5

- Nie powinnaś wychodzić sama w nocy?- usłyszałam dobrze znany głos.

Albert.

Co on robi tutaj w środku nocy?

- Masz rację. Nie powinnam- nie miałam siły się wykłócać, a tym bardziej tłumaczyć. To nie miało sensu.

- Widzę, że jesteś zmęczona- punkt dla niego- I pewnie nie chcesz o tym rozmawiać. Mogę cię podwieźć- powiedział. Dopiero teraz uniosłam twarz i spojrzałam przed siebie. Chłopak siedział w granatowym volvo i przez otwartą szybką pokazywał mi, że mam wsiąść.

Pewnie powinnam z grzeczności powiedzieć, że nie będę wsiadać, bo pewnie ma nie po drodze. Bzdura. Jestem tak zmęczona, że zaraz umrę. Na dodatek chyba zaraz się rozpłaczę. Chcę jak najszybciej znaleźć się w domu.

Zeszłam z ławki i podeszłam do auta. Powoli otworzyłam drzwi i usiadłam na miejscu pasażera.

- Wiesz gdzie mieszkam?- zapytałam się.

- Pamiętam. Byłem u ciebie na urodzinach w szóstej klasie- zaśmiałam się. Dobrze pamiętałam te urodziny. Wspominam je zawsze jako jedne z najlepszych.

- Jeszcze pamiętasz?

- Nie mógłbym zapomnieć- powiedział.

Nastała cisza. Dosyć krępująca. Niby chodzimy razem do klasy. Kiedyś się przyjaźniliśmy, ale potem to zanikło. Prawie ze sobą nie rozmawiamy. Czasami nawet się ze sobą nie przywitamy. Sama nie wiem co tak wpłynęło na naszą relację.

- Przepraszam- powiedział chłopak po chwili- Ja sam nie wiem dlaczego się śmiałem. Nie powinienem poruszać tego tematu- popatrzyłam na niego i nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi- No wiesz. Chodzi mi o twojego ojca.

No tak. To faktycznie zabolało. Niepotrzebne słowa. Czasami nie zdajemy sobie sprawy z tego wszystkiego. Nie myślimy nad tym, jak bardzo kogoś mogło zaboleć to, co powiedzieliśmy. Dla nas to nic takiego, a druga osoba może pamiętać te słowa do końca życia

- Okej. Rozumiem, ale nie będę udawała, że to nic takiego. Powiedzmy, że twoim zadośćuczynieniem będzie podwiezienie mnie do domu. Teraz- uśmiechnęłam się do niego.

- Dzięki- Zaparkowaliśmy pod moim domem. Położyłam rękę na klamce i już chciałam wyjść, gdy poczułam rękę Alberta na swojej- Może byśmy się kiedyś spotkali. Tak wiesz. Poza szkołą?

- Pewnie. Jeszcze o tym porozmawiamy- powiedziałam i prawie wybiegłam z auta.

Jak najszybciej otworzyłam drzwi domu. Było zimno, a ja chciałam znaleźć się jak najszybciej w łóżku. Dylan powinien mi za to wszystko dziękować.

- Clary Rebeco Foster jesteś proszona tutaj. Do salonu. Musimy porozmawiać- ledwo przekroczyłam próg, a już usłyszałam zdenerwowany głos mojej rodzicielki. Miałam cichą nadzieję, że może jednak będzie spała. Nie w tym życiu.

- Tak?- weszłam do salonu.

- Najpierw powiesz mi po jaką cholerę przyjechała po ciebie tutaj policja!- ostatnie słowa wykrzyczała.

- Nieważne- wymamrotałam.

- Jak możesz tak mówić. Na dodatek jest już po północy. Dziecko, czy ty wiesz jak się o ciebie martwiłam? Zmieniłaś się. Odkąd twój tata poszedł do więzienia. Wiedziałam, że to tak na wszystkich wpłynie- teraz mówiła do siebie- Muszę wreszcie dać te papiery rozwodowe. Właśnie. Dzisiaj byłam u adwokata.

- Co?- nie potrafiłam uwierzyć w te słowa- Chcesz wziąć rozwód. Z tatą?- dodałam.

- Tak. Uważam, że to nie ma sensu. Posiedzi tam kilka lat...

- Jak możesz tak mówić? Dlaczego nie wierzysz w jego niewinność? On nigdy nie zabiłby człowieka- w moich oczach zbierały się łzy. Dlaczego to wszystko musi tak wyglądać?

- Porozmawiamy jutro. Idź już spać- powiedziała i udała się do sypialni.

Ja jednak byłam jeszcze głodna. Skierowałam swoje kroki do kuchni i wyciągnęłam kilka rzeczy do zjedzenia. Kiedy zjadłam. Coś sobie uświadomiłam.

Jest noc.

Ty zjadłaś.

Zjadłaś dużo.

Na dodatek w nocy mam słabszy metabolizm.

