Rozdział 3 - ''Zdrętwienie narządów''
Natney
Siedziałam w trzeciej ławce na lekcji psychologii i w skupieniu rozpakowałam swój zeszyt. nauczyciel w ciszy sprawdzał obecność, aż w końcu do moich uszu dotarło imię Nathaniel. A my nie mieliśmy w klasie żadnego Nathaniela. Myślałam, że się przesłyszałam, ale po chwili Lacey odwróciła się do mnie ze zdziwioną miną i zmarszczyła swój niewielki nos, sprawiając, że jej okrągłe czarne okulary zsunęły się.
I wtedy przez drzwi sali przeszedł on. A wszystkie kończyny i narządy wewnętrzne zdrętwiały.
Oniemiałam. Siedziałam w ogromnym szoku, patrząc na chłopaka, który jako pierwszy złamał mi moje małe serce. Jednak teraz nie był już chłopakiem. Teraz był dorosłym mężczyzną, a w jego wyglądzie nic nie wspominało tamtego piekielnego dnia, który do chwili temu był dla mnie zapomniany. On go przywrócił. Przez chwilę pomyślałam, że może się nawet gdzieś mijaliśmy, ale go nie poznałam, bo wyglądał kompletnie inaczej niż mój Nate. Ale teraz wiedziałam, że to on bo tylko na niego moje serce wybijało taki rytm.
Niestety chwilowy szok zmienił się w nienawiść.
Czułam jak każda kość, każdy mięsień w mojej twarzy i ciele niemiłosiernie się spina. Zagryzłam mocno zęby i wpatrywałam się w niego. Z nienawiścią, jakiej nigdy nikt mi nie pokazał.
Blondyn ruszył, aby zająć wolną ławkę. Jednak zanim do niej dotarł, zatrzymał się tuż obok mojego krzesła i ze szklanymi oczami wpatrywał się w moje ciskające gromami. Oboje się zmieniliśmy. Teraz nie łączyło nas już nic.
Patrzył jakby błagał o przebaczenie. Mógł błagać. Ja nie byłam w stanie mu go dać. Nawet po tylu latach.
W końcu z zażenowania spuściłam wzrok i uśmiechnęłam się tak nienawistnie jak tylko potrafiłam. A jego ramiona opadły.
Czułam, że zwyciężyłam, choć w środku mnie znów coś umarło.
Empatia. I umiejętność bycia dla każdego miłym, bez znaczenia na krzywdę jaką mi ta osoba wyrządziła.
Tak wychowali mnie rodzice. Bo każdy mógł popełniać błąd. Ale ja tą cechę zabiłam. Bezdyskusyjnie.
Mężczyzna ruszył, pozostawiając po sobie tylko słodko gorzki zapach malin.
A ja puściłam rękę małej dziewczynki, która pragnęła, aby jej Nate wrócił.
— To jest on? — zapytała moja przyjaciółka, szeroko otwierając oczy.
Tylko delikatnie skinęłam głową. I to wystarczyło, abym na swoim barku poczuła delikatną dłoń uroczej blondynki. Jednak ja już nie potrzebowałam wsparcia. Wyzbyłam się uczucia smutku i niemocy.
Tak długo jak walczyłam z samą sobą, wierzyłam że pokonałam swoją przeszłość. Jednak moja przeszłość w znacznie szybszym czasie zdołała rozpocząć nową walkę ze mną. Wróciła jak wstrętny Boomerang z podwójną mocą i ogromnym zawzięciem do walki. A ja nie mogłam się poddać. Przez lata starałam się zbudować najsilniejszą wersję siebie. I do tego momentu mogłam powiedzieć, że nie jestem już słaba.
Jednak nie wiedziałam czy długo uda mi się pozostać silną.
— Witamy cię Nathanielu w nowej klasie. Mam nadzieję, że się szybko odnajdziesz — profesor uśmiechnął się uprzejmie i poprawił swoje prostokątne okulary. — Nie ma u mnie taryfy ulgowej ale zaznaczam, że z czyjąś pomocą napewno sobie poradzisz.
Nauczyciel wrócił do sprawdzenia reszty obecności, a ja przez cały ten czas tępo wpatrywałam się w kartki zeszytu i uderzałam w biurko długopisem. Demony przeszłości obudziły się w moim wnętrzu. Jednak nie pozwoliłam im długo funkcjonować. Zamknęłam oczy i z całą siłą którą w sobie posiadałam zmusiłam je do ponownego zaśnięcia. Wiedzialam, że w końcu uda mi się ich wyzbyć.
