Rozdział 1 - ''Duchy przeszłości''

NATNEY

12 LAT WCZEŚNIEJ

Natney 6 lat, Nathaniel 7 lat

Wyszłam przed dom i zerkałam przez dziurę w płocie, którą zrobiłam razem z Nate'm, aby szybciej do siebie przychodzić i czekałam aż go zobaczę. Tęskniłam za moim przyjacielem. Choć spotykaliśmy się codziennie zawsze potrafiłam za nim zatęsknić. Był jak jakaś cząstka mnie, bez której funkcjonowanie było bardzo ciężkie. 

— Natney! Ubierz chociaż buty! Jest cholerna zima! — Krzyczała moja mama z okna w kuchni. 

Ona zawsze musiała mnie pouczać. Przecież miałam na sobie szal, czapkę, płaszcz. Tylko butów zapomniałam ubrać, więc stałam w samych skarpetkach w renifery pośród wysokich zasp śniegu. 

Przewróciłam oczami i pognałam do domu. Wciągnęłam moje ciepłe buciki i chciałam już wychodzić, ale zatrzymała mnie mama. Ona chyba nie rozumiała, że jak Nate mnie nie zobaczy przy płocie to pomyśli, że nie chciałam się z nim spotkać. A ja nie chce by tak pomyślał, bo to mój przyjaciel. 

— Myszko, Nate ci nie ucieknie. Jest przecież twoim najlepszym przyjacielem. A jak ty nie będziesz ubierać w taki mróz bucików to ty uciekniesz Nate'owi, bo będziesz chora — wytłumaczyła swoim kojącym głosem. 

Lubiłam jej słuchać. Zawsze potrafiła tak ładnie wszystko powiedzieć, że nawet gdyby opowiadała mi jakie głupoty robi w pracy to i tak słuchałabym jej z uwielbieniem. Jej głos był taki spokojny. Mogłam codziennie przy nim usypiać. Kochałam moją mamę najmocniej na świecie. I tatę też. Byłam jego księżniczką. 

Uśmiechnęłam się ciepło do mamy i przytuliłam ją najmocniej jak umiałam. 

Wybiegłam na dwór i szalik mi się rozwiązał, nadepnęłam na niego i upadłam w zaspę. Chciałam już zacząć płakać, bo nagle było mi okropnie zimno. Ale wtedy usłyszałam głos mojego przyjaciela. 

— Natney!!!!!! 

Coraz głośniej słyszałam jego zmęczony od biegu oddech i uniosłam kąciki ust. 

— Nic ci nie jest? — zapytał, podbiegając do mnie i podnosząc mnie z góry śniegu. 

Chyba był silny. 

Uśmiechnęłam się najszerzej jak umiałam i pokiwałam przecząco głową. Nate uśmiechnął się i odetchnął jakby z ulgą? 

Chwycił mój zmoczony od śniegu szal i zdjął go ze mnie. Zawiesił na płocie i podszedł znów do mnie. Cały czas go obserwowałam. Był moim bohaterem. Moim przyjacielem Nathanielem. 

Po chwili zaczął zdejmować ze swojej szyi szalik. Był ładny. Taki ciemny niebieski w białą cienką kratkę. Podobał mi się. Cały czas patrzałam w jego jaskrawo zielone oczy,  a on ze skupieniem zaczął owijać mnie w jego szalik. 

Ciepło rozlało się po całym moim ciele. I chyba serduszku. 

— Teraz będzie ci cieplej, nutko — powiedział, chowając dłonie do kieszeni płaszcza. 

Uśmiechnęłam się na to określenie. Lubiłam, gdy mnie tak nazywał, choć nie wiedziałam dlaczego akurat wybrał takie określenie. Może lubił to, że grałam na pianinie? 

— Dziękuję Ci, Nate — szepnęłam mocno go przytulając. — Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie. 

Byłeś. 

*******

Otworzyłam oczy, gdy tylko poczułam jak tata całuje mnie w czoło. Zawsze tak robił, gdy wychodził do pracy. Mama tak nie robiła, bo częściej zostawała ze mną w domu. Przestała chodzić do pracy, aby spędzać ze mną czas. 

Uśmiechnęłam się, widząc zdziwiony wzrok mojego taty. 

— Możesz jeszcze spać, księżniczko — powiedział, głaskając mnie po włosach. Wtuliłam policzek w jego dłoń. 

— A zawieziesz mnie do przedszkola? — zapytałam, bo dawno tego nie robił. A bardzo lubiłam w drodze śpiewać z tatą piosenki z Barbie. 

