37

Rozrywało mnie od środka. Co ja najlepszego zrobiłam? 

Wcale nie pocieszał mnie fakt, że Audrey była teraz bezpieczna. To znaczy cieszyłam się, że ta dziewczyna mogła teraz spokojnie leżeć w łóżku i pić herbatę. Może nie do końca była spokojna, bo przeżyła niemały szok. Tak jak jak- za pierwszym razem. Chociaż kłamstwem byłoby stwierdzenie, że po ostatnim razie wcale nie czułam obojętności. Nawet moje myśli są jakieś rozbiegane.

- Miley wytłumacz mi o co chodzi z tym nazwiskiem?

- Jakim nazwiskiem?- moja przyjaciółka między kolejnymi słowami brała do ust popcorn.

- Wcale się o ciebie nie pytał- z kuchni usłyszeliśmy głos Alana, który był najprawdopodobniej skierowany do mojej przyjaciółki.

- Zaczynam się bać- powiedziała ze śmiechem blondynka.

- Powinnaś, sama widzisz w jakim towarzystwie zaczęłaś się obracać- powiedziałam w przypływie jeszcze gorszego humoru.

Minęło kilka godzin od momentu, w którym ostatni raz widziałam O'Briena.

- Jedno z nazwisk jest po moim ojcu, a drugie po matce. Ona uparła się, że mimo wszystko nie chce stracić panieńskiego- powiedziała, jakby w ogóle nie zwróciła uwagi na to, co wcześniej powiedziałam. I dobrze. Niech sobie dziewczyna nie psuje dobrego humoru. 

- I co w związku z tym?

- W dzienniku mam zapisane oba- do ust wzięłam kolejnego chrupka- Czasami przedstawiam się innym. Znaczy- dziewczyna zrobiła chwilę pauzy- Mogę jednemu przedstawić się Baker, a innemu Lee.

- To głupie- stwierdziłam, chociaż już pełno razy słyszałam tą historię.

- Wytłumacz mojej matce. Tyle razy przypominała mi o jej nazwisku, że wszystko mi się pomieszało.

- Nauczycielom tak samo- dodałam.

Potem znowu rozmawiali, a ja miałam dość. Gdy ostatni raz wychodziłam z domu- nie było Edmunda. Chyli najprawdopodobniej spędza czas z Kate. Moja mama chyba jest teraz z Audrey. Co oznacza, że wszyscy są bezpieczni.

Znaczy prawie wszyscy.

Brakowało mi go, tak strasznie brakowało. Jeśli dalej tak pójdzie to już nigdy go nie zobaczę. Musiałam coś zrobić i to szybko. Zanim będzie za późno. Nie mogłam myśleć, że już jest. Musiałam go uratować. Nie będę się czuła jak bohaterka, bo sprawiłam, że chłopak najprawdopodobniej właśnie zwija się z bólu.

- Widzieliście gdzieś Dylana? Miał jechać po ciebie Clary- Daniel wyglądał na trochę zaniepokojonego.

- Tak, przyjechał po mnie- zacisnęłam usta w wąską linię- Powiedział, że wstąpi do jakiegoś baru- nie chciałam kłamać. Chciałam im wszystko powiedzieć, ale byłam się, że znienawidzą mnie.

Mnie?

Przecież to czysty egoizm!

- Mógł przynajmniej dać nam znać.


Dylan

Bolało mnie coraz bardziej. Kate i jej pomocnicy nie oszczędzali swoich narzędzi tortur. Czy ja serio właśnie pomyślałem 'narzędzi tortur?' Zaśmiałem się i oberwałem jeszcze bardziej. Starałem się nie pokazywać tego, że cierpię. Jednak bardzo dobrze wiedziałem, że Kate mnie zna. Wie, że zawsze staram się maskować ból.

- Twoja ciotka strasznie się wtedy darła- moje serce przystało bić. Nie dlatego, że umierałem. To jeszcze nie to. Ta suka torturowała ją...

- Nie wierzę- powiedziałem cicho.

- Chyba przed śmiercią powiedziała, że mi wybacza. To był kolejny dowód na to, że tu nie pasowała- mówiła dalej- A wracając do tego, co jej zrobiłam. Uwierz, ze musiałam. Nie chciała powiedzieć mi wielu przydatnych informacji. Niestety umarła wraz z nimi. To przykre, bo zabiłam ją na marne. To niemożliwe, żeby naprawdę niczego nie wiedziała, prawda?

Moja wściekłość rosła.

Miałem ochotę ją zabić i wcale bym tego nie żałował. Wszystkim byłby łatwiej. Clary też...

No właśnie. Clary.

Ciągle nie wierzyłem, że to zrobiła. To musiała być pomyłka. Tyle razy jej pomogłem, a ona mówiła, że nie żałuję niczego co...

To chyba już nieważne.

- Jeśli jesteś wściekły na dziewczynę to nie bądź- zaśmiałem się, a potem starłem krew z rozciętej wargi- Wybrała rodzinę zamiast ciebie. 

- O czym ty mówisz?

- Czyli niczego ci nie powiedziała? Myślałam, że macie lepszy kontakt. Przynajmniej tak wszystko wyglądało z boku.

