29

- Dorothy daj wreszcie spokój- za mną stał Dylan. Skądś to pamiętam. Czy on tak bardzo lubi stać z tyłu?

Czekaj.

Czekaj.

Jaka Dorothy?

- Dorothy?- prawie krzyknęłam zdezorientowana. Sama mi się przedstawiła jako Kate.

- To skomplikowane, a ty i tak nie rozumiesz.

- Miło, że we mnie wierzysz. To zawsze pomaga- uśmiechnęłam się słodko.

- Zbieram się.

- Tak szybko?- O'Brien wydawał się zdziwiony.

- Przypomniało mi się, ze mam kilka spraw do załatwienia.

Zniknęła jeszcze szybciej niż się pojawiła. Co jest nie tak z tą kobietą?

- Najpierw mnie wołasz, walisz do drzwi...

- Walę do czegoś innego...

-Dylan!- nie miałam cierpliwości do tego chłopaka. Schowałam twarz w rękach. 

-Wybacz- złapał mnie za dłonie tak abym musiała pokazać twarz- Tak na mnie działasz- powiedział z trudem utrzymując powagę. Dlaczego? Tego człowieka wszystko bawiło!

- Nie jesteś zabawny- pokroiłam głową.

- Mogę opowiedzieć ci bajkę.

- Ty nie umiesz.

- Nie skreślaj mnie- powiedział rozbawiony. W sumie niech mówi. Ja nie będę miała z tym problemu- Tylko jeszcze jedno. Ona nie umarła...

-Właśnie to miałam okazję zauważyć.

- Powiedziałaś, że w 2004, jeśli chodzi ci o artykuł Daniela to musi to być 2002 roku- klepnęłam się otwartą ręką w czoło. Cholera. Mogłam już nic nie mówić.

- Okeeej, ale dlaczego ona nie zaprzeczyła-zapytałam się zdezorientowana.

- Mało ją to obchodziło-westchnął- Może miała ważniejsze sprawy. To tyle. To chcesz bajkę?

Zaśmiałam się. Tylko na tyle było mnie stać. 

- Opowiadaj.

- Może być nie na temat?

- Może, ale i tak nie będzie tak dobra jak moja.

- Więc chodźmy do łóżka- prawie się zakrztusiłam- Ej nie o to mi chodziło- skrzyżował ręce- Ale jeśli bardzo tego pragniesz.

- Śmieszku.

-Jest już trochę późno, więc myjemy się. Przyjdę do ciebie za pół godziny, okej?

***

Leżałam w łóżku już od 5 minut. Jednak czas wyznaczony przez niego jeszcze nie minął. Zabawne. Czyżbym wyrobiła się szybciej od niego?

-Jestem!

- Myślałam, że się nie doczekam. Serio.

- Musiałem jeszcze zmyć makijaż- uderzyłam go w ramię, gdy już zajął obok mnie miejsce.

- Niewygodnie mi- stwierdziłam.

- Mi też. Oprzyj się jakoś o mnie- od początku nie uznałam tego za dobry pomysł. Trochę dziwnie. To nie tak, że nigdy nie oparłam się o żadnego chłopaka. Przecież miałam już kilku. Tylko, że to był Dylan i... sama nie wiem. Jednak to zrobiłam.

- Teraz wreszcie możesz opowiedzieć mi tą bajkę!

- Nie chcę- stwierdził obojętnie.

- Więc o co ci chodzi?- chłopak westchnął, jakby wcale nie chciał mi tego tłumaczyć.

- Opowiem ci trochę o Kate, znaczy Dorothy- brunet wyglądał na zdenerwowanego rozmową, która za chwile miała się odbyć. Ja jednak byłam zachwycona. Czy to znaczy, że nareszcie będę mogła poznać prawdę? Na nic nie czekałam tak długo.

- No to opowiadaj- odsunęłam się i usiadłam w siadzie skrzyżnym na przeciwko niego.

- Prawdziwa Kate Donovan nie żyje, była moją ciotką. Została zabita, ale tak już jest w tym biznesie. Siedziała w tym dłużej niż ja, bo była starsza- przeczesał włosy.

Otworzyłam usta, żeby o coś się zapytać, ale w porę uznałam, że to nie będzie dobry pomysł. Jeśli będzie chciał to mi powie, a jeśli nie to moje naciskanie na niego- nic nie da.

- Dorothy Price była od zawsze konkurentką, więc nikt się nie zdziwił, że to właśnie ona ją zabiła. Wiem, że to okropne, ale nikt specjalnie nie rozpaczał po jej śmierci. Była złą kobietą, ale czy gorszą od Price? Sam nie wiem jak to się stało, że ta szybko przybrała jej nazwisko. Nikt nawet nie zgłosił jej śmierci? 

- Było ci to obojętne?- musiałam przerwać, bo byłam bardzo ciekawa i to wygrało.

- To bardzo trudne do wytłumaczenia. Byłem dzieckiem i to dziwne, ale nie rozumiałem tej sytuacji. Nawet nie wiedziałem wtedy, że to było morderstwo. Poza tym ciocia praktycznie mnie nie odwiedzała, więc zauważenie jej braku było trudne. Ta cała sprawa wyszła na jaw bardzo niedawno. Nawet, gdybym poszedł z tym na policję... Sprawa jest już przedawniona, a ja sam nie jestem tam mile widziany- zaśmiał się lekko.

- Rozumiem, ale chcę wiedzieć dlaczego ona tak bardzo mnie nienawidzi- jęknęłam- Przecież nie zrobiłam nic złego.

- Sprawiłaś, że wyszedłem z więzienia. To jej wystarczy- wzruszył ramionami.

- Nie miałam wyboru- syknęłam.

- Żałujesz, że to zrobiłaś?- cholera. Popatrzyłam na Dylana, a jego wyraz twarzy wskazywał na to, że jest bardzo zaciekawiony moją odpowiedzią. Tylko, że ja kompletnie nie wiedziałam co odpowiedzieć.

Gdyby został zamknięty- nie poznałabym go, a wtedy nie zostałabym porwana i nie dostawałabym anonimowych esemesów. 

Wstawiłam się za nim i co z tego miałam?

- Podsumowując- wzięłam głęboki wdech- Nie żałuję- na ustach bruneta mogłam teraz zobaczyć uśmiech, który chwilę później zamienił się w ten ironiczny.

- Czyli już się we mnie zakochałaś- powiedział rozbawiony.

Ścisnęłam usta w wąską linię i po chwili zepchnęłam go z łóżka.

- Możesz sobie o tym pomarzyć.

Komentujcie czy coś, bo mi smutno, okej :/

Macie Dylary moments XDDD

Czy ja nie miałam tego skończyć do wakacji? XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top