porównaniu z prędkościami, jakimi jeździłam.

- Coraz bardziej żałuję, że się zgodziłam z tobą jechać.

Jechały dalej. Lydia coraz bardziej dodawała do gazu, by zgubić policjantów, Mia co chwilę spoglądała do tyłu, w nadziei, że tamci już za nimi nie jadą. Jednak czerwone i niebieskie światła wciąż odbijały się od budynków.

- Ian, lewo, czy prawo? Mów szybko, bo dojeżdżamy na skrzyżowanie. - powiedziała nagle Lydia, nie spuszczając nogi z gazu, ani nie odrywając wzroku od ulicy. Nie zamierzała spowodować wypadku akurat w takim momencie, była profesjonalistką pod tym względem.

- Prawo. - odezwał się głos w słuchawce, którą miała w uchu. Kobieta od razu przyjęła to dj świadomości.

- Trzymaj się teraz. - powiedziała do Mii, uśmiechając się pod nosem. Zerknęła w lusterko, dostrzegając trzy radiowozy kilkaset metrów za nimi, którymi nie przejęła się zbytnio.

- Zabiję cię, jeśli coś się nam stanie. - mruknęła Mia, trzymając się fotela i rączki w razie potrzeby. Lydia zaśmiała się cicho, bo widziała strach w ciemnych oczach przyjaciółki, na którą spojrzała.

- Trzymam za słowo.

Auto skręciło ostro w prawo, a kobietami zarzuciło nieco. Nic na szczęście się im nie stało, a one popędziły dalej, zapominając o zaistniałej sytuacji. Syreny policyjne zaczęły cichnąć, a światła zniknęły na moment.

- Zaraz będzie przesiadka. - oznajmił Ian, sprawdzając trasę siostry na jednym ze swoich komputerów.

- Dzięki za info, Ian, ale to już wiemy. - mruknęła brunetka, wymijając jedno z aut jadących przed nią. W tamtej chwili nie przejmowała się przesiadką, a drogą, którą jechała. Ta była dla niej wtedy ważniejsza.

- Chciałem pomóc.

- I dziękuję ci za to bardzo, naprawdę. - przyznała od razu. Zaraz spojrzała przelotnie na siedzącą obok Mię i uśmiechnęła się szeroko.

Znów była w swoim żywiole.

~*~

Lydia odwróciła się z satysfakcją do tyłu, gdzie rozległ się wybuch. Uśmiechnęła się i choć żałowała straty samochodu, widok palącego się pojazdu, tarasującego przejazd policji, satysfakcjonował ją. Prędko odwróciła się z powrotem przed siebie i zapięła od razu pasami, nie przejmując się już niczym. Udało im się i to było najważniejsze. 

- To było coś. - skomentowała, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu. Była dumna i szczęśliwa zarazem, że jej i Mii nic się nie stało. - Dzięki, Dom. - dodała, całując Dominica w policzek.

- Do usług, Lyd. - odparł z uśmiechem. Widok szczęśliwej Lydii był jednym z najlepszych, który mógł oglądać codziennie. Wciąż nie docierało do niego, że była już tylko jego i nikogo więcej. Nie mógł uwierzyć, że rzeczywiście się zgodziła. - Jak bardzo szalałaś? - spytał zaintrygowany, wyjeżdżając z miasta. Zdawał sobie sprawę, jaka była i jak bardzo potrafiła szaleć na drodze.

- Tak trochę? - odparła, pozostawiając niewielką szparę między palcami. Dominic spojrzał na nią przez moment z uniesionymi brwiami. Nie chciał jej wierzyć, znał ją zdecydowanie za dobrze. Z resztą, to nie było do niej podobne. - Dawno przed nikim nie uciekałam, trzeba było trochę poszpanować. - dodała od razu, widząc, że tamten jej nie wierzył. I nie dziwiła się. Sama pewnie by sobie nie uwierzyła.

- Cała ty.

- Odezwał się. - mruknęła Lydia, choć po chwili roześmiała się w głos, co udzieliło się też jemu.

W tym samym czasie, w zupełnie innej części miasta, w zupełnie innym aucie Mia i Brian również prowadzili rozmowę... Na temat Lydii. Serce kobiety wciąż waliło, gdy przypominała sobie, z jaką prędkością jechała zaledwie kilkanaście minut wcześniej ze swoją bratową.

- Lydia jest niezła. - skomentował mężczyzna z delikatnym uśmiechem. Mia uniosła brew do góry, a chwilę później zdzieliła ukochanego w łeb za jego słowa. - Ej! A to za co? - spytał, łapiąc się dłonią za obolałe miejsce.

- To moja przyjaciółka! - zawołała Mia, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Chodziło mi o to, że nieźle jeździ. - powiedział Brian w ramach wyjaśnienia. Nie chciał, by jego żona gniewała się na niego za to, co powiedział o jej najlepszej przyjaciółce. San podziwiał Lydię za to, jak jeździ, imponowała mu tym.

- Tylko winny się tłumaczy. - odparła kobieta, krzyżując ręce na piersi. Odwróciła się twarzą do szyby, na co Brian jedynie się uśmiechnął. Brunetka jednak prędko przeanalizowała wszystko w głowie, a na jej twarzy również pojawił się delikatny uśmiech. - Ale serio jest niezła.

