[17] malfoy
┍━━━━ ⋆⋅☆⋅⋆ ━━━━┑
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
" malfoy "
┕━━━━ ⋆⋅☆⋅⋆ ━━━━┙
Reflections — The Neighbourhood
༻✦༺
Jeśli poranki miałyby się składać z gorącego napływu słońca na twarz, promieni słonecznych, które wybudzają ze snu, ochoty na zrzucenie kołdry z ciała przez uczucie uduszenia, to Harry miał nadzieję, że już nigdy by nie musiał wstawać. Miał świadomość ile osób oddałoby wiele za takie poranki, jednakże egoistycznie i patriotycznie wolałby wrócić do Anglii, gdzie częściej pada niż pogoda wynosi powyżej trzydziestu stopni Celsjusza. Chciałby wrócić do swojego smutnego pokoju, leżeć w swej ciemnicy, nasłuchiwać ulewy za oknem czy też pojechać na rowerze do Regulusa. Wolałby wrócić do Anglii, do swojej dzielnicy, którą znał na pamięć i była mu tak znajoma.
Chciałby powrócić do swojego komfortowego lecz niekomfortowego miejsca. Był zbyt zaznajomiony do późnego siedzenia, jeszcze późniejszego wstawania, wagarowania z lekcji czy na nich nie chodzenie, wycieczki do Regulusa o trzeciej nad ranem, paleniem papierosów w parku niedaleko jego domu, słuchania smutnej muzyki i leżeniem pod swoim ulubionym kocem z herbatą. Jednakże znajduje się w miejscu, którego słona wybudza go o godzinie dziewiątej, słyszy auta przejeżdżające i głośne rozmowy w pokoju obok oraz poza domem. Nie podobało mu się przejście ze swojego introwertycznego odizolowanego miejsca do ekstrawertyków.
Odwrócił głowę w stronę drzwi, kiedy usłyszał dwa delikatne puknięcia. Dostrzegł szybko swoje zdezorientowanie, kiedy nie był w stanie słyszeć kroków jeszcze przed tym, był przyzwyczajony do rozpoznawania ludzi zbliżających się do niego, jednakże ten dom musiał być naprawdę zbudowany z magiczną podłogą, że jedyne co wcześniej mógł usłyszeć to rozmowy w domu i poza nim a kroków już nie. Aczkolwiek z dłoni pukających do drzwi mógł z łatwością przeanalizować, że tuż za drzwiami stała jego matka.
— Nie śpię — powiedział głośno, przygotowując się na poranną niechcianą socjalizację.
Lily powolnie otworzyła drzwi, wychyliła swoją głowę i posłała mu delikatny uśmiech. Trzymała w jednej dłoni duży talerz z nałożonym śniadaniem. Harry natychmiastowo wyczuł bekon, a swoim słabym wzrokiem mógł dostrzec również coś żółtego, co pewnie było jajecznicą. Dłonią na ślepo chwycił swoje okulary na komodzie nocnej, założył je na swój nos i teraz mógł dostrzec co jego matka mu przygotowała.
— Tak coś wyczułam, że nie będziesz spać długo przez to słońce — zaśmiała się cicho Lily, podchodząc do jego łóżka.
— Dziękuję mamo — odpowiedział kulturalnie, tak jak go nauczyła.
Usiadł na łóżku, przechwycił od niej talerz, złapał za widelec i powolnymi ruchami rozpoczął jeść. Rudowłosa wahała się między wyjściem a pozostaniem, jednakże kiedy usiadła na jego łóżku, obok jego kolan, było wiadome jaką decyzję podjęła. Harry miał ochotę zapytać się co chodziło po jej głowie, że postanowiła zostać z nim w pokoju, aczkolwiek bekon w jego buzi sprawił, że milczał.
— Mam nadzieję, że podoba tobie się tutaj — zaczęła Lily. — Andy i Ted są szczęśliwi, że tutaj jesteś
Okularnik w myślach opracowywał jak ująć ładnie w słowach jego wdzięczność za ich gościnność oraz smutek przez opuszczenie jego kraju.
— I wiem, że tęsknisz za domem, szczególnie swoim pokojem, ale zwiedzenie całego tego miasta cię nie ugryzie — powiedziała kobieta, spoglądając na niego ze współczuciem.
— Nie przepadam za komunikacją miejską — odparł Harry.
