[11] 𝓲 𝓱𝓪𝓽𝓮 𝔂𝓸𝓾
┍━━━━ ⋆⋅☆⋅⋆ ━━━━┑
ROZDZIAŁ JEDENASTY
" i hate you "
┕━━━━ ⋆⋅☆⋅⋆ ━━━━┙
༻✦༺
Teraźniejszość
༻✦༺
Pamiętał co mówiła, wiedział, że coś było na rzeczy. Tylko co?
Długa rozmowa o przeszłości i przyszłości, małe aluzje, miłe słowa, długie pożegnanie, niepewny wzrok jak i słowa. Niepokoiło go to, tak bardzo, że następnego dnia tuż o godzinie siódmej wyrwał się z łóżka, a nie jak zazwyczaj o dziesiątej. Pierwszym co sprawdził to powiadomienia, najwięcej było ich z Instagrama, głównie lajki i komentarze, w końcu wstawił ostatnio nowe zdjęcie, na którym oznaczył jak zawsze Hermionę.
Piękny ❤, śliczny jak zawsze!, pięknie wyszedłeś!, Woow jesteś wolny? ;), DM?🥺, Przystojniak 🔥
Zgrymasił się, kiedy zobaczył, że większość takich komentarzy pisały dziewczyny widocznie młodsze od niego. Potter nie chciał trafić do więzienia ani nie narażać swojego sumienia oraz godności, o ile to drugie jeszcze w nim pozostało. Odłożył telefon, podłączył go do ładowania, skierował się od razu do kuchni, w której zamierzał zrobić sobie szybki posiłek, płatki i herbatę. Nie zdziwił go za bardzo widok matki, która siedziała w salonie przed laptopem, zajmując się zapewne pracą. Mógł mówić o Lily wiele rzeczy, potrafiłby wymienić jej wszystkie wady i sytuacje, w których coś zniszczyła, ale nie wiedział czy ktoś miałby tak długo czasu oraz cierpliwości, by wysłuchać każdą pojedynczą historię argumentującą to, że ona sama swych wychowaniem sprawiła, iż Harry ma parę lęków. Zazdrościł jej jednego, pracy zdalnej i dobrze płatnej.
Jego matka nie była idealna, popełniała błędy, jak każdy, lecz nie mógł również odebrać jej mądrości, gdyż jest bardzo mądrą kobietą. Mówiono, że po wynikach szkolnych nie powinno się sądzić, ale ta ze wszystkiego miała sto procent i zachowuje się, jak i mówi, tak jakby ten wynik pozostał, ba, nawet rósł.
Nie chciał jej winić za takowe wychowanie, ponieważ zdawał sobie sprawę, że był wpadką. Rudowłosa sama kiedyś mu to powiedziała, podczas jednej z kłótni. Znaczy powiedziała nie mu, ale jego ojcu, Jamesowi.
Jego tata był zdecydowanie innych od większości ojców, a przynajmniej tak mu się zdawało. Kiedy jego matka miała stuprocentowe wyniki, James miał ledwie pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt, poprawił się znacznie na studiach, na które dostał się dzięki znajomościom rodziców i tak o to z byłego buntownika szkolnego, teraz jest dobrze płatnym adwokatem. Okularnik nie wiedział po kim miał bardziej gadane, po Lily czy Jamesowi, gdyż ta dwójka miała niesamowite historie z życia. Najbardziej interesowała go ta ich poznania, gdzie jego ojciec zakochał się w rudej od pierwszego wejrzenia w szkole średniej, byli na tych samych studiach, lecz innych kierunkach. James próbował zaprosić ją na randkę, ale ta odmawiała, jednakże w końcu przełamała się po pierwszym roku studiów.
Po studiach się pobrali i skupili na karierze. Nadszedł duży awans jego ojca, upojna noc i plemnik, który przedostał się, także i powstawał powolnie on. Kupiony nowy dom, bogate oraz estetyczne wyposażenie. Jego narodziny, porzucenie na parę lat pracy przez jego matkę, ponieważ ta nie była nigdy fanką tego, że jej dziecko miałoby spędzić godziny z pomieszczeniu z masą dzieci. Może to był jeden z powodów, dlaczego nie jest bardzo socjalny albo jego samoistny wybór odizolowania się, gdyż zwyczajnie nie przepadał za ludźmi.
