28

- Foster?

- To ja.

Kolejne odwiedziny w więzieniu. Policjanci i wszyscy, którzy zajmowali się pilnowaniem tego miejsca już nie patrzyli na mnie przychylnym wzrokiem. O ile kiedyś patrzyli.

Teraz było zupełnie inaczej.

Chyba pamiętali mnie po ostatniej akcji.

No i mam coś wspólnego z Dylanem, którego oni szczerze nienawidzą. Ale czy to moja wina?

- Dzisiaj nie zobaczysz się z ojcem. Bo to twój ojciec, prawda?- patrzyłam na niego niezrozumiałym wzrokiem. Niby dlaczego miałabym się z nim nie spotkać? Jeśli to wszystko ma coś wspólnego z O'Brienem...

- Coś nie tak?- ze zdenerwowania zaczęłam skubać paznokcie. Cholerny nawyk.

- Od kilku dni bardzo źle się czuje. Nic nie możemy z tym zrobić, ale odwiedziny są zakazane.

- To są chyba jakieś żarty. Jestem jego córką!- prawie wykrzyczałam.

- Jednak w tym miejscu to ja mam większą władzę.

- Jeszcze zobaczysz- wysyczałam przez zęby. Jeszcze nigdy nie słyszałam o czymś takim. Źle się czujesz i zakaz odwiedzin? Nawet przez tak bliską rodzinę? Nawet jeśli wydaje się to logiczne. 

- Zabieraj się stąd dziewczyno- machnął ręką.

- Czy przynajmniej jest w szpitalu?

- Więźniowie mogą sobie pomarzyć o szpitalu- powiedział pod nosem, ale ja usłyszałam.

- Co?

- Jest w swojej celi, a teraz na prawdę zmykaj, bo mam cię dość- teraz już odszedł. Nie zapewnili mu już nawet lekarza?

Kiedyś miałam bardzo dobry kontakt z rodzicami. Wszystko się zmieniło w momencie, gdy Chris poszedł do więzienia. Rose oszalała. Dosłownie. No, bo jak wytłumaczyć to, że znalazła sobie takiego Edmunda?

***

- Powtórz mi to jeszcze raz. Wszystko od początku, bo nic nie rozumiem.

- Porwała mnie Kate Donovan- powiedziałam wolno.

- Tyle zajarzyłam- to i tak wiele Miley.

- Wczoraj rozmawiałam z Danielem. On zawsze czyta te swoje gazety i do tego się już właściwie przyzwyczaiłam. Tylko, że wczoraj po tym jak wyszedł popatrzyłam do nich.

- Po co?

- Jesteś głupia- westchnęłam- Byłam ciekawa. A tak na prawdę to zupełnie przypadkowo.

- Dobra. Teraz mów dalej.

- Chcę, ale mi przerywasz- jęknęłam- Był artykuł o śmierci tej kobiety. Została zastrzelona. Mało tego. Było dodane jej zdjęcie. Miley, to nie była ta sama kobieta.

Po drugiej stronie słuchawki zapadło milczenie.

- Wiesz ile osób może być o tym samym imieniu i nazwisku?

Moja przyjaciółka mówiła sensownie, ale i tak mi to nie pasowało. Dlaczego Daniel miałby się tym zainteresować? Podali fałszywe zdjęcie? Prawdziwa Kate dalej żyję? A może ktoś inny się podszywa. Wszystko się komplikowało, a ja bardzo dobrze zdawałam sobie z tego sprawę. Nawet, jeśli już myślałam, że jestem na dobrej drodze to zawsze działo się coś, co całkowicie komplikowało sytuację i znowu znajdowałam się w punkcie wyjścia.

- Clary. Jesteś tam?

- Zamyśliłam się. Wybacz- usłyszałam pukanie do drzwi- Chwilkę- krzyknęłam w tamtą stronę i znowu wróciłam do rozmowy telefonicznej- Musimy się streścić, bo ktoś się tu do mnie dobija.

- Trochę zazdro. Mieszkasz z samymi facetami- a potem dodała- Pewnie wszyscy są tacy mega przystojni- mogłam sobie wyobrazić to, że właśnie zamknęła oczy i przetarła ręce. Zawsze to robi jak jest rozmarzona. 

- Ziemia to blondynki- powiedziałam rozbawiona- Wcale nie jest tak super- dodałam.

- Wracając do tematu. Powiedz mi tylko. Też masz wrażenie, że te wszystkie sprawy są w jakiś sposób połączone?

- Właściwie- głos za drzwiami mi przerwał.

- Musimy pogadać, teraz!- krzyk Dylana było słychać najprawdopodobniej w całym domu. To chyba było coś bardzo ważnego.

- Muszę kończyć- powiedziałam przeciągle. Chciałam jeszcze porozmawiać z przyjaciółką.

Odłożyłam telefon.

Walenie do drzwi ustało w tym samym momencie. 

Boże dopomóż.

Leniwie podniosłam się z łóżka i bardzo wolnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Skoro już podniosłam się z łóżka i przerwałam jakże interesującą rozmowę telefoniczną to chyba należą mi się wyjaśnienia.

- Dylan!- krzyknęłam, gdy otworzyłam drzwi.

- Wyszedł- odpowiedział jakiś głos, a ja prawie umarłam. Dosłownie. Głos kobiety, którego nigdy nie zapomnę. Co ona tu robi?

- Kate- szybkim krokiem ruszyłam po schodach. Dlaczego właśnie w jej stronę? Chyba powinnam uciekać. 

Tylko, że ja miałam kilka pytać i potrzebowałam odpowiedzi.

Och, chcę je poznać przed śmiercią.

- Moja kochana Clary. Wiesz, że po ciebie przyjechałam? Razem z moimi przyjaciółmi.

- Nie wyglądasz mi na osobę...- Donovan nie pozwoliła mi skończyć.

- Dlaczego nie uciekasz?

- Bo jestem ciekawa.

- Ciekawa czego?- patrzyła na mnie z zainteresowaniem.

- Wszystkiego. Poza tym jest jedną ważna rzecz. Ty nie żyjesz- powiedziałam wskazując na nią palcem. Ta najpierw się skrzywiła, a potem jej miną uległa diametralnej zmianie. Zaczęła się śmiać.

- Przecież tu stoję- zrobiła krok do przodu, a ja jeden do tyłu.

- Widziałam artykuł w gazecie. Umarłaś w 2004 roku.

- To skomplikowane dziecino. I nawet jeżeli tak myślisz to wcale nie upozorowalam własnej śmierci. To zbyt oklepane.

- Więc mi wytłumacz...- to nie miało sensu. Wiedziałam, że musiało by się stać naprawdę coś wielkiego, żeby ta kobieta wszystko mi powiedziała. Myślę, że nie ma tego w planach, więc powinnam uciekać. Tak właśnie. To jest najlepszy pomysł. Może wyciągnę informacje od Dylana?

Jasne, a on powie mi wszystko od początku do końca.

Stwierdziłam, ze najlepszym pomysłem będzie wycofanie się do tyłu i ucieczka piwnicą. Może gdy się pospieszę to uda mi się uciec.

Szkoda tylko, że za mną ktoś stanął i pokrzyżował mój jakże misterny plan ucieczki.

No to byłoby chyba na tyle- W kacikach moich oczu zebrały się łzy bezsilności.

Słaby ten rozdział. Ostatnio niby mam wenę, ale jakoś mi nie idzie. Może to te wakacje tak rozleniwiają?

Jadę na koncert THE VAMPS AAAAAAAAAAAAAAAAAA

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top