Dreams
Od zawsze wierzył w marzenia i życzenia. Wyczekiwał spadających gwiazd, szukał w portfelu drobnych, by wrzucić do fontanny. Wpadł nawet na pomysł, że księżyc, który wydawał mu się tak tajemniczy mógł spełniać życzenia i wysłuchać go zawsze.
Pisał pamiętnik. Pamiętnik marzeń. Pisał do gwiazd, księżyca i nocnego nieba. Gwiazdy były straconymi ludźmi, księżyc zawsze słuchał, a nocne niebo uspokajało. Wierzył również w to, że księżyc z nim rozmawia. Choroba miała wtedy swoje początki.
Gdyby wiedzieli wcześniej... Może nie siedziałby teraz w szpitalu i nie pisał tych listów?
Kochana Gwiazdko!
Dziś tak jasno świecisz. Mamo, czy to Ty? Albo Ty tato? A może to Ty, mój ukochany przyjacielu?
Tęsknię za Wami. Dzisiaj wszystko było w porządku. Wszyscy byli dla mnie mili. Uśmiechnięci i życzliwi.
Jest już coraz pozytywniej Czuję się dobrze. Lekarze również mówią, że jest lepiej.
Przychodziła do mnie dzisiaj Annie. Dała mi taki piękny wianek!
Badania nie były bolesne. Były nawet przyjemne. Pielęgniarka jest taka miła!
Ktoś mnie dzisiaj nawet poczęstował ciastkiem! I skakałem na trampolinie, która jest przed budynkiem!
Annie poczytała mi, ale niestety musiała wracać. Wiem, że musieliście wyjechać w delegację. Czekam, aż wrócicie, ukochani rodzice!
A na Ciebie przyjacielu też czekam. Aż przyjdziesz i razem napiszemy znów wiersze!
Kocham Was ♥
L. V.
Kochany Księżycu!
Tak mnie boli to, że musiałem okłamać rodziców i przyjaciela. Ale nie chcę ich jeszcze bardziej martwić. Płakać mi się chce, jak wiem, że tak powiedziałem.
NIE jest coraz lepiej, Annie mnie NIE odwiedza, NIKT nie poczęstował mnie ciastkiem, chowali je przede mną, badania bardzo bolały, w ogóle nie były przyjemne, a pielęgniarka jest okropna.
Jest coraz gorzej. Znów widziałem te wszystkie, nienawistne spojrzenia. Tę obojętność.
Już nawet ukradłem z kuchni nóż i zrobiłem ledwie jedno cięcie, a przyszła ta okropna pielęgniarka. Wyrwała ostrze. I zaczęła krzyczeć. Że jestem nieodpowiedzialny. Że powinienem się cieszyć, że mnie leczą. Zaprowadziła brutalnie do mojej sali. Dlaczego tutaj jest tak ciasno? Dlaczego jestem sam? Płakałem długo. Wycieńczony przespałem kilka godzin, obudzony koszmarem. Tym, co zwykle.
Że zamordowałem wszystkich. Całą moją rodzinę. A przecież moi rodzice żyją! Nie odwiedzają mnie, bo są w delegacji!
Dali mi jeść. Potem miałem jakieś badania. I... Potem znowu krzyczeli, widząc moją lekko poobdzieraną skórę paznokciami. Płakałem.
Znów zostałem zamknięty, czułem się jeszcze gorzej. Zostałem na chwilę wypuszczony. Inni pacjenci patrzyli na mnie nienawistym wzrokiem. Jak zwykle.
I znów zamknięcie. I znów płacz.
Nie zmienia się nic, prócz tego, że jest coraz gorzej. Annie mnie już nie odwiedza. Nadal.
W koszmarze nie tylko morduję swoją rodzinę, ale również ją. W dodatku to się pogorsza. Pielęgniarka cały czas mi mówi, że faktycznie ich zabiłem.
Nie chcą mnie wypuścić na zewnątrz. Nie mogę Cię zobaczyć Księżycu.
Zawszs chciałem spełnić swoje marzenia.
