35

Ty idiotko- obrażałam się w myślach już jakiś czas. To znaczy pewnie minęły ułamki sekund, ale ja już użyłam na sobie tyle obelg, że chyba będę musiała iść do spowiedzi.

Miałam kilka wyjść.

Udawać, że nie wiem o co chodzić i liczyć na to, że się wycofają.

Uciekać.

Zacząć krzyczeć- w sumie i tak pewnie nic by to nie dało.

- Clary, prawda?- drobnej budowy blondyn zbliżał się do mnie szybkim krokiem. Przełknęłam ślinę. Tak bardzo chciałam zapaść się teraz pod ziemię.

- Pomyliliście mnie- tylko tyle zdołałam powiedzieć, bo strach paraliżował mi chyba też mózg, któremu odebrał zdolność racjonalnego myślenia.

Już wiedziałam, że na początku mnie nie rozpoznali, bo moje włosy były zupełnie innego koloru, a ja przez to wydawałam się jeszcze bardziej blada niż zwykle. Bardzo też schudłam od ostatniego spotkania z Kate.

I tak z przyzwyczajenia będę ją już nazywała Kate.

Chwilę później byli już tak niebezpiecznie blisko, że poderwałam się z krzesła i chciałam się wycofać, ale ktoś mi przeszkodził. Poczułam mocny uchwyt na ramionach i znienawidzony zapach perfum. Nie musiałam się nawet odwracać, żeby wiedzieć kto za mną stoi. Wiedziałam od początku.

Bardziej wkurzona niż przestraszona... Nie, jednak ciągle byłam bardziej przerażona, ale w mojej głowie miała miejsce mieszanka uczuć. Większa niż zwykle.

- Edmund, puść ją- moja matka wkroczyła do akcji, trochę zdezorientowana całą sytuacją.

- Wybacz, ale to skomplikowane i raczej tego nie zrobię- jakby w odpowiedzi ścisnął mnie o wiele mocniej, na co się skrzywiłam.

-Weźcie też ją- wskazał palcem na moją siostrę.

- Co? Nie!- krzyknęłam, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. A czego innego się spodziewałam?

- Idziemy, włosy ci nie pomogły- szepnął mi do ucha. Szczerze mówiąc, wcale nie zafarbowałam włosów, żeby być nierozpoznawalna. Zrobiłam to dla odwrotnego skutku, ale chyba nikt nie zrozumiał tego oprócz mnie. Bywa.

I nagl coś mnie zaniepokoiło bardziej niż wszelkie inne wydarzenia.

Dlaczego ci wszyscy ludzie wokół nie reagują na to, co się tutaj dzieje? Przecież sytuacja wcale nie jest codzienna. Chyba. Klienci restauracji ciągle zajmowali się swoim posiłkiem.

I wtedy zrozumiałam. Wszystko było ustawione od początku do końca, a ja tylko to ułatwiłam. Byłam na przegranej pozycji, a moja Rose kompletnie nie reagowała. No oprócz tego jednego zdania, które wyszło z jej ust. Ale to chyba niezbyt wiele.

- To dla jej dobra- wyszeptał Edmund do mojej matki. Ona nie wyglądała na przekonaną, ale już po chwili na jej twarzy zawitał delikatny uśmiech.

- Rób co uważasz za słuszne.

***

Nie obudziłam się nagle w swoim domu, albo Edmunda. Nie obudziłam się też na łóżku, które należało do mnie w czasie pobytu u Dylana. To nie było też to dziwne pomieszczenie należące do domu, ale baraku, Kate.

- To miłe, że nie umarłaś. Dostałaś naprawdę mocno w głowę i trochę się dziwię, że nie masz wstrząsu mózgu- głos tej kobiety jeszcze nie był całkowicie przyswajalny przez mój mózg.

- Skąd wiesz, że nie mam?- z moich ust wydobył się bełkot, którego sama na początku nie zrozumiałam. W moim mózgu brzmiało to inaczej.

Zaśmiała się. Nie delikatnie, ale mocno. Tak, chyba można się mocno śmiać. W jej głosię serio słyszałam rozbawienie.

- Nie wiem, zgaduję.

- Ta druga dziewczyna strasznie się drze, rzuca po ścianach. Może jest opętana?

Zacisnęłam zęby.

- Nie masz prawa tak mówić. Audrey się boi.

- Nie widzę po niej strachu.

- Może jesteś ślepy- powiedziałam, a potem szybko dodałam- Albo nie masz uczuć i sam nie potrafisz ich odczytywać.

- To byłoby bardziej prawdopodobne- Kate się ze mną zgodziła.

- Wiesz, że mogłybyśmy się nawet polubić.

- Rzecz, w którą wątpię najbardziej na świecie- byłam tego przekonana, bo jak miałabym się zaprzyjaźnić z moją porywaczką?

Postanowiłam się ułożyć trochę wygodniej. Czułam, że za chwilę usłyszę jakiś długi wykład. Potem ja powiem coś głupiego, a potem ona mnie zabije. Elo.

- Spieszę się, za chwilę odwiozę cię do domu, a teraz tylko kilka informacji- mój histeryczny śmiech wydobył się z gardła, ale nic nie powiedziałam- Dobrze wiesz, że mam twoją siostrzyczkę, która zresztą jest w ciąży. Zabawne- no nie powiedziałabym- Oddam ci ją, ale musisz załatwić mi Dylana.

Patrzyłam na nią nieprzytomny wzrokiem. Oprócz tego, że byłam jeszcze trochę obolała i część informacji dziwnie po mnie spływała to skomentowałaby, w jakiś głupi sposób to, co powiedziała.

- Poczekaj, bo nie rozumiem. Każesz mi wybierać między Dylanem, a Audrey?

- Możesz też interpretować to w taki sposób.

- To nie jest moja interpretacja, ty to powiedziałaś!- byłam wściekła, a zarazem przerażona. Nie chciałam podejmować tej decyzji. Każda z nich była w jakiś sposób zła. Audrey była moją rodziną, a Dylan. On wcale nie był najbardziej znienawidzonym przeze mnie człowiekiem, na tej planecie.

- Masz tydzień- tak zakończyła naszą pseudo rozmowę- Zabierzcie ją do Edmunda, a mu przekażcie, że czekam na niego.

Płakałam. Płakałam całą drogę do domu. Płakałam też całą noc i kolejny dzień.

Krótki, ale za chwilę goście przychodzą!

Tak, mam dzisiaj urodzinki, PrettyLittlePsychoo nominowała mnie do 15 faktów o mnie. Odpowiem na snapie(kristyphore) bo tak będzie dla mnie szybciej. Może kiedyś dodam je też gdzieś tu, ale nie w najbliższym czasie. 

Zbliżamy się do końca, ups

 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top