- Nic nie wiesz- powiedziałem trochę głośniej niż zamierzałem. 

- Ty najwidoczniej też- potem westchnęła teatralnie- Żal mi cię słońce. Powiedzmy, że odwiedziłam ją wraz z Edmundem w czasie ich rodzinnej kolacji. Może to był obiad?

- Wiedziałem, że z tym pajacem jest coś nie tak- oparłem się o ścianę.

- Dziwne, Clary zrobiła to samo- powiedziała obserwując mój ruch, a ja parsknąłem. Nie chciałem słyszeć jej imienia. Może zrobiła to, żeby ratować Audrey, ale miałem to głęboko gdzieś. 

Gdyby mi wszystko powiedziała i postarała się to ze mną omówić to wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Donovan nawet by się nie zorientowała. Nie mogła teraz mi zaufać? Ten jeden, być może ostatni raz?

- Okej, najpierw potrzebuję pieniędzy.

- Zawsze chodzi o pieniądze- przewróciłem oczami. Wcale nie zdziwiłem się, że dostałem kila razy w noc. Cholera, złamany.

- Zadzwonisz teraz do swoich przyjaciół i bardzo ładnie poprosisz ich o 100. 000.

- Myślałem, że masz trochę większe wymagania- splunąłem. 

- To na początku. I tak cię nie wypuszczę. Ale przynajmniej pożyjesz kilka dób więcej.

Złapałem się za głowę i pociągnąłem kilka razy za włosy.

- Daj mu telefon- zarządziła kobieta, której tak bardzo nienawidziłem.


Clary


- Ej stary, Dyl dzwoni- krzyknął Alan- Pewnie tak się upił, że będziemy musieli po niego przyjechać.

- No elo, to w jakim barze jesteś? Poczekaj włączę głośnik- zakryłam twarz włosami. Przynajmniej jeszcze żyje.

- Clary niczego wam nie powiedziała?- mimo tego, że nie mogłam na niego spojrzeć to widziałam ten jego drwiący uśmiech.

- Powiedziała właśnie wszystko. Od razu pojechałeś do baru- po drugiej stronie słuchawki mogłem usłyszeć histeryczny śmiech.

- Jestem w dosyć specyficznych odwiedzinach u Kate- wszyscy w pokoju zamarli. Dosłownie- Chce 100.000. Powiedziała, że po zapłacie będziecie mieli pewność, że pożyję sobie kilka dni dłużej- można było słyszeć uderzenie i cichy jęk chłopaka.

To wszystko było moją winą.

Chłopcy spojrzeli w moją stronę, a ja wybuchnęłam płaczem. 

Nie musiałam nic mówić. Oni już wiedzieli, że go wydałam.

- Gdzie mamy przywieźć pieniądze?- Alan był bardzo zdenerwowany.

- Baker Street. Tam, gdzie ostatnio odebraliście waszą zdrajczynie- teraz słyszałam Donovan. Nie mogła mnie tak nazwać. Zrobiłam coś strasznego, ale przecież nie dała mi zbyt wielkiego wyboru- Clary- po drugiej stronie usłyszałam śmiech kilku osób- Dylan bardzo serdecznie cię pozdrawia.

- Poczekaj- Daniel pominął ostatnią uwagę. Nawet na mnie nie spojrzał- Dylan ma tam być. Chcę mieć pewność, że żyje.

- Nie sądzisz, że to ja powinnam stawiać tu warunki?- syknęła.

- Chcesz te pieniądze?

Po drugiej stronie zapadło milczenie. Wszyscy czekali na jej werdykt. Jakbyśmy właśnie mieli czekać czy decyzją będzie czyjać śmierć. A może była?

- Zgoda. Będziecie mogli go zobaczyć na miejscu.

- Nie live- dodał ktoś z pokoju.

- Będziecie mogli nawet go dotknąć- zaśmiała się kobieta- Pieniądze ma mi dostarczyć Clary i to on sprawdzi czy Dylan żyję i jest na miejscu całkowicie prawdziwy.

Moje serce chyba właśnie przestało bić. A może zaczęło jeszcze mocniej. W tej chwili byłam najbardziej znienawidzoną osobą w tym pokoju i chyba nawet Miley nie patrzyła na mnie przychylnym okiem.

Gdy rozmowa została zakończona, całkowicie zamilkłam.

- Musimy dać znać na policji- po chwili ciszy powiedział Daniel- W esemesie, który mi przed chwilą wysłała, powiedziała, że mamy dwie godziny.

- Jeśli damy znać policji, zabiją go- powiedziałam spanikowana.

- Wydając go, wydałaś już taki wyrok- Alan nawet nie spojrzał w moją stronę- Musimy podjąć ryzyko.

Jeszcze jeden rozdział i epilog.

Sprawdźcie mojego snapa i wcześniejsze rozdziały. To chyba jakiś maraton, trzy dni pod rząd rozdziały lol.

Błędy będzie mi poprawiała dziewczyn po skończeniu tego ff na nowo, więc nie mam siły już tego robić dzisiaj XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top