Małżeństwo jechało przez kilka minut w ciszy. Brian nie odrywał wzroku od drogi, a ona wpatrywała się w mijający krajobraz. W głowie widziała jednak coś zupełnie innego - swoich bliskich. Bała się o Doma i Lydię i nigdy temu nie zaprzeczyła. Ale teraz, po tym wszystkim, po tym jak wyjechali, pojechali w tylko sobie znanym kierunku... Nie chciała dowiedzieć się któregoś dnia, że coś im się stało.

- Myślisz, czy nic im się nie stanie? - spytała nagle, odwracając się do niego.

- Im? - zapytał dla upewnienia. Gdy zobaczył jej minę, od razu wszystkiego się domyślił i nie potrzebował dodatkowego potwierdzenia w tej sprawie. - Jeśli mieliby wybrać jazdę, czy śmierć, wybraliby to pierwsze. Oni są po prostu stworzeni do jazdy, do wyścigów. - powiedział zgodnie z prawdą. Godziny spędzone na rozmowach z nimi mówiły mu jedno i nie dało się temu zaprzeczyć. Zdążył poznać ich, szczególnie Lydię, bardzo dobrze.

- No to akurat fakt. - przytaknęła Mia, bo to, co mówił, było stuprocentową prawdą. Tak naprawdę nikt, poza nią i Ianem, nie znał ich tak dobrze i tak długo. - Jedź lub giń, to była zasada Lyd. Stosuje ją do dziś. - powiedziała ze śmiechem, przypinając motto życiowe Lydii, które ta nieustannie powtarzała.

- W tej ekipie nie zginie nikt. Każdy wybierze jazdę. - stwierdził Brian. Mia w duchu przytaknęła mu, bo mówił prawdę. - W końcu jesteśmy jedną wielką rodziną, nie?

- Teoretycznie tak. Jedną wielką familią.

Ian i Letty - jadący w jeszcze innym kierunku, niż pozostałe dwie pary - również rozmawiali o małżeństwie Toretto. Mężczyzna przez cały czas widział w głowie wściekłą siostrę, krzyczącą na niego o to, że nie powiedział jej najpierw o tym, że zostanie ojcem.

- Lydia i Dominic pasują do siebie, przyznaj. - odezwała się kobieta, szturchając ukochanego w ramię. Ten spojrzał na nią, a szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy, gdy przypomniał sobie te wszystkie sytuacje z nimi w rolach głównych.

- Od zawsze wiedziałem, że będą razem. - oznajmił od razu. Wierzył od samego początku, że tamta dwójka zejdzie się ze sobą, zanim Lydia kazała mu poszperać i poszukać, czy Dominic nadal się ściga. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że dawny przyjaciel znaczył dla niej naprawdę dużo, a jej uczucia do niego nigdy nie wygasły. - Już w dzieciństwie, mimo że ciągle sobie dogryzali, wiedziałem, że z tego może być coś więcej. Nawet kiedy się wyprowadziliśmy. - dodał, a przed oczami pojawiła mu się smutna mina siostry, gdy tamtego pamiętnego dnia mijali dom rodziny Toretto. - To ona chciała bym znalazł datę, godzinę i miejsce tamtego wyścigu.

- Od wtedy wszystko się zaczęło. - powiedziała Letty, kiwając głową sama do siebie. - Tak, jak u nas. - dopowiedziała, całując go w policzek, na co tylko się uśmiechnął.

- Przypadek? Nie sądzę.

- Kocham cię. - przyznała, opierając się wygodnie o oparcie fotela. Serce Iana zabiło mocniej, słyszał to od niej wielokrotnie, ale wciąż było mu niezmiernie miło, że ktoś odwzajemniał jego uczucia. Za pierwszym razem zrozumiał, że Mia tak naprawdę nie była mu przeznaczona.

- Ja ciebie też, Letty. - odparł od razu, po czym położył dłoń na jej lekko zaokrąglonym brzuchu, w którym rozwijało się ich maleństwo. - Ciebie i tego maluszka. - dodał, patrząc na nią przez chwilę. Choć droga była pusta, on i tak pozostawał ostrożny. To on z rodzeństwa był zawsze tym bardziej ostrożnym w jeździe. - Dia mnie zabije, że jej nie powiedziałem. - powiedział nagle, przerażony wizją spotkania się z siostrą. Wiedział, że ta nie jest w stanie nic mu zrobić, a jednak obawiał się spotkania z nią, szczególnie sam na sam.

- Rozmawiałeś przecież rano...

- Z Domem. Ona w tym czasie spała. - oznajmił, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Letty opadła z powrotem na oparcie.

- To masz przesrane, Ian. - stwierdziła z delikatnym, ledwo widocznym uśmiechem. Widziała to przerażenie w jego oczach i mimo że było jej go szkoda, nie potrafiła powstrzymać się od uśmiechu.

- Może nic mi nie zrobi? - spytał Ian, choć sam w to nie wierzył. Za dobrze znał Lydię i to go przerażało w tamtym momencie.

- Wątpię. Znasz ją najlepiej, wiesz, jaka jest.

- To mam przesrane. - przyznał, a po samochodzie rozległ się cichy śmiech Letty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top