— Dobra droga młodzieży — profesor usiadł na swoim biurku i złożył ręce na kolana, rozglądając się po klasie. — Dzisiejsze zajęcia nie będą się różnić od pozostałych. Znów będzie praca w grupach na dane tematy i później wspólnie omówimy swoje spostrzeżenia — wyjaśnił, a ja cieszyłam się bo lubiłam taką formę zajęć. Dało się dowiedzieć co druga osoba może myśleć na jakiś błachy temat. Pomagało to zrozumieć innych i dopuścić do swojego umysłu inne rozumowanie. — Tyle, że tym razem ja dobiorę was w pary bo znudziły mi się prezentację ciągle tych samych osób. Chce świeżości, nowych poglądów i integracji — wyjaśniał, gestykulując żywo pomarszczonymi już dłońmi. — Będę po kolei wymieniał pary imionami, a wy w szybkim tempie przesiądziecie się do tych osób — posłał swój wyćwiczony jednakże miły uśmiech — Nathanielu, jako iż jesteś nowy w naszej grupie to pozwolę sobie zacząć od ciebie i przydzielę cię do osoby, która zdecydowanie ma specyficzne poglądy na różne tematy oraz jest idealną partnerką na pierwszy raz — westchnął ciężko, uświadamiając sobie jak dwuznacznie mogło to zabrzmieć. — Usiądź proszę z Natney.
Wstrzymałam oddech. Długopis wypadł mi z ręki, a mój wzrok machinalnie przeniósł się na profesora Florenca. Rozszerzyłam oczy i rozchyliłam wargi, aby się odezwać, ale męski głos mnie uprzedził.
— Bardzo doceniam, że chciał mnie Pan przydzielić do najbardziej uzdolnionej uczennicy w klasie, w co absolutnie nie wątpię jednak czy ten pierwszy raz nie mógłbym być z jakimś chłopakiem? Czułbym się o wiele swobodniej prowadząc pierwszą rozmowę z kolegą niż koleżanką — wypowiadał się tak płynnie i nonszalancko, że ciężko było nie zorientować się kim są jego rodzice.
Ja niestety doskonale wiedziałam.
Wiedział, jak bardzo zrobi sobie krzywdę będąc ze mną w parze.
— Szanowny Nathanielu, jestem profesorem psychologii i doskonale zdaję sobie sprawę co robię i uwierz mi, że twój pierwszy kontakt z dziewczyną nie będzie traumą, tylko miłym doświadczeniem. Ręczę za Natney, nie masz się o co martwić — mężczyzna puścił mu oczko i dłonią wskazał na miejsce obok mnie, gdzie siedziała jeszcze Lacey.
— Powodzenia — szepnęła blondynka, zbierając swoje rzeczy do materiałowej torby. Poklepała mnie po ramieniu i odeszła do ławki, którą wskazał jej profesor.
Czując zapach malin dowiedziałam się, że chłopak zajął już miejsce mojej przyjaciółki. Nie patrzałam na niego. Nie chciałam. Wiedzialam, że jego wzrok również nie błądzi po mojej twarzy. Niezmiernie mnie to cieszyło. Nie zamierzałam słuchać słów „przepraszam" albo jakiejkolwiek próby proszenia o wybaczenie.
Gdy głos profesora nie był już dla mnie słyszalny, czułam jakby minęły wieki. Cisza, która nas otaczała męczyła mnie i mdliła aż zrobiło mi się nie dobrze. Jednak po chwili profesor Florence zjawił się przed naszą ławką.
— Chciałbym abyście omówili temat utraty bliskiej osoby — zaśmiałam się pod nosem — oddziaływanie na psychikę, skutki i jak sobie z tym radzić, wiecie o co chodzi. Poradzicie sobie. — Odszedł pozostawiając po sobie uprzejmy uśmiech.
— Och, idealny temat. Będę mogła się wykazać, bo sama tego doświadczyłam — z pewnym siebie szyderczym, pełnym kpiny i żalu uśmiechem odwróciłam się w stronę Nathaniela i spojrzałam prosto w jego oczy.
Wciąż zieleń jego tęczówek była wręcz rażąca. Zupełnie jak kiedyś.
W jego oczach dojrzałam błysk. A wyraz twarzy miał przygnębiony i świadomy swojego beznadziejnego czynu. Wiedział co zrobił i jak wielkie piętno odcisnęło to na mojej psychice.