— Dlatego Ted pożycza tobie jego rower na cały nasz pobyt — uśmiechnęła się i delikatnie poklepała go po kolanie. — Wychodzimy za pół godziny do centrum, chcesz z nami? — wstała z jego łóżka.
Harry odłożył pusty talerz na komodę nocną, milczał przez moment i po chwili przekręcił głową przecząco.
— Pójdę na plażę.
— Przewalutowałeś pieniądze na karcie? — spytała się go, nie oceniając jego wyboru.
— Tak, mam jeszcze euro w gotówce, tamto co mi dałaś na lotnisku.
Lily skinęła głową, chwyciła talerz z komody i skierowała się do wyjścia.
— Nie wydaj wszystkiego za szybko — powiedziała, po czym zamknęła za sobą drzwi.
Harry chwycił swój telefon, przejrzał wszystkie powiadomienia, odpowiedział na wiadomości od Deana, który okazał się nie dość o godzinie dziewiątej i zaczęli pisać tak naprawdę o wszystkim, jak jest w Hiszpanii, deszczu w Anglii, rozwijającym się związku Rona i Lavender, najnowszym popularnym filmie jaki wszedł do kin, nowym albumie ich ulubionego rapera.
Czas zleciał tak szybko, że nagle nastała godzina dziesiąta, telefon Harry'ego miał dwadzieścia procent a domownicy już dawno wyszli z domu. Harry z głośnym westchnieniem wstał z łóżka, podłączył telefon do ładowania, podszedł do szafy i już posiadał przed sobą pierwszy problem.
Co ubrać, kiedy pogoda będzie robiła się tylko gorętsza, a nie chce się pokazać swojego odkrytego ciała?
Harry wewnętrznie zapłakał na myśl o dłuższych spodenkach. Wybrał szerokie długie spodnie, które spowodują później ogromny pot i białą koszulkę na długi rękaw. Wolałby wybrać czarne koszulkę i czarną rozpinaną bluzę, jednakże wiedział, że najzwyczajniej w świecie zasłałby po trzydziestu minutach na zewnątrz.
Po przebraniu się poszedł do łazienki, gdzie przemył twarz zimną wodą, umył zęby i kolejne pięć minut spędził na staniu w ciszy, spoglądaniu na lustro, gdzie dość niechętnie widział swoją twarz. Jego myśli były irytujące, ponieważ nie chciały się uspokoić na chociażby dziesięć sekund. Z kolejnym głośnym westchnięciem wyszedł z łazienki, chwycił swoje wyschnięte w końcu buty, które i tak po powrocie pewnie znowu będą całe w piasku.
Ubrał buty, zabrał z szafy jeszcze czarna rozpinaną bluzę, ponieważ koło wody zawsze jest mu trochę zimniej. Odłączył telefon od ładowania, zabrał swoje słuchawki, powerbanka, kabel od telefonu i wyszedł w końcu z pokoju. Na kuchennym blacie dostrzegł leżący kluczyk i kolorową karteczkę pod nim. Wziął go do dłoni i przejrzał zawartość karteczki.
Abyś miał jak zamknąć dom.
Postaraj się go nie zgubić.
Włożył słuchawki do uszu, włączył swoją playlistę i wyszedł w domu. Zakluczył za sobą drzwi, schował kluczyk do tylnej kieszonki gdzie trzymał kabel od swojego telefonu i nim poszedł w stronę wody dostrzegł przypięty na kłódkę rower. Mógłby napisać do Edwarda o kod, jednakże nie odczuwał mocnej potrzeby jazdy, przejażdżki rowerem lubił tylko wieczorami.
~*~
Był wdzięczny samemu sobie za to, że wziął bluzę, ponieważ było delikatnie chłodniej i to dało mu idealną wymówkę aby ją założyć.
Siedział na ławce, która była przed piaskiem, także nie musiał zamartwiać się o ponowne mycie butów. Nie miał żadnych nowych powiadomień, miał jedynie muzykę, samego siebie, irytujące słońce i przechodzących ludzi, którzy rozmawiali w języku jakiego nie rozumiał. Posiadał jeszcze butelkę wody, którą kupił w sklepie spożywczym koło domu i gdzie również wydobył się na socjalizację, ponieważ w swoim słabym hiszpańskim przywitał się oraz pożegnał.
Najzwyczajniej w świecie się nudził.
