38

:)

Byłam zbyt przerażona, by mówić, myśleć i wykonywać jakąkolwiek czynność. Wokół mnie chyba było głośno. Większość rzucała w moją stronę obelgi, a ja nie mówiłam nic. Milczałam, bo tylko tyle mogłam zrobić. Gdybym znajdowała się na jakimś wieżowcu to pewnie skoczyłabym teraz z najwyższego piętra.

Przecież ja go prawie zabiłam. Kate tylko dokończy i...

Clary, wyłącz swój umysł, bo nic dobrego nie płynie z twoich myśli.

- Dzwoń na policję- z zamyśleń wyrwał mnie głos Alana. Słowa skierowane były do mnie, więc szybko ruszyłam po komórkę.

Nie musiałam długo czekać. Policjantka odebrała od razu, jakby czekała na mój telefon. Powiedziałam prawie wszystko. To, co uważałam za słuszne. Daniel, ani żaden inny chłopak nie poinformował mnie o ich planie. Znając tych chłopaków, mieli już jakiś gotowy. Może rozmawiali o nim, kiedy byłam nieprzytomna wewnętrznie? A teraz, gdy już odłożę słuchawkę...

- Nie słyszałaś, co mówiliśmy?

- Dziewczyno, nawet to musiałaś spieprzyć?- czyli mieli jakiś plan.

Nie mogłam się teraz rozpłakać. Nie mogłam też wyjść z budynku i trzasnąć drzwiami. Tak dziecinne zachowanie tylko pogorszyłoby moją, naszą sytuację.

- Zostaw ją- odezwała się Miley- Myślisz, że nie wie co zrobiła? Sens rozmowy z władzą był taki sam.

W pokoju zapanowała cisza. Chciałam się uśmiechnąć do przyjaciółki, ale nie potrafiłam. Chyba dostałam jakiegoś skurczu twarzy. 

- Nie mamy czasu. Policja tylko przyjedzie na miejsce, żeby ich zgarnąć. Nie przyjadą żadne służby specjalne, które miałyby zwabić ich w jakąś pułapkę i zamknąć. Ze wszystkim musimy sobie poradzić sami.

- Trzymajcie się planu- dodał jakiś chłopak z tyłu- Clary, najlepiej, gdybyś została w domu.

- Zapomniałeś, że to ja będę przenosiła pieniądze?- mój głos przypominał wszystkim o sytuacji, w której się znajdowaliśmy. 

- Kate wiedziała, że to wszystko zepsuje- Daniel złapał się za głowę- Cholera, cholera, cholera- powtarzał jak modlitwę.

- Bierzcie broń. Zbieramy się, bo policja nie może przyjechać przed nami.

Każdy znalazł się w aucie bardzo szybko. Musiałam usiąść z przodu. Na sobie czułam wzrok każdego pasażera. Okej. Zrobiłam coś bardzo złego, ale czy oni kiedykolwiek byli w mojej sytuacji? Dlaczego nie mogli przynajmniej spróbować mnie zrozumieć?

***

W budynku ich nie było. Logicznym, więc posunięciem było udanie się do lasu. Tuż za miejscem, w którym byłam przetrzymywana. Chociaż to chyba zbyt duże słowo, bo w porównaniu do tego co działo się teraz, moje zwykłe porwanie było chyba niczym. Właściwie w porównaniu do tego co dzieje się teraz... wszystko wydaje mi się takie bez sensu.


Dylan


- Puszczaj mnie idiotko- warknąłem, kiedy wzmocniła swój uścisk. W normalnych warunkach pewnie to ona leżałaby już na ziemi zwijając się z bólu i miałbym gdzieś fakt, że jest kobietą. Nie mam pojęcia co mi dali. Okej, Dylan. Bardzo dobrze wiesz, co ci wstrzykiwali. I to jest najgorsze. Odpływałem. Bardzo powoli, ale jednak. Nawet, jeśli w tym lesie uda mi się uciec Kate to odpłynę. Umrę tam gdzieś w lesie. Ta kobieta zabezpieczyła się. Kiedy przyniosą mi pieniądze, Clary nabierze się i uzna, że wszystko jest w porządku. Nie było.

- Jak czujesz się z faktem, że za chwilę zobaczysz dziewczynę- bawiła się mną. Tylko, że czego innego mogłem się po niej spodziewać.

- Nie chcę jej znać, dobrze o tym wiesz- coraz gorzej się czułem. Każde słowo sprawiało mi ból.

- Nie chciałam, żeby to się tak skończyło- westchnęła- Gdybyśmy zaczęli współpracę. Ty oddałbyś mi swoich ludzi- przerwałem jej. Nie mogłem tego słuchać. Za kogo ona mnie miała?

- Uparty jestem, co nie?- na moje słowa przytaknęła, a ja z lekkim rozbawieniem mówiłem dalej- Teraz umieram, bo jestem w stanie zrobić wszystko dla moich przyjaciół.

- A dziewczyna?- nie rozumiałem. Dlaczego musiała ciągle o niej wspominać? Ja nie chciałem pamiętać.


Clary


- Skup się!

- Przecież cały czas na ciebie patrzę, cały czas cię słucham! O co jeszcze chodzi? Naprawdę myślicie, że mnie to nie obchodzi?- miałam łzy w oczach, ale starałam się jeszcze nad sobą panować. Musiałam pokazać, że mimo wszystko pasuję do nich. 

