30
- Za kim jesteś?
- Na bank wygra Portugalia- powiedział Dylan, gdy już usiadł na kanapie obok mnie. W ręce trzymał paczkę Lays'ów.
- Francja jest lepsza- Daniel wyszedł z kuchni, czyli swojego królestwa, w którym nigdy nic nie zrobił.
Chłopcy jeszcze zamówili pizze. Alan pojechał po jakiś alkohol. Jednak O'Brien stwierdził, że ja nie będę piła i kazał kupić blondynowi jakiś sok dla mnie. Niech ma. Nie będę się z nim kłóciła, a dzisiaj nie zależy mi na alkoholu. Właściwie nigdy specjalnie nie pociągał mnie ten trunek, po prostu ludzie czasami chcą zapomnieć o niektórych rzeczach. Alkohol w tym pomaga i tyle.
- Powinniśmy się o coś założyć- gdy wszyscy z domu zebrali się w jednym pomieszczeniu przed telewizorem. Brunet objął mnie i Alana, który siedział po jego prawej stronie- Kto jest za Portugalią?
Ku górze uniosło się kilka rąk, a jeden z chłopaków zabrał kartkę i zapisał imiona. Potem zgłosili się wszyscy, którzy stawiali na Francję. Byłam właśnie wśród nich. Liczba rąk w górze była teraz zdecydowanie większa.
W tle zaczął lecieć fragment piosenki Davida Guetty i Zary Larrson, czyli oficjalny hymn tegorocznego EURO. Za chwilę się zacznie.
Zdziwił mnie fakt, że nikt z obecnych nie ustalił tego, co ma zrobić przegrany w zakładzie. Sama też się nie spytałam, bo uznałam, że jeszcze mnie wyśmieją. Pewnie na każdym meczu tak robią i wyjdę na idiotkę.
Schyliłam się do stołu, żeby wziąć napój, ale wtedy coś mnie podkusiło, żeby jednak wziąć piwo. Wcale nie miałam na nie ochoty. Chciałam tylko zobaczyć reakcję Dylana, która była natychmiastowa. Chłopak nawet nie spojrzał w moją stronę. Jego spojrzenie cały czas skoncentrowane było na ekranie, a on po prostu wyciągnął mi alkohol z rąk i sam sobie zabrał.
- Dzięki- powiedział tyko, gdy upił pierwszy łyk. Prychnęłam. Spodziewałam się raczej tego, że da mi jakiś wykład o alkoholu w tym wieku, ale nie. On mi podziękował.
Schyliłam się jeszcze raz, ale tym razem po sok pomarańczowy.
Nagle stało się coś okropnego dla reprezentacji Portugalii. Niestety w danym momencie odwróciłam się, przez co nie widziałam całej sytuacji. Zobaczyłam tylko zwijającego się z bólu Ronaldo. Z ust Dylana padło kilka przekleństw. Stracili jednego z najlepszych zawodników. O ile nie najlepszego, bo to w końcu kapitan drużyny.
Jak bardzo dużo osób, ja nie przepadałam z nim. To znaczy nic do niego nie miałam. Może zazdrościłam mu zawsze idealnej fryzury? W każdym razie zrobiło mi się go cholernie żal. Było po jego twarzy widać, że bardzo cierpi. Pawie od razu na boisko weszli ludzie z noszami.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że połowa Portugalii właśnie siedziała przed telewizorami, na trybunach i łapali się za głowy, przeklinali- jak brunet obok mnie, albo krzyczeli po Francuzie, który sfaulował zawodnika. Też byłabym wściekła.
Po kolejnych minutach meczu zaczęło mi się nudzić. Zaczęłam się wiercić na fotelu. Chyba przeszkadzało to innym, bo przez chwilę byłam mordowana wzrokiem przez każdego znajdującego się w tym pomieszczeniu. Przecież i tak co chwilę się darli!
- Ty idioto!- Daniel po jakimś czasie krzyknął. Jakiś piłkarz reprezentacji Francji miał idealną sytuację, żeby strzelić bramkę, ale nie udało mu się. Sama byłam zawiedziona, bo to oznaczałoby przewagę nad Portugalią. Przecież nie mogłam przegrać tego zakładu.
Po jakimś czasie finał zaczął mnie interesować. Sama kibicowałam i darłam się razem z innymi. Cholera, to było super. Nikt nie patrzył na mnie dziwnie, bo wszyscy robili dokładnie to samo. W takiej sytuacji czułam się o wiele swobodniej w towarzystwie płci przeciwnej niż gdybym miałam być wśród swojej.