— Słuchaj, ja... — zaczal ale przerwałam mu bezczelnym śmiechem.
— Nie zamierzam nic słuchać. Nie będziemy nawet rozmawiać. Zrobisz co musisz, za tydzień przedstawimy i na tym się kończy nasza współpraca. Nie zamierzam mieć z tobą więcej kontaktu. Tyle mi zdecydowanie wystarczy. — Parsknęłam, pisząc na środku strony temat notatki.
— Sądziłem, że podejdziesz do tego nieco bardziej profesjonalnie, a nie zachowasz się jak dziecko — odburknął, wyciągając z swojej sportowej torby długopis i cienki zeszyt z nutami na okładce.
Myślałam, że mi się, kurwa, przesłyszało.
— Profesjonalnie — palnęłam kpiącym głosem. — Twoje zachowanie też było wtedy szalenie profesjonalne — dodałam. — W takim razie skoro to dla ciebie za mało, przed lekcją możemy skonsultować swoje notatki.
Chłopak już się nie odezwał. Ale czułam na sobie ciężki wzrok jego oczu, przez który kompletnie nie mogłam się skupić. Nie lubiłam gdy ktoś patrzał mi na ręce. Irytowało mnie to do granic możliwości i sprawiało, że się rozkojarzyłam, bo czułam jakbym robiła coś pod presją.
— Zdjęcie chcesz na pamiątkę, bo nie czuję się swobodnie gdy się na mnie gapisz — zapytałam, różowym zakreślaczem ozdabiając stronę.
— Przydałoby mi się, bo ostatnie jakie mam to gdy miałaś jeszcze sześć lat. — Odpowiedział, spuszczając wzrok na kartkę zeszytu.
Przełknęłam ciężko ślinę i zapatrzyłam się w jeden punkt. Odliczałam w głowie każdą sekundę po kolei, aby ta lekcja się skończyła. Nie chciałam tu być. Mimo, że był to mój ulubiony przedmiot to w tym momencie marzyłam o jego cholernym końcu.
— Szkoda, że nie dostaliśmy tematu postaw się na miejscu osoby, która nie jest zostawianą, a sama zostawia. Wtedy byś zabłysnął na pierwszych zajęciach — prychnęłam, pisząc pierwszy punkt notatki.
Zamierzałam opisać wszystko to co czułam. Chciałam jak najdokładniej opisać stan w jakim znajduje się człowiek, gdy jest opuszczany. Chciałam przedstawić moment gdy jest zostawiany z dnia na dzień nieświadomie, oraz sytuacje gdy prosto w twarz ktoś mówi mu, że już go nie chce w swoim życiu. Pragnęłam przekazać wszystkie emocje, które się kłębią wtedy w ludzkiej głowie. Czułam, że dzięki temu tematowi profesor napisze mi tak dobrą rekomendację, że bez problemu dostanę się na wymarzone studia. Zważając na to, że profesor Florence był szalenie szanowanym nauczycielem. Rzadko kto nie słuchał się jego poleceń.
— Może gdybyś dopuściła mnie do siebie to byś zrozumiała. I ominęlibyśmy te chamskie przytyki, nieczyste zagrania i moglibyśmy współpracować. Przecież to tylko stare dzieje, które nic nie znaczą — wyjaśnił blondyn, opierając się wygodnie o krzesełko.
Dla niego mogło to nic nie znaczyć. Mi zostawiło to ranę na psychice do dziś. Bo w końcu nie trudno wymazać z pamięci moment, gdy będąc małą istotką opuszcza Cię ktoś dla ciebie najważniejszy. Widocznie on tego nie rozumiał i to ponownie napędzało mnie, aby jak najlepiej opisać wszystko w notatce.
— Nagraj to sobie na dyktafonie i posłuchaj jak żałośnie brzmisz. Może wtedy byś dopuścił do siebie myśl, że nie każdy jest egoistycznym kutasem bez uczuć i empatii — prychnęłam, gwałtownie chowając swoje rzeczy do torby.
Zerwałam się z ławki zostawiając chłopaka z rozszerzonymi ustami i zdziwionym wyrazem twarzy.
Podeszłam do profesora udając, że okropnie źle się czuję i wyszłam niby do „pielęgniarki".
Tak naprawdę przez resztę lekcji dzisiejszego dnia siedziałam w wielkiej auli i próbowałam na nowo zbliżyć się do pianina.
Znów mi to obrzydził.
Znów musiałam walczyć z samą sobą.
#DoDL
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top