24

Widziałam jak wysoki brunet idzie w stronę balkonu. 

Dylan.

Nawet, gdy stoi tyłem to mogę go z łatwością poznać. Jest taki charakterystyczny.

Stwierdziłam, że pójdę za nim. Zresztą co miałam do stracenia? Nic. No właśnie.
Poza tym, potrzebowałam rozmowy. Potrzebowałam jej jak nigdy. Nie chciałam teraz widzieć się z Miley, ani Audrey. Moja mama, ani mój tata z całą pewnością by tego wszystkiego nie ogarnęli. 

Dla pocieszenia, ja też nie rozumiałam.

Stanęłam na palcach i ruszyłam za wysokim chłopakiem. W za dużej koszuli wyglądałam pewnie komicznie. W tych wszystkich filmach, kobiety wyglądają niezwykle pociągająco w takich koszulach czy zbyt dużych bluzkach należących do swoich partnerów, ale ja zawsze byłam inna. Do tego moje skradanie musiało stworzyć mieszankę wybuchową. No, bo jak inaczej. Dlatego wcale nie zdziwiłam się, gdy usłyszałam za sobą śmiech jednego z chłopaków. Był to oczywiście Alan. Zauważyłam, że ten facet jest dosłownie wszędzie. Nie czuje się przez niego śledzona, chociaż po tych wszystkich wydarzeniach powinnam już wpaść w paranoję! Tylko, że ja jestem silną kobietą! Wmawiaj sobie Clary, wmawiaj....

Odwrócił się w stronę roześmianego blondyna i przełożyłam palec do ust. Ten na znak, że zrozumiał, pokiwał głową i odwrócił się w stronę telewizora. O dziwo wcale nie leciał mecz piłki nożnej, a jakiś dziwny program o gotowaniu. Jeśli wszystko wychodzi mu tak dobrze jak naleśniki to chyba w przyszłości, gdy już będę sławną milionerką, zatrudnię go w mojej kuchni. 

A on się zgodzi...

No nic.

Wyjątkowo gładka podłoga. Kto tak bardzo się nią zajął, że teraz właśnie leciałam przed siebie? Pisnęłam i to wcale nie tak cicho. Już po chwili leżałam na Dylanie. Och, wiem jak to brzmi. Ludzie w tym wieku mają same skojarzenia. 

- Czy ty nawet chodzić nie umiesz?

- Oczywiście, że umiem- prychnęłam- Tylko, że tu jest strasznie ślisko.

- Kobieto, ktoś tu wreszcie posprzątał i sprawił, że jest czysto, a ty jeszcze narzekasz.

- Rozumiem, że można nie mieć humoru, ale tak jak ty...

- Co ci znowu nie pasuje?- krzyknął do mnie, a ja skuliłam się. Powinien mnie wspierać. To przez niego się w to wszystko wpakowałam. Dlaczego on się tak teraz zachowuje?

Minęło chyba kilka minut, a ja ciągle stałam w tym samym miejscu. Nawet nie zauważyłam, w którym momencie brunet zniknął.

- Wyszedł na balkon- chłopak, a raczej mężczyzna, który był najstarszy z nich, odezwał się do mnie dosyć miłym głosem.

- Dzięki. Chciałabym wiedzieć o co mu chodzi- dodałam.

- Mamy tylko drobne przypuszczenia, ale lepiej, żebyś to ty sama z nim porozmawiała- uśmiechnął się Alan. Nigdy nie zapomnę momentu, gdy groził mojej najlepszej przyjaciółce, ale mimo wszystko polubiłam go. No i hej! On umiał gotować!

Z boku leżała jakaś bluza. Firmowa, a jakby inaczej- zaśmiałam się pod nosem.

Na podwórku robiło się dosyć chłodno. Ja na dodatek zawsze byłam wyczulona na punkcie temperatury.

Tak jak powiedział mi jeden z członków gangu, Dylan stał oparty o balustradę na balkonie. Wyglądał na zmęczonego. 