A może obydwa na raz?
Najlepszą decyzją, jaką podjęła jego matka było pójście późnym latem do Marketu wieczorem, gdzie poznała się z mamą Hermiony.
Potter westchnął, kiedy dziewczyna nie odebrała telefonu, co było dziwne, gdyż zawsze wstawała wcześnie w weekendy z różnych nie zawsze znajomych mu powodów. Może teraz miała dzień wolny i postanowiła pospać dłużej, ale on na to jej nie pozwoli. Gdy usłyszał znamy dźwięk Bip! z telefonu zaczął mówić.
— Może śpisz, może jesteś w kuchni, może rozładował ci się telefon przez nocne oglądanie Netflixa albo masz mnie w dupie, mam wiadomość, będę u ciebie o koło dziesiątej.
Rozłączył się, pozostawiając wiadomość. Zjadł śniadanie w akompaniamencie filmów polecanych z YouTube'a. Potem nadeszła trudniejsza czynność, dobranie ubioru.
Otworzył swoją szafę, w której najwięcej było bluz, także wziął pierwszą lepszą czarną z kapturem, aby móc w autobusie uchować się przed wzrokiem ludzi. Kiedy nadeszło do wyboru spodni zagryzł wargę. Szare spodnie, które są luźne, lecz bardziej widoczne od drugich spodni, które miał do wyboru, ponieważ drugie były czarne, jednakże ciupkę ciaśniejsze. Wygoda czy całkowite zniknięcie w tłumie.
— Pieprzyć ludzi — sięgnął po szare.
Tak czy siak będzie miał słuchawki i muzykę włączoną na maksa oraz będzie wyglądał co się dzieje za oknem, nie zwracając uwagi na patrzących na niego ludzi, w szczególności dziewczyny, które szepczą i wskazują na niego palcem. Miał ogromną ochotę spania, lecz w jego domu to nie nastanie, bo jego matka i tak obudziłaby go za godzinę, także będzie spał u przyjaciółki, jak zazwyczaj.
Ogarnął się szybko, spojrzał na godzinę i pozostało mu półtorej godziny do autobusu, aby pojawić się u Hermiony o godzinie koło dziewiątej pięćdziesiąt albo dziesiątej dziesięć, zależnie od korków i tego czy kierowca autobusu chce trzymać się wyznaczonej prędkości.
Zadzwonił ponownie do dziewczyny, lecz ta dalej nie odbierała.
— Ile ty, do cholery, możesz spać, wstawaj suko — fuknął do telefonu, pozostawiając kolejną wiadomość. — Żart, kocham cię — dograł trzecią.
Nie pozostało mu nic innego, prócz przespania niecałej półtorej godziny.
♕━━━━━━☾✦☽━━━━━━♕
Odkąd wyszedł z autobusu wszystko było inne. Psy nie szczekały, po dzieciach śladu nie było. Te domy co zazwyczaj ładnie wyglądały, teraz zdobyły je brudy, rozsypana trawa na ogródku. Psy siedziały w domach cicho, nie szczekały, nie bawiły się. Na chodniku był tylko on, po drodze nic nie jechało. Pogoda była nijaka, nie za ciepło, nie za zimno, wiatr nie szalał, żaden piasek nie spadał na jego twarz ani żaden owad nie denerwował go swym bzyczeniem.
— On Another love, another love — mruknął, nucąc piosenkę. — All my tears have been used up — potargał swoje włosy, poprawiając oprawki oraz słuchawki. — If somebody hurts you I wanna fight — uniósł wzrok. — But my hand's been broken, one too many times — kątem oka zobaczył po drugiej stronie ulicy przejeżdżają rowerzystkę, która z koszyku z przodu miała małego białego psa. — So I'll use my voice, I'll be so fucking rude — nim zdążył zaregować tuż koło niego po ulicy przejechał z piskiem samochód, wykręcając mocno na zakręcie. — Words they always win, but I know I'll lose — wyjął telefon, aby sprawdzić godzinę.