Spojrzał na mnie tym swoim ciężkim i smutnym wzrokiem, a ja już wiedziałam, że odmówi, bo ma jakieś spotkanie. Było mi trochę przykro, ale rozumiałam, że żeby kupić mi kolejną lalkę musi trochę popracować. Nauczył mnie, że pieniążki są ważne i aby spełniać moje marzenia musi czasem ode mnie jechać. Za to zawsze w weekendy zabierał mnie do krainy lalek Barbie i pozwalał mi sobie jakąś wybrać, a później bawiliśmy się nimi razem. 

Tata często zmieniał się w księżniczkę, a mama wtedy się śmiała i mówiła, że nigdy by się nie spodziewała, że Nathan Wilson wielki prawnik będzie nosił diadem. To było śmieszne. 

— Proszę, tato — zrobiłam duże oczy i liczyłam, że się zgodzi. Nie musiał mi znowu kupować lalki. Tym razem chciałam, aby zawiózł mnie do przedszkola. 

— Dobrze. Zbieraj się i chodź na dół, bo mama robi gofry — pocałował mnie w czoło i wyszedł. 

Uśmiechnięta, wstałam z łóżka i ubrałam moją ulubioną sukienkę w różowe serduszka. Spakowałam do swojego plecaka króliczka lalkę Barbie i szybko pobiegłam na dół. 

— To ja mogę pojechać za ciebie na to spotkanie, nie musisz go odwoływać — usłyszałam głos mamy. 

— Nie. Źle się czujesz, a żaden klient nie jest ważniejszy od mojej rodziny — odpowiedział tata. 

Usłyszałam jeszcze cichego ich buziaka i weszłam uśmiechnięta do kuchni. Weszłam na krzesełko przy blacie i chwyciłam słoik z nutellą. Kochałam nutelle ale miałam od niej coraz większy brzuszek. Ale rodzice mówili, że duże brzuszki są fajne więc dalej jadłam nutellę. 

Po zjedzonym śniadanku tata zabrał mnie do samochodu i jechaliśmy do przedszkola. Tym razem śpiewaliśmy "Tak to ja" z Barbie piosenkarka i księżniczka. Czy jakoś tak to było. 

Tatuś wyciągnął mnie z auta pod przedszkolem i prowadził za rączkę do wejścia. W podskokach weszłam do sali i zaczęłam szukać Nate'a. 

Tata cały czas stał za mną. Gdy już znalazłam blondwłosy mojego przyjaciela poszłam w jego stronę. 

Tylko, że on stał z Lilly. Dziewczynką, która zawsze się ze mnie śmiała i żartowała. Często przez nią płakałam, ale mama wtedy mówiła, że są w życiu takie wredne baby i ona też musiała z taką walczyć o tatę, więc się nie poddałam i udawałam, że Lilly nie istnieje. Ale teraz zaistniała. 

— Nate? — zapytałam, ale nie odwrócił się. — Nateeeee? — przybliżyłam się i stuknęłam go w ramię. Musiałam spojrzeć w górę bo był ode mnie dużo większy. 

Popatrzał na mnie. Ale nie tak jak zawsze. Patrzał jakby mnie nie znał. Zaśmiałam się. 

— Czego chcesz? — zapytał ostro, a ja zmarszczyłam brwi i przechyliłam głowę w prawo. O co mu chodziło? — Nie przyjaźnimy się już. Jesteś głupia i cię nie lubię. Zostaw mnie i idź sobie. 

Stanęłam prosto i słuchałam słów, które padły w moją stronę z ust mojego przyjaciela. Ścisnęłam w ręce mocno mój plecaczek i walczyłam ze łzami. 

Ale mnie pokonały. 

Przegrałam. 

Spojrzałam za siebie czy w drzwiach nadal stoi mój tata. Był tam. 

Pobiegłam do niego i z duszącym płaczem wtuliłam się w jego nogi. 

— Tatusiu, zabierz mnie stąd. — Stękałam, połykając własne łzy. 

Zrobił to. 

Zabrał mnie tak daleko jak tylko się dało.

Nigdy więcej nie zobaczyłam tego przedszkola. 
Nigdy nie zobaczyłam też Lilly. 
Nigdy nie nazwałam już Nathaniela moim przyjacielem. 
Nigdy nie miałam już przyjaciela. 
Nigdy tata nie chronił mnie tak bardzo, jak od tamtej pory. 

Tego dnia straciłam cząstkę siebie. 

#DoDL



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top