33
Powoli pakowałam niektóre swoje rzeczy. Wiedziałam, że już nie wykręcę się z powrotu do domu. Nie mojego, ale jednak. Co miałam zrobić? Było mi żal mojej siostry, chociaż w sumie chyba nie powinno. Ona się cieszy z dziecka. A to w końcu jej dziecko...
- Naprawdę musisz jechać?- Daniel stanął przy mnie z niezadowoloną miną. To było miłe.
- To nie zależy ode mnie- powiedziałam zrezygnowana.
- Znowu tylko ja będę gotował- zaśmiała się na słowa Alana. Przez ten czas, który tu byłam, kilka razy, a może nawet więcej gotowałam razem z tym blondynem i szczerze bardzo się dogadywaliśmy.
- Mała nie jedź- Dylan podszedł do mnie i mocno przytulił prawie mnie dusząc. Wiem, że zrobił to specjalnie i najprawdopodobniej udawał zmartwionego. Teraz dopiero zacznie się jego życie i z całą pewnością będzie mu łatwiej.
- Dusisz- próbowałam się uratować z jego mocnego uścisku.
Wspomnę jeszcze raz. Było mi tu dobrze. Ba! Idealnie. Jak w rodzinie. Ale siostra była moją prawdziwą rodziną mimo wszystko i to właśnie ona mnie potrzebowała teraz o wiele bardziej.
- Podwiozę cie- powiedział Daniel i chwycił moja torbę, która swoją drogą nie była wcale ciężka.
W aucie zachowaliśmy milczenie. Dopóty nie podjechał pod ten biały dom. Wtedy Daniel odwrócił się do mnie i otworzył usta. Widziałam, że chłopak chce coś powiedzieć, ale nie wie jak. Może to była bardzo ważna informacja, która była w stanie zmienić moje życie, ale może było to zwykłe pytanie o ulubione ciastka.
Nie dowiedziałam się.
Właściwie zastanawiam się co by było, gdyby ta informacja została mi wtedy przekazana. Czy możliwym byłoby, że nie wyszłabym wtedy z domu i wszystko potoczyłoby się inaczej? Daniel do teraz się obwiania, ale poczekajmy i opowiem wszystko po kolei.
***
Edmund patrzył na mnie z pewnej odległości, której jeszcze dzisiaj nie przekroczył. To dobrze dla niego. Chociaż dla mnie jeszcze lepiej. W mojej głowie pojawił się jeszcze pomył, żeby O'Brien nauczył mnie walczyć, ale to jeszcze długa droga.
Właśnie zajmowałam się pieczeniem naleśników, których nauczył mnie Alan. Obracanie ich było torturą. Jeszcze nie umiem nimi podrzucać. Jednak blondyn powiedział mi, że to tylko kwestia czasu.
- Długo jeszcze będziesz je robiła?- za moimi plecami stała siostra i marudziła.
- Kilka jest już zrobionych, więc jak chcesz to jedz.
- Mam ochotę na Nutelle- mówił dalej, a ja miałam dość.
- To po nią idź- jęknęłam- Jeszcze nie jesteś w zaawansowanej ciąży- byłam wściekła. Wiedziałam, że będę jej pomagała, ale nie miałam robić za nią dosłownie wszystkiego.
- Edmund- zwróciła się do ojczyma- Mógłbyś?- powiedziała ze słodkim uśmiechem.
- Jasne- jaki on potrafi być fałszywy. Przewróciłam oczami i odwróciłam się z powrotem w stronę kuchenki.
- Tato, dlaczego musimy już iść do domu?- smutna ośmiolatka patrzyła na swojego rodzica ze łzami w oczach.
- O tej porze powinnaś już spać- mężczyzna cierpliwie tłumaczył swojej córeczce- Poza tym, o tej porze jest już niebezpiecznie, dlatego powinniśmy iść.
- Ale ty się nie boisz? Uratujesz mnie, prawda?- mała brunetka włożyła rączkę do kieszeni- Odpowiedz tatusiu!
- Zawsze, gdy tylko będę mógł.
- Za rok?
- Za rok też- delikatny uśmiech pojawił się na zmęczonej twarzy.
- A jak będę już nastolatką?
- Wtedy tym bardziej- zaśmiał się, a dziewczynka mu zawtórowała.
Po chwili oboje usłyszeli szelest liści. Znajdowali się w lesie, więc powinna to być norma. Jednak tak nie było. Ktoś musiał stać z boku i niechcący się wydał.
Brunetka odwróciła się w stronę hałasu. W krzakach zobaczyła przestraszonego chłopaka. Na jego ręce widniała rana, musiał się zadrapać. W dłoni trzymał niebieską chustę.
Chłopczyk był na oko starszy od dziewczynki. Niewiele, ale jednak. Miał brązowe włosy, które o tej porze wydawały się czarne. Bardzo krótko obcięty sprawiał dziwne wrażenie.
- Chodźmy- powiedział tata dziewczynki. Jednak ona nie potrafiła oderwać oczu od postaci, która ciągle stała między drzewami.
- Chodź z nami- mała brunetka podbiegła do chłopaka i chwyciła go za rękę. Ten całkowicie zdezorientowany nawet się nie poruszył.
- Clary, musimy już iść- ojciec dziewczynki zawołał ją delikatnie.
- Idź już do taty.
- Nie możesz być tutaj sam- pokiwała głową.
- Nie będę sam, za chwilę wrócę do domu- zdawało się, że chłopak był już odrobinę spokojniejszy.
- Moja mama robi takie dobre kakao- brunet się zaśmiał. Dzieci przez chwilę ignorowały mężczyznę czekającego na córkę.
- Jeszcze się zobaczymy- powiedział z delikatnym uśmiechem na ustach. Sama dziewczynka też się uśmiechnęła i podeszła jeszcze bliżej chłopaka, żeby po chwili pocałować chłopaka w policzek.
Ojciec spojrzał na dziewczynkę i chłopca z rozbawieniem. Potem podszedł i zabrał córkę za rękę. Ta jeszcze tylko odwróciła się i pomachała. Tylko tyle.
Obudziłam się ciężko oddychając. Wspomnienia jak przez mgłę zaczęły układać się w mojej głowie.
To był Dylan.
To chyba było oczywiste.
Czy on też mnie pamiętał?
***
Wzięłam głęboki oddech i chwyciłam do ręki telefon. Nie wiem czemu chciałam to wiedzieć. Ta informacja nie będzie miała już żadnego znaczenia. Jednak byłam ciekawa. Dla niego to koło dziewięciu lat- dla mnie zresztą też.
- Halo?
- Rozstaliśmy się kilka dni temu, tak bardzo za mną tęsknisz?- zaśmiał się.
- Tak bardzo- na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech.
Chwilę rozmawialiśmy tak bez sensu. To znaczy ktoś mógłby powiedzieć, że ta rozmowa była bez sensu. Nie dla mnie. Wbrew wszystkiemu rozmowy z chłopakiem miały sens, a nieważne o czym by była.
W końcu zadałam to pytanie, które tak bardzo mnie nurtowało. Minęło chyba kilka sekund zanim otrzymałam jego odpowiedź.
- Tak pamiętałem cię- powiedział, a potem dodał- I pamiętam jak mnie pocałowałaś.
Napisałam o tym, że skończę szybciej nie dlatego, żebyście pisały mi, że nie mam tego robić i wgl XDD (chociaż to miłe) Długo o tym myślałam i nie chcę, żeby to był tasiemiec aka MODA NA SUKCES, dziękuję.
Jeszcze trochę i znowu zacznie się coś dziać, spokojnie XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top