7

Nie potrafiłam się skupić na niczym. Myślałam o tym co powiedziała mi Miley. Kto ją zatrzymał?

W sumie nie wyglądała na uszkodzoną. Przynajmniej fizycznie. W sumie nie wiem co gorsze. Gdy ktoś powoli niszczy twoją psychikę to w końcu doprowadzi do tego, że zaczniesz zastanawiać się na swoją autodestrukcją.

Jeśli teraz coś się dzieję to na pewno jest to związane z Dylanem.

Gdybym wtedy nie poszła do tego więzienia to wszystko co teraz się działo nie miałoby miejsca. To była moja wina. Jeśli ktoś ma cierpieć i za cokolwiek zapłacić to jestem to właśnie ja.

Gdybym tylko wiedziała o co chodzi...

- Miley Lee spóźniłaś się, więc zapraszam cię teraz serdecznie do odpowiedzi.

Moja przyjaciółka jęknęła cicho. To znaczyło, że nie umiała kompletnie nic.

Chwilę później jej telefon zaczął wibrować i zadzwonił. Cholera. Ten nauczyciel na prawdę nie lubi telefonów.

- No zobacz. Sprawdź. Może to coś bardzo ważnego?- powiedziała ze słyszalnym sarkazmem w głosie profesor. Jednak Miley udała, że nie zauważyła tego w jego głosie. Sięgnęła do plecaka i wyciągnęła telefon. Po chwili wpatrywania się w telefon zbladła. Zakryła usta ręką, żeby z jej ust nie wydobył się żaden pisk. Jednak ja słyszałam jej niemy krzyk. Dziewczyna była widocznie przerażona informacją, którą przed chwilą przeczytała.

- Widzę, że to co przeczytałaś zrobiło na tobie bardzo duże wrażenie, ale nie obchodzi mnie to- mówił z rozdrażnieniem nauczyciel- Mam nadzieję, że za to odpowiedzi na moje pytanie zrobią na mnie jak najlepsze wrażenie. Ciągle czekam Lee.

Dziewczyna wolnym krokiem ruszyła w stronę biurka. Przy okazji musiała wyminąć moją ławkę. Robiąc to, prawie niewidocznie podała mi swój telefon. Co było aż tak bardzo ważne?

Nauczyciel, albo nie zauważył, albo nie chciał zauważyć tego ruchu. Jednak mi było to jak najbardziej na rękę.

Spojrzałam na telefon. Wszystkie wcześniejsze esemesy wydały mi się teraz niczym. Owszem, były przerażające, ale przy tym...

Rozumiem twoje przerażenie. Gdybym nic nie umiał, też bym zareagował tak jak ty.

Wszystkie te rzeczy wskazywały na to, że stalker był tu. W dosłownym znaczeniu tego słowa. Któraś z osób prześladowała nas od tygodnia. Zaczęłam się niespokojnie obracać. Poczułam, że nawet w szkole nie jestem bezpieczna. Nie czułam na sobie wzroku innych, ale wiedziałam, że ktoś mnie teraz obserwuję.

- Siadaj, masz jedynkę!- powiedział zdenerwowany nauczyciel. Tymi słowami zostałam przywrócona do rzeczywistości.

- Mówiłam, że nie umiem- powiedziała Miley.

Nauczyciel schylił się nad dziennikiem by najprawdopodobniej wpisać dziewczynie ocenę niedostateczną. Ta wcale się tym nie przejęła. To nie słaba ocena była teraz jej problemem.

***

- Ciągle nie potrafię w to uwierzyć. Nie przewidziało ci się? Naprawdę ją uderzył? Przecież to taki łagodny facet!

- Też tak myślałam. W moich oczach byli parą idealną.

- Chyba przestałam wierzyć w miłość- skrzywiła się moja przyjaciółka.

- To co zamawiamy?

- Wezmę zwykłą kawę. Nie mam siły na nic innego- powiedziała Miley.

- Ja chyba też- skrzywiłam się na myśl, że będę piła ten gorzki napój. Kawa w moim prywatnym rankingu znośnych napoi nie znalazła swojego miejsca nawet na ostatnim miejscu.

- Dzisiaj rano się spóźniłam. Nie zaspałam.

- Mówiłaś- westchnęłam.

- Przez przypadek zobaczyłam... Alana.

- Co? Czy masz na myśli tego Alana?- przed oczami miałam obraz sprzed jakiegoś czasu. Momentalnie po moich plecach przeszły ciarki.

- Tak, ale- chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałam.

- Nie powinnaś się z nim zadawać. Nawet jeśli jest przystojny. Nic nie mów!- prawie krzyknęłam.

- Uspokój się. Powiedział, że mam na siebie uważać- zarumieniła się. Chwilka. Dlaczego się zarumieniła?

- Co za troskliwy człowiek- wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

- Żebyś wiedziała- była na mnie zła.