- Dogrywka- skomentował Alan biorąc kolejną garść chrupek- Będzie dogrywka, mówię wam- Przerwa, na którą na początku tak bardzo czekałam nastąpiła. Chociaż teraz już nie mogłam doczekać się części dalszej meczu.
Musiałam pilnie skorzystać z łazienki, więc po chwili już nie było mnie w pokoju.
Wychodząc z toalety usłyszałam pukanie do drzwi. Nie za bardzo mnie to interesowało, więc chciałam to po prostu olać. W końcu pukanie ustało, ale ktoś nie dawał za wygraną i zaczął dzwonić dzwonkiem.
- Czy mógłby ktoś otworzyć?- powiedziałam trochę głośniej. To nie tak, że się bałam... Po prostu w drzwiach nie było klucza. Tak właśnie.
Jakiś mężczyzna- wyglądał na o wiele starszego od reszty- wstał z krzesła i ruszył w moją stronę. Nie był napakowany. Wyglądał jakby miał lekką nadwagę, ale był bardzo sympatyczny. Rude włosy sprawiały, że często był w centrum uwagi. Śmiali się z niego, ale to nie było poważne. Miał ogromny dystans do siebie.
- Jest Clary?- głos Miley rozpoznałabym wszędzie. Jednak nie miałam ochoty jej teraz widzieć. Dobrze mi było w takim towarzystwie. To dziwne, że tak zareagowałam?
- Jestem- powiedziałam znudzona.
- Dobrze, że cię znalazłam.
- Cały czas tu byłam- nie chciałam zachowywać się niemiło w stosunku do niej, ale tak jakoś wyszło.
- Oglądacie mecz?- omiotła spojrzeniem pokój i dodała- To było głupie pytanie.
- Z całą pewnością- za moimi plecami pojawił się Dylan. Znowu- Przyszłaś, bo chcesz go oglądać z nami?- na jego twarzy pojawił się lekki grymas. Nie ukrywał tego, że jej tu nie chce. Nie przepadał za nią. Moja przyjaciółka sama w sobie była dość specyficzną osobą.Co mogłam na to poradzić?
- Właśnie dlatego przyszłam- blondynka ze zdenerwowania zaczęła bawić się palcami u rąk. Widać, że czuła się zakłopotana- Tylko, że nie jestem sama- nagle za jej plecami pojawił się Albert.
- No to są jakieś żarty- chłopak za mną ścisnął mnie za ramię. Chyba zrobił to wbrew sobie.
- Ej, druga połowa się zaczyna- krzyknął Daniel. Zostałam pociągnięta na swoje miejsce. Już zapomniałam jak bardzo wygodna jest ta kanapa.
Albert i Miley wolnym krokiem znaleźli się w salonie. To, że my sami odeszliśmy chyba było dla nich znakiem. Znakiem, że mogą wejść.
Teraz rozgrywki nie były już takie same. Można byłoby wyczuć sztywną atmosferę. Chłopcy od czasu do czasu coś skomentowali, ale nawet niestrzelona bramka Griezmanna była podsumowana milczeniem.
Była dogrywka. To jednak przewidział blondyn.
W końcu wygrała Portugalia.
- Szlak- powiedziałam niezadowolona. W oczach wszystkich wygranych zobaczyłam tajemniczy błysk, który z całą pewnością nie oznaczał niczego dobrego. Nowi goście patrzyli na nas zdezorientowani.
- No to przez równe dwa tygodnie robicie to co chcemy- Dylan wstał i powiedział ostatnie słowa z wyraźnym zadowoleniem.
- Ratujcie- Daniel złożył ręce.
- No to Clary na kolana- usłyszałam całkiem poważny głos Dylana, a moje oczy automatycznie się rozszerzyły.
- Chyba żartujesz- wyjąkałam. Odpowiedział mi tylko śmiech chłopaka i pozostałych, a ja mogłam przysiąc, że właśnie zrobiłam się cała czerwona.
Inne dziewczyny w takich sytuacjach słodko się rumienią. Na ich policzkach pojawiają się różowe plamy i wygląda to uroczo.
Ja nie. Ja byłam cała czerwona i miałam ochotę kogoś zamordować. Już chyba nawet wiedziałam kogo. Co ja mogłam za to, że żarty tego chłopaka były dość specyficzne. Chociaż chłopcy, których znam mają bardzo podobne poczucie humoru.
- Zapowiadają się na prawdę trudne dwa tygodnie- powiedziałam pod nosem.
Mam nadzieję, że nie zanudziłam tym rozdziałem
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top