Nie wiedział co robić, ale wiedział czego nie chciał, czyli chodzenia z rodziną po centrum.
Nie miał tutaj Regulusa, Deana czy...
Nie posiadał swojego komputera, nie znał miejsca, w którym spokojnie mógłby zapalić papierosa czy wypić tanie obrzydliwe wino. Jednakże to miejsce posiadało jedną różnicę, jakiej nie miała Anglia.
Bladego platynowego chłopaka z perfekcyjnym hiszpańskim i pięknymi kościani policzkowymi.
— Czy jestem tak zdesperowany? — mruknął Harry pod nosem, kiedy wstał z ławki, zabierając swoją butelkę wody. — Po prostu mam ochotę na deser. — Potter kierował się w stronę restauracji, gdzie pierwszy raz ujrzał chłopaka.
Pewnie on i tak dziś nie pracował, także nie miał żadnego innego motywu, po prostu miał ochotę na deser.
Wyjął słuchawki z uszu, kiedy wszedł do restauracji, znalazł wolny stolik przy oknie z widokiem na morze. Chwycił Menu, poszukując od razu angielskiego tłumaczenia i w duchu ucieszył się gdy go dostrzegł. Wybrał w myślach swoje zamówienie i mimowolnie wzrokiem przejrzał restaurację. Zobaczył czarnoskórego kelnera, który zdawał się być w jego wieku, miał krótko ścięte włosy i przez jego białą koszulkę można było dostrzec jego mięśnie, jak niósł tacę z jedzeniem. Na sali również była też delikatnie blada dziewczyna w czarnych do ramionach włosach, przyjmowała zamówienie od starszego pana z żoną po drugiej stronie sali.
Wcześniej wspomniany kelner jak tylko odłożył deser dla trzech kobiet w średnim wieku rozejrzał się po sali i ich wzrok się złączył. Harry'emu zdawało się, że ten za moment podejdzie i zbierze od niego zamówienie, dlatego też mentalnie przygotował się na to oraz powtórzył swoje zamówienie co najmniej dwanaście razy aby tylko się nie zająknąć. Kelner rozłączył ich wzrok, skierował się w stronę drzwi przeznaczonej tylko dla personelu i nim te się zamknęły Harry usłyszał.
— Malfoy, tu amor ha Ilegado.
Nie minęła minuta a z tych drzwi nie wyszedł wcześniejszy kelner tylko Draco. Ich wzrok od razu się złączył, przez co Harry się speszył i zrzucił swój wzrok na Menu leżące przed jego dłońmi.
— Czy mógłbym przyjąć zamówienie? — usłyszał perfekcyjny angielski i kątem oka mógł dostrzec postać stojącą dość blisko niego.
Uniósł swoją głowę, aby spojrzeć na chłopaka, który z lekkim uśmiechem spoglądał na niego i wyczekiwał jego słów.
— Um, tak — powiedział Harry, rzucając wzrok na Menu ponieważ zapomniał co chciał zamówić. — Poproszę karmelowe frappuccino oraz deser waniliowy z szarlotką.
Kelner skinął głową i otworzył buzię w zamiarze powiedzenia czegoś, jednakże zamknął szybko usta i mruknął coś innego.
— Dziękuję, pańskie zamówienie pojawi się lada moment.
Kiedy Draco odszedł Harry wypuścił cicho oddech, który nawet nie wiedział, że przetrzymuje. Czuł się głupio jak w głowie analizował ich całą konwersacje oraz wzrok oraz uśmiech kelnera, który pewnie uśmiecha się tak do wszystkiego, ponieważ jest to jego praca, a Harry wyolbrzymia wszystko w swojej głowie.
Był sobą zażenowany, jednakże trudno było mu nie myśleć o twarzy kelnera, który z ogromnym skupieniem wysłuchiwał jego słów i ten delikatny uśmiech nieschodzący z jego twarzy. Potter szybko pomyślał o tym jak kelner nie rozpoczął konwersacji po hiszpańsku, czyli jak powinien zważywszy, że są w tym kraju.
Bardzo mocno wyglądał na turystę? A może zapamiętał go z wczoraj?
Harry uśmiechnął się na tę myśl, lecz szybko ten uśmiech znikał jak zdał sobie sprawę, że Draco nie pamięta go z restauracji, tylko plaży, na której się rozpłakał.