- Nie możemy mu ufać. Co jeśli to on wysyła te wszystkie esemesy?- nie ufałam nikomu. Nie teraz.

- To musiał być ktoś z klasy- dziewczyna była pewna swego. Ja też tak myślałam, ale teraz miałam wątpliwości.

- Dlaczego go bronisz? Przecież ostatnio ci groził?- dawno się nie kłóciłyśmy.

- Jesteś egoistką!- wykrzyczała.

- Co to ma wspólnego?- jęknęłam.

- Nie chcesz mojego szczęścia?

- Cholera. Czy ty siebie właśnie słyszysz? Planujesz z nim ślub i dzieci? Powiedział ci tylko, że masz na siebie uważać. Prędzej by cię zabił już się z tobą związał- ostatnie zdanie wykrzyczałam i wszyscy, którzy byli w kawiarni odwrócili się w naszą stronę.

- Nienawidzę cię!- krzyknęła i wybiegła.

Nie miałam ochoty za nią biegnąć. Poza tym ta dziewczyna musiała ochłonąć. Również byłam na nią wściekła. 

Szkoda tylko, że będę musiała sama wracać do domu- pomyślałam. Było już późno i ciemno.

***

Szłam już koło 10 minut. Cały czas odczuwałam to dziwne wrażenie, że jestem przez kogoś śledzona. Próbowałam się dyskretnie odwracać, ale wtedy nie widziałam nikogo. Słyszałam kroki, ale gdy ja zatrzymywałam się, kroki momentalnie stawały się niesłyszalne.

Na przeciwko mnie była jakaś ciemna uliczka. W prawo do mojego domu. Zostało mi jeszcze jakieś 15 minut drogi. To jakiś koszmar. Nagle usłyszałam sygnał telefonu. Byłam prawie pewna, że teraz dzwoni do mnie chory psychicznie stalker. Jednak pomyliłam się.

- Widzisz przed sobą tą uliczkę- po drugiej stronie rozległ się zdenerwowany głos- Clary!- zdecydowanie męski głos.

- Kim jesteś?- mój głos drżał, ale nie potrafiłam nad tym zapanować.

- Biegnij!

- Cholera. Chyba się przesłyszałam- jęknęłam.

- Kurde Clary biegnij w tą uliczkę. Na chwilę zaufaj- głos zrobił pauzę- zrób to jeśli chcesz przeżyć- okej. Tym ostatnim argumentem zdecydowanie mnie przekonał.

Zaczęłam biegnąć. Zorientowałam się, że razem ze mną ta druga osoba też zaczęła biegnąć. Chyba właśnie dowiedziałam się co to prawdziwy strach. Serce miałam już w gardle. Osoba za mną szarpnęła mnie za rękaw. Jednak wyrwałam się i w ten sposób pozbyłam się rękawa mojej ulubionej kurtki. No cóż. Chyba nie była zbyt mocna.

Nawet nie zauważyłam kiedy wbiegłam do uliczki. Nie patrzyłam przed siebie. Nie miałam już siły. Jeszcze brakowało tego, żeby zaczęła biegnąć z zamkniętymi oczami.

Zderzyłam się z jakimś ciałem. Głos kłamał. Albo ja źle zrozumiałam. Może miało być.

Nie biegnij, jeśli chcesz przeżyć?

Podniosłam głowę i napotkałam się ze spojrzeniem Dylana. Jednak wcale nie czułam się bezpieczniejsza. No może trochę.

- Co ty do cholery robisz tak późno sama w najciemniejszej stronie tego przeklętego miasta- wysyczał.

- Spacerowałam sobie- głos mi drżał. Mimo szczerych chęci nie potrafiłam nad nim zapanować.

- Byłaś śledzona. Jesteś taka tępa, że tego nie zauważyłaś?- ała?

- Oczywiście, że zauważyłam idioto, ale co miałam zrobić? Wybacz, ale nie jestem sprinterką.

- Pomyśl- prychnął.

- Najpierw wysyłasz jakieś chore esemesy, a teraz zaciągasz to jakiejś ciemnej uliczki. Pewnie teraz- chciałam coś powiedzieć, ale zakrył mi usta swoją dłonią.

- Wystarczy. Już i tak powiedziałaś za dużo. A wracając do pierwszej kwestii. O jakie esemesy ci chodzi? 

Patrzyłam na niego zdezorientowałam. Jednak w głębi duszy miałam nadzieję, że to Dylan jest tym stalkerem. Właściwie to podejrzewałam już wszystkich.

- Dostaję od tygodnia- wyszeptałam. Chłopak zmarszczył brwi.

- Alan wiesz coś o tym?- nagle z cienia wyłonił się blondyn.

- Nic mi nie wiadomo- powiedział.

- Pokaż je- wystawił rękę w moją stronę. Chwilę się wahałam- Nie ukradnę ci go- powiedział z lekkim rozbawieniem. 

Włożyłam rękę do torebki.

- Cholera- wyszeptałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top