Był idealnie o godzinie, na którą się umówił. Odpowiedzi od przyjaciółki nie dostał, co bardzo go martwiło, ale i jednocześnie uspokajało. Zapewne siedziała do późnej nocy i teraz odsypiała, jak to zazwyczaj bywało w takich chwilach. Przeklnął pod nosem, kiedy kropla deszczu upadła na ekran telefonu.
— And I'd sing a song, that'd be just ours — piosenka dalej leciała, gdy ten wytarł telefon o bluzę, co spowodowało, że było jeszcze gorzej. — But I sang 'em all to another heart — schował telefon, mając w zasięgu wzroku dom Hermiony. — And I wanna cry, I wanna learn to love. But all my tears have been used up.
Odetchnął głośno, przyśpieszając swoje kroki. Postanowił zatrzymać się nim wszedł na posesję dziewczyny. Nadeszło parę myśli o tym czy to dobry pomysł, może powinien wrócić do domu, może nie odpowiadała z jakiegoś konkretnego powodu, a może powinien być u Regulusa.
A może nie powinno być go nigdzie.
Westchnął, rozglądając się. Ledwo co zwrócił głowę w prawą stroną i fala wiatru uderzyła go. Zamknął powieki, zacisnął usta, cofając się. Pogoda czasem była zmienna, jak w górach. Ruszył krokiem do drewnianej bramki, otworzył ją i kulturalnie zamknął za sobą. Wyjął słuchawki z uszu, a piosenka idealnie się zakończyła. Kiedy znalazł się przed drzwiami, zapukał trzykrotnie, każde uderzenie było o ciut mocniejsze od poprzedniego, jednakże nie na tyle silne, by wzbudzić niepokój domowników.
— Harry — usłyszał za drzwiami, Jane zapewne wyjrzała przez wizjer w drzwiach. — Co tak szybko tutaj robisz? — otworzyła wejście, ciesząc się na widok chłopaka.
— Hermiona śpi? — spytał od razu.
— Spać o tej godzinie? — uniosła brew. — Wstała tak jak zawsze, tylko siedzi zamknięta w pokoju, nie jest w dobrym humorze, była zapłakana, pytałam co się stało, ale powiedziała, że to nic ważnego i mnie przytuliła. — Granger westchnęła. — Zgaduję, że tobie nie odpisywała, dlatego jesteś tutaj.
— Właśnie — skinął głową. — Sam zauważyłem, że z Mioną coś się dzieje od dłuższego czasu, sama wyznała mi, iż ma problem, jednakże próbowała przekonać mnie, że to nic ważnego, jak widać, nie przekonała mnie ani trochę. Martwię się o nią po prostu.
— Może pójdziesz do niej, znacie się tyle czasu, sądzę, że jesteś jej potrzebny w takim momencie. Staram się być jej pomocą, ale czasem przez naszą różnicę wieku nie potrafimy się porozumieć, dorastałyśmy inaczej, chcę zrozumieć cały świat technologii, nadążyć nad trendami, jednocześnie nie być, jak to Hermiona mówiła żenująca oraz narzekająca.
— Dlatego tutaj jestem, Jean — uśmiechnął się, a przez swą odpowiedź dostał zmrużone oczy kobiety.
— Harry...
— Nic nie mówię.
Pognał na górę, czując się ogromnie sennie. Nim zapukał w drzwi od pokoju dziewczyny wziął głęboki oddech, starając się w głowie ułożyć jakkolwiek sensowne zdania do pocieszenia przyjaciółki, jeśli nastanie ją płaczącą. W połowie swych myśli jego dłoń mimowolnie zacisnęła się, ciągnąc klamkę w dół, nie dbając o to czy zapukał. Kiedy zobaczył śpiącą szatynkę odetchnął głośno, cały stres zszedł z niego, poczuł się spokojny.
Zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka. Jego wzrok przykuło zgrupowanie paru kartek na stoliku nocnym, które były zdecydowanie zaadresowanie do innej osoby. Nie potrafił się powstrzymać i chwycił za pierwszą kartkę.
Droga Mamo
Wiem, że miało wyjść to inaczej, ale skończyło się, tak jak się skończyło. Nie jestem dobra w pisaniu listów, jak ty, a szczerze mówiąc naprawdę bym chciała, ponieważ moje ostatnie listy przed śmiercią wyszły na denne...