Rysować! Ale nikt nie chce dać mi nic do rysowania. Mam tylko długopis. Da się nim tylko pisać. Nie można robić nic innego. Siedzę tutaj samotnie. Zero ostrzy. Brak możliwości ukojenia bólu.
Wszyscy, gdy coś mówią, to krzyczą. Cały czas wokół mnie są ludzie, którzy mnie nienawidzą.
A ja chcę tylko spełnić swoje marzenia.
Pisać wiersze, książki. Rysować i podróżować. Kochać.
Chcę kochać. Chcę być kochany.
Dlaczego jest coraz gorzej?
Dlaczego umrę?
L. V.
Kochane Nocne Niebo!
Tylko Ty potrafisz mnie uspokoić. Zanuć mi melodię i ukołysz do snu. Może się już nie obudzę? Może to przyniesie ukojenie? Może to poskromi ból? Może nie ma się co męczyć na tym świecie, dążąc za marzeniami?
Ja już nie chcę płakać. Chcę być wolny.
Chcę spełniać marzenia.
Właśnie. Dlatego nie mogę umrzeć. Muszę żyć dla marzeń.
L. V.
— Co z nim, pani doktor? — spytała ciocia młodego pacjenta.
— Praktycznie całymi dniami siedzi tutaj i pisze. Wychodząc do toalety, patrzy na puste korytarze z lekkim strachem. Myśli, że wszędzie wokół są ludzie, którzy go nienawidzą. Ma przez to myśli samobójcze. Ostatnio wziął nóż z kuchni. Zrobił kilka cięć. Znaleźliśmy go nieprzytomnego. Od tamtego czasu bardziej pilnujemy ostrych przedmiotów. Poza tym wciąż mruczy do siebie o rodzicach i Annie.
— R-rodzicach? — spytała przełykając ślinę, na co psychiatra westchnęła.
— O rodzicach. Przez sen dużo krzyczy. Najprawdopodobniej zapomniał. A w śnie wracają wspomnienia. Często też płacze.
— W-wymordował całą rodzinę. A teraz... Myśli, że oni dalej żyją?
— Tak, proszę pani. Jego wyobraźnia jest ogromna. Niestety bardzo niebezpieczna. Schizofrenia go wyniszcza. Ubzdurał sobie coś. Prawie nie je. Stał się anorektykiem. Myśli, że jest znienawidzony, popadł w depresję. Ma jeszcze cały ciąg chorób psychicznych. Chciał urzeczywistnić marzenia. Dlatego stworzył tulpę. Niestety obróciło się to przeciwko niemu i popadł w schizofrenię, co niosło za sobą depresję i anoreksję. Uznał, że jest za gruby, powiedział mi to wprost. Choroby go wyniszczają. Chłopiec niedługo umrze. — rzekła ze smutkiem. Kiedy choroba nie była tak rozwinięta, naprawdę go lubiła.
— Boże... — szepnęła rozgoryczona ciotka chłopca, przykładając dłonie do twarzy, zaczęła gorzko płakać. Już wiedziała. Syn jej ukochanej siostry miał umrzeć.
Kilka miesięcy później, stało parenaście osób. Padał deszcz. Zlewał on się z łzami ubranych na czarno postaci. Młoda kobieta trzymała w rękach listy zmarłego chłopca. Jej siostrzeńca.
Wzrok miała pusty, a wszystko wokół było zamazane. Niewyraźnie wpatrywała się w złoty, zdobiony napis na nagrobku nastolatka.
„Był chłopcem, który tylko podążał za marzeniami”
Heja!
Jak widzicie, kolejny one-shot, który tym razem ma 844 słowa.
Pisząc to wczoraj w nocy prawie się popłakałam z utworem u góry.
Jestem uzależniona od słuchnia jego muzyki.
Media: Brian Crain — „Rain”
Jestem bardzo zadowolona z tego one-shota. Ostatnie zdanie strasznie mi się podoba.
Nie miałam siły wymyślać imion. Dlatego chłopiec podpisywał się w listach pamiętnika „L.V.”.
Dobra. Ale jestem ciekawa, co Wy sądzicie o oneshocie! Poproszę konstruktywną krytykę, bądź luźną opinię ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top