- Hej- powiedziałam cicho z lekkim uśmiechem. Popatrzył na mnie trochę jak na idiotkę, a potem otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Jednak nie wydobył się żaden dźwięk. 

Przemilczę to tak jak on.

Niech sobie nie myśli, że mi zależy.

- Aż tak bardzo tu przeszkadzam?

- Aż tak bardzo to nie- czy ja widziałam lekki uśmiech?

- Więc o co ci chodzi?- O'Brien tylko wzruszył ramionami.

- Gdybym wiedział- westchnął ciężko- Masz też czasami tak, że czujesz się fatalnie i wiesz, że coś jest nie tak, ale mimo wszystko nie masz pojęcia co?

Cicho westchnęłam. Kiedyś tak było. Teraz bardzo dobrze wiem co jest grane.

Podeszłam bliżej. Po chwili stałam już obok niego. Jaki on jest wysoki.

- Ludzie to bardzo skomplikowane stworzenia. Bardzo dużo osób tak ma- poprawiłam włosy- O ile nie wszyscy.

- Co mam robić? Nie lubię, gdy ludzie się martwią z mojego powodu- odwrócił się w moją stronę- Może to dziwne. Na dodatek czuję się kompletnie niepotrzebny. Chłopcy daliby sobie radę beze mnie i...- przyłożyłam palec do swoich ust na znak, że ma się na chwilę uciszyć. Cieszyłam się, że tak się przede mną otworzył. Mimo wszystko nawet teraz nie wyglądał na osobę, która by się w jakiś sposób nad sobą użalała. Po prostu mówił. Chwilę później wskazałam swoją ręką na drzewo.

- W odległym zakątku świata, w gęstym lesie, znajdowała się drabinka. Była to zwykła drabina, zrobiona z wysuszonego i zużytego drewna. Była otoczona świerkami, modrzewiami i brzozami Wspaniałymi drzewami. Pośród nich wydawała się naprawdę nędzna.

- Będziesz teraz opowiadała mi bajkę?- wydawał się rozbawiony, a ja tylko przytaknęłam głową.

- Słuchaj- poleciłam.

- To może ja najpierw położę się do łóżka- zgromiłam go wzrokiem.

- Drwale którzy pracowali w lesie, pewnego dnia dotarli tam. Spojrzeli na drabinę z politowaniem. "Co to za tandeta?" - zawołał jeden. "Nie nadaje się nawet na opał" - powiedział drugi.

Spojrzałam w stronę Dylana, który patrzył na mnie z politowaniem. Dźgnęłam go w żebro, żeby zaczął wreszcie traktować to na poważnie, ale on tylko się zaśmiał- Faceci.

- Kobiety- mruknął pod nosem. Powiedziałam to na głos?

-  Jeden z nich chwycił za siekierę i rozwalił drabinę dwoma uderzeniami. Rozpadła się w jednej chwili. Była rzeczywiście do niczego. Drwale oddalili się, śmiejąc się szyderczo.

- To koniec? Czy bajki nie powinny mieć jakiegoś morału? Chyba, że sama wymyśliłaś... Ała! Za co?

- Posłuchaj do końca idioto. 

- Mhm.

- Była to jednak drabina, po której co wieczór wspinał się ludzik, zapalający gwiazdy. Od tej nocy, niebo nad lasem pozbawione było gwiazd.

Ostatnie słowa mówiłam prawie szeptem wpatrzona przed siebie. Nagle poczułam ciepło. Dylan delikatnie przyciągnął mnie do siebie. Oparłam się na jego klatce piersiowej.

- W sumie ta bajka wcale nie była taka beznadziejna- powiedział pod koniec.

Gwiazdki za bajkę.

Dodałam zwiastun- jest tam, gdzie prolog hihi

PS ZAPOMNIAŁAM NAPISAĆ, ŻE BAJKA NIE MOJA TYLKO

BRUNO FERRERO---- POLECAM

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top