Potter nie mógł dalej czytać, gdyż druga linijka zbyt mocno go zszokowała. Uniósł swoj wzrok na leżącą na łóżku dziewczynę, przyjrzał się jej, dokładnie klatce piersiowej. Policzył do piętnastu w swoich myślach, a klatka ani razu nie drgnęła. Przysunął swoją twarz i był w stanie dostrzec, iż cera przyjaciółki opadła, wręcz zsiniała w niektórych miejscach. Niepewnie przyłożył dwa palce do szyi brązowookiej, gdzie mógł sprawnie odczytać jej puls, jednakże takie coś się nie stało. Nie czuł tej fali uderzącej w jego palce, gdy przykładał sobie samemu. Nie czuł nic.
— Hermiona? — powolnie przetwarzał to co się działo, ponieważ była to aburdalna sytuacja. — Miona? — szturchnął jej ramię. — Hermiona — ułożył dłoń na jej policzku — Hej, Miona, otwórz oczy — usiadł na łóżku, schylając się. — Miona, to nie jest zabawne — przełknął ślinę, denerwując się. — Miona — rzekł ostro, szturchając mocniej dziewczyną, lecz nie na tylę, by zrobić jej krzywdę.
Jej ciało ulegało pod każdym jego dotykiem, nie stawiało żadnego oporu, dziewczyna nie budziła się, nie dawała jakichkolwiek oznak żywota.
— Hermiona...
Wyszeptał jej imię z delikatnością, jakiej nigdy wcześniej nie wypowiedział. Druga dłoń poprawiła włosy dziewczyny, odgarniając kosmyki włosów, która napadły na jej bladą twarz. Oczy zaszkliły się, lecz nie dał łzom upustu. Podziwiał jej twarz, zaciskając swe usta, nie chcąc wydać z siebie dźwięków żałoby.
— Hermiona...
Była piękna.
Była.
♕━━━━━━☾✦☽━━━━━━♕
— Myślałaś co będzie, kiedy będziemy starzy?
Piętnastolatka spojrzała z zaciekawieniem na chłopaka zadającego jej pytanie.
— Zgaduję, że będziem żyć, pracować, założymy rodziny, jeśli się uda — wzruszyła ramionami.
— Myślisz, że będziemy dalej utrzymywać kontakt?
Szatynka zaśmiała się, spoglądając na Pottera, jakby ten utracił całkowity rozum.
— Oczywiście, że tak, głupku, dlaczego myślisz, że będzie inaczej?
— Wiele osób stara mi się ciebie ukraść — mruknął. — Nie, że zakazuję ci się z kimś przyjaźnić broń Boże, ale boję się po prostu, że mnie... no wiesz... zastąpisz, co nie jest trudne, jest dużo osób lepszych ode mnie.
Hermiona zacisnęła brwi, patrząc na niego ze złością. Uderzyła go w ramię, mając tęgą minę.
— O czym ty gadasz? Zastąpić? Ciebie? — uniosła brew. — Nie wiem co musiałoby mi uderzyć to głowy, by tak się stało. Nigdy ciebie nie zastąpie, nigdy, rozumiesz? — Harry skinął niepewnie głową. — Wiem, że zazwyczaj jesteśmy dla siebie niemili, ale jesteś dla mnie wszystkim, przyjaźnimy się odkąd pamiętam, znamy się jak nikt inny, nie zamierzam nigdy ciebie zastąpić. Nigdy przenigdy. — Granger mówiła z odczuwalną złością w głosie. — Jesteś takim kretynem, że zadajesz tak durne pytania.
Okularnik skinął już pewniej głową, a do jego umysłu wpadło kolejne pytanie.
— Myślisz, że nasze przyszłe dzieci się dogadają? Że będą równie dobrymi przyjaciółmi, jak my?
— Mogą spróbować, ale wątpię, aby im się udało — odpowiedziała prosto, nawet nie zastanawiając się długo, czym zszokowała zielonookiego, więc dostrzegając to wypędziła szybko z wytłumaczeniem. — Nikt nie będzie tak dobry jak my.
∘◦ ✂ ————–✂ ◦∘
Wow, napisałam tutaj 2k słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top