- Wiem o czym myślisz- Alan z nienawiścią patrzył w moją stronę- Ale nigdy nie będziesz taka jak my- zacisnęłam usta. Odwróciłam głowę, bo miałam dość.

Staliśmy już na brzegu lasu, w którym miało się stać coś strasznego.

Albo coś dobrego.

Chcieliśmy przejąć Dylana, ale oni z całą pewnością to przewidują. Nie mogłam się wycofać. Nie mogłam i nie chciałam. 

Bałam się cholernie. Ale nie o siebie. O Dylana.

- Widzę, że już jesteście- usłyszałam głos Kate zaraz po tym, jak Daniel odebrał telefon.

- Jak chciałaś.

- Lubię stawiać warunki, dominować...

- Chciałbym posłuchać o tym czego nie lubisz, co lubisz, ale przyszliśmy tutaj w innym celu.

- Niemiły jak zawsze- kobieta po drugiej stronie wydawała się rozbawiona. Ona w przeciwieństwie do nas, nie bała się tego, że dzisiaj może strać ważną osobę.

- Chcemy go zobaczyć- powiedziałam z nadzieją, że kobieta usłyszy.

- Oczywiście, że zobaczycie, a ty Clary najbliżej- zacisnęłam usta- Nie wyglądasz na zadowoloną, dziwne.

- Gdzie mamy po niego iść?

- Nie od razu po niego- zaśmiała się- Bardzo duża brzoza na przeciwko was- uniosłam głowę. Była tam, a niżej stał Dylan. Raczej leżał. Nawet z tej odległości mogłam zauważyć zmęczenie wymalowane na jego twarzy- Słoneczko, czekam.

Przełknęłam ślinę, która zebrała się w mojej buzi przez ostatnie minuty. W momencie, gdy Miley przekazywała mi pieniądze w kopercie, wiedziałam, że dzisiejszy dzień nie skończy się dobrze.

- Idź spokojnie i zanieś pieniądze. My zajmiemy się całą resztą.

Szłam bardzo powoli. Tak jak mówił. Z trudem powstrzymywałam się przed puszczeniem biegiem. Przecież mogłam być o wiele szybciej na miejscu.

Byłam już może w połowie drogi, gdy nagle usłyszałam głos syreny policyjnej. No kurwa nie. W moich myślach przeklinałam to auto, które przyjechało tu z wyjątkowym wyczuciem. W innej sytuacji mogłabym się z tego śmiać, ale od tej akcji zależało życie Dylana.

Usłyszałam kilka strzałów. Padały z różnych stron. Uwaga Kate przeniesiona była w sam środek strzelaniny. Jej ludzie się przewracali. Dylan korzystają z jej chwili nieuwagi podniósł się. Przez to ja sama zaczęłam biegnąć w jego stronę.

A potem padł strzał. Nawet nie jeden.

Tego dnia było już ich pełno, ale to te skierowane były w stronę bruneta.

Widziałam jak upada.

W moich oczach zbierały się łzy, które zasłaniały widoczność, ale biegłam dalej.

Chwilę później już klęczałam obok chłopaka.

- Dylan oddychaj, błagam nie- jego koszulka nasiąkała krwią w bardziej niż szybkim tępię.

- Hej, ciii- na jego twarzy widziałam ból, a po mojej twarzy spływały coraz większe łzy.

- To moja wina, to nie może tak wyglądać- mówiłam jak najęta. 

- Clary, błagam cię- ścisnęłam mocno materiał jego koszulki, a potem rozerwałam. Skrzywiłam się, bo... 

- To się nie może tak skończyć- moje ciało drżało.

- Zrobiłaś to, bo chciałaś uratować siostrę. Rozumiem.

- Nie rozumiesz- krzyknęłam- Nie możesz odejść. Nie zostawisz mnie-złapałam go za rękę i mocno ścisnęłam.

- Foster- powiedział z bólem- Wybaczam ci, okej?

Te słowa sprawiły, że moje serce zaczęło bić mocniej niż kiedykolwiek. Wkurzyło mnie to, więc w innej sytuacji chyba bym je wyrwała.

- Nie chcę twojego przebaczenia- cała się trzęsłam- Chcę tylko, żebyś za chwilę tutaj stanął i nas wszystkich uratował.

Widziałam jak po jego policzkach spływają łzy. On nie chciał stąd odchodzić. Chciał być tutaj na ziemi wśród przyjaciół...

- Musisz stąd iść- wyszeptał, jakby mówienie głośniej sprawiało mu ból.

-Nie chcę tak- chłopak ścisnął moją rękę.

- Zabiorą cię.

- Trudno- wyszeptałam patrząc w jego oczy. Chciałam go teraz przytulić, ale to sprawiłoby nam jeszcze większy ból.

Nie wiem co czuł. Nie pamiętam też co czułam, gdy dotykałam jego ciała po raz ostatni. Biegłam teraz przed siebie i nie dopuszczałam nawet myśli, że ktoś mógłby jeszcze mnie szukać. Żeby rozluźnić atmosferę powiem tylko, że kilka razy zderzyłam się z jakimś drzewem.

Dylan, gdyby to widział- pewnie by się śmiał.


Ciężko było mi to pisać, bo łzy zasłaniały klawiaturę. Nie zwracajcie uwagi na te błędy.

Jeszcze epilog eh

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top