Poczułam jak robi mi się niedobrze. Już nad tym nie panowałam. Biegiem ruszyłam do toalety i zwymiotowałam wszystko. Płakałam i wymiotowałam.

Jedna część mnie chciała zostać taka jaka jest. Ta druga, zdecydowanie większa chciała schudnąć.

Bo najgorsza jest walka z samym sobą. Ty znasz swoje słabe strony. Potrafisz uderzyć w swój najczulszy punkt. Wiesz jakie argumenty przedstawić, żeby wygrać, a zarazem przegrać.

Ta mniejsza część mnie, znowu przegrała.

Usiadłam koło wanny i płakałam. Dusiłam się własnymi łzami. Nie chciałam tego robić. To znaczy chciałam. Chciałam być szczupła. Oglądałam zdjęcia modelek, które wpędzały mnie w coraz większe kompleksy. Najgorsze jest jednak to, że niektórzy chwalą moją figurę. Czy oni na prawdę nie widzą tego tłuszczu?

Kiedy jeszcze chodziłam na tańce, usłyszałam od naszej instruktorki takie zdanie ''Skoro sami się sobie nie podobamy, to jak mamy się podobać innym?''

To zdanie postawiło kropkę nad 'i'. Wiedziałam, że muszę schudnąć. Dla siebie, a potem innych. Przyjdzie taki czas w moim życiu, gdy spojrzę w lustro i powiem ''Jesteś perfekcyjna''

***

- Wyglądasz jeszcze gorzej niż wczoraj- takimi słowami powitała mnie Audrey.

- Dziękuję siostrzyczko- moje słowa ociekały sarkazmem.

- Do usług. Dzięki za sukienkę. Myślę, że Michael będzie zachwycony.

- Z pewnością- w moim głosie nie było za grosz optymizmu.

- O co chodziło z tą policją?- jestem beznadziejna. Miałam całą noc na wymyślenie jakichś bzdur.

- Jakiemuś facetowi ukradli portfel, a ja byłam świadkiem. Znaleźli złodzieja- chyba się udało.

- A o super. Liczyłam na coś bardziej ekscytującego- żebyś tylko wiedziała.

- Teraz już mówię oficjalnie- do kuchni weszła mama- Biorę rozwód z waszym tatą.

- I dobrze. Zaczniemy wszystko od nowa- czy to właśnie przed chwilą powiedziała moja siostra?

- Żartujesz, prawda?- mówię do swojej siostry, na co tylko wzrusza ramionami.

- Wcale nie.

- Wszystko ustalone. Spotkamy się w sądzie z waszym ojcem za równy miesiąc- po moich policzkach zaczęły spływać łzy.

***

Przekroczyłam próg szkoły. Podbiegła do mnie Miley.

- Podobno wczoraj była u ciebie policja- wyszeptała.

- Wszyscy wiedzą?

- Nie-patrzyła na mnie zaniepokojona- Musimy porozmawiać.

Dziewczyna pociągnęła mnie w stronę kantorka. Kiedy byłyśmy już w środku dziewczyna szczelnie zamknęła drzwi.

- Co im powiedziałaś?- mimo szczelnego zamknięcia dziewczyna mówiła szeptem.

- To, czego oczekiwał Dylan- westchnęłam.

- To dobrze- dziewczyna dziwnie się zachowywała. To przecież ja miała większe problemy. Ona stanowiła chwilowego zakładnika, prawda?

- Ej, co jest?- patrzyłam z niepokojem.

- Od wczoraj dostaję jakieś anonimowe esemesy. Nie są jakieś super przyjemne- jej głos drżał.

- Pokaż- powiedziała stanowczo. Widziałam, że dziewczyna się przez chwilę wahała, ale po chwili sięgnęła do torebki. Jej ręce całe się trzęsły. Męczyła się z zamkiem, a kiedy otworzyła miała łzy w oczach.

- Dostałam kolejnego- przejechała palcem po ekranie telefonu i weszła w wiadomości. Pokazywała mi kolejne.

Co porabiasz kotku?

Całkiem niezła bielizna.

Wiem co teraz robisz :*

Dlaczego nie odpisujesz? Chciałem być tylko miły :(

Wystarczy. Zbędny wstęp. Obiecuję, że nigdy o mnie nie zapomnisz. Niepotrzebnie mieszałaś się w nieswoje sprawy :*

Pozdrów przyjaciółkę.

Patrzyłam przerażona w treść esemesów. Ktoś miał z tego niezłą zabawę. Tylko, że dla mnie to wcale nie było śmieszne.

Do głowy przyszła mi tylko jedna osoba.

Dylan.

Tylko, dlaczego ten chłopak nie pisze do mnie?

W chwili, gdy o tym pomyślałam, usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Wyciągnęłam go i spojrzałam na ekran. Drżącą ręką otworzyłam wiadomość.

Nie zapomniałem o tobie :)

Zabawa się dopiero rozkręca.

Znowu zaburzenia odżywiania :/ Ale musiałam je tu dać, a poza tym pasują mi do tego ff

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top