Dlaczego on w ogóle tutaj przyszedł?
— Czy mogłabym przyjąć zamówienie? — usłyszał kolejny angielski kolo siebie, na co odwrócił głowę.
Zobaczył kelnerkę, która wcześniej przyjmowała zamówienie od starszego małżeństwa. Na twarzy miała dziwny uśmiech a jej oczy zdawały się analizować całą jego twarz.
— Oh, już Draco to zrobił — odpowiedział szybko, nie przemyślając swoich słów.
— Oczywiście, że to zrobił, przepraszam — zaśmiała się cicho i odeszła.
Harry po jej odejściu zdał sobie sprawę, że zamiast powiedzenia inny kelner, powiedział Draco.
Z minuty na minutę uważał co raz bardziej iż podjął okropną decyzję powrócenia tutaj ponownie. Jednakże z drugiej strony każdy kelner ma plakietkę ze swoim imieniem, także nie powinno być to aż tak dziwne, że użył jego imienia.
Starał się nie myśleć dalej o sytuacji, jaka miała przed chwilą miejsce, tylko o piosenkę, która grała cicho w tle.
We were too close to the stars,
I never knew somebody like you, somebody,
Falling just as hard,
I'd rather lose somebody than use somebody
— Mam nadzieję, że będzie smakować — usłyszał i poczuł jak ktoś kładzie coś obok jego dłoni.
Otworzył oczy, których nawet nie pamięta, że zamknął. Zobaczył swoje zamówienie przed nim, a blisko jego stolika stał Draco z uśmiechem, jednakże innym niż wcześniej.
— Dziękuję — odpowiedział Harry, spoglądając na twarz chłopaka, który tym razem wydawał się być o wiele pewniejszy siebie.
— Jesteś tu już drugi raz pod rząd, także jestem pewniej, że będzie tobie smakować — zaśmiał się cicho, a Harry miał ochotę rzucić się w pobliskie morze.
— Um... — zaczął inteligentnie, zawstydzony. — Było smacznie, dlatego zdecydowałem się wrócić.
— W takim razie będziesz musiał tutaj ciągle powracać — odparł prędko Draco, jakby chciał wymówić te słowa nim zastanowić się dłużej nad ich głębszym znaczeniem.
— Najwyraźniej tak — kącik ust Harry'ego uniósł się delikatnie.
Draco cofnął się do tyłu, jednakże nim zadecydował się odejść, zacisnął swoją żuchwę i postawił krok do przodu, zarzucił szerszy uśmiech na twarz i powiedział.
— W takim razie chciałbym poznać imię naszego nowego stałego klienta.
Serce Harry'ego przyspieszyło tak mocno, że posiadał wrażenie iż zaraz wypadnie ono ze swojego miejsca. Zacisnął swoje mięśnie u nóg, starając się nie zająknąć ani drzeć odpowiedział.
— Harry — nigdy nie pomyślał, że kiedykolwiek wypowie swoje imię w tak delikatny sposób.
— Draco — odpowiedział kelner, wskazując palcem na swoją plakietkę. — Ale mam wrażenie, że to już wiedziałeś — posłał mu uśmiech i odszedł szybkim krokiem.
Usta Harry'ego się lekko rozdzieliły i miał ochotę głośno przeklnąć na całą salę, aczkolwiek z resztkami swojej samokontroli się powstrzymał.
Ale mam wrażenie, że to już wiedziałeś.
Wcześniejsza myśl o rzuceniu się w morze nie wydawała się teraz taka tragiczna. Chwycił za kubek i wziął łyka kawy, z przyjemnością przymknął oczy kiedy poczuł karmel, bitą śmietanę oraz kawę. Była idealna.
Okularnik chwycił za widelczyk i zaczął jeść swój deser powolnie, przemyślając całą ich konwersacje.
Inny kelner chciał go obsłużyć, jednakże kiedy go zobaczył zdecydował akurat w tym momencie pójść do innego pomieszczenia zawołać Draco na jego miejsce. Kiedy tylko chłopak wziął od niego zamówienie, podeszła czarnowłosa, która dziwnie na niego spoglądała i to przy niej pierwszy raz użył imienia przystojnego kelnera, a kiedy blondyn wrócił...
Ale mam wrażenie, że to już wiedziałeś.
————
tu amor ha ilegado — twoja